poniedziałek, 12 sierpnia 2024

Tu i tam, bywamy.

    Lato w pełni więc fruwamy jak te pszczółeczki, tylko z miasta do miasta. Aczkolwiek powracamy jak bumerangi.  w tym sezonie powróciliśmy np. do stolicy żeby w spokoju odwiedzić Muzeum Narodowe. Janka najbardziej zainteresowało jak opuścić ten przybytek, mistrzowie malarstwa nie zrobili na nim wrażenia, a bitwa pod Grunwaldem wcale nie jest taka imponująca z bliska. Wiem- nie znam się, nie doceniam polskiej sztuki itd. No ignorantka normalnie i trudno. Dalej to już tradycyjnie, metro, tramwaje, autobusy. Tym razem w biurze obsługi pasażera otrzymaliśmy darmowe, wielorazowe wejściówki do metra i instrukcję obsługi jak zachować się w czasie kontroli w komunikacji miejskiej aby usprawiedliwić przemieszczanie się za darmochę. 

 

    Ze stolicy udaliśmy się do Krakowa ( ponownie), z całkiem zacnym noclegiem w domu pielgrzyma, kto bogatemu zabroni. Tv nie było ale Internet pierwsza klasa, chociaż i tak nie było kiedy z niego korzystać. Najistotniejszy punkt programu- wycieczka do Ojcowskiego Parku Narodowego autobusem z przyczepką na rowery. spacer w klapeczkach basenowych po skalistym szlaku, również zaliczony. 

 

 

Z Krakowa powróciliśmy w domowe pielesze, bo ja czyli matka Jana miałam do obrony pracę magisterską i nie mogło mnie na tej zacnej imprezie zabraknąć. Później siedzieliśmy w domu aby udać się po dyplom. W trasie powrotnej wdepnęliśmy do Gross-Rosen. To muzeum zaciekawiło Janka w dużo większym stopniu. Czyli zainteresowania ma po mamusi. Nie- nie jest za mały, nie zrywał się w nocy ani nie zaczął moczyć, za to zadawał mnóstwo pytań rozpoczynających się od- dlaczego?.

 

Na dzień dzisiejszy zakończyliśmy wojaże, gościną u ojca chrzestnego i jego jakże zacnej małżonki zamieszkujących teren Niemiec w odległości 738 km od naszego lokalu mieszkalnego( pod warunkiem, że się nie zgubię po trasie, bo wtedy jest o 100 więcej). Mimo braku Żabek na każdym rogu, Biedronek i Lidlu nieczynnym w niedzielę a w soboty ino do 21 daliśmy radę. Odważyłam się przemieszczać po obszarze landu i poza pojazdem osobowym marki seat i nieco się różni od polskich dróg. Na wioseczkach jest bardzo wąsko, wszędzie pod górkę albo z górki, miejsc parkingowych jak na lekarstwo i kiepskie oświetlenie wieczorową porą. Za to mieszkańcy uśmiechnięci i życzliwi.  Jakość jazdy nieporównywalnie lepsza gdyż: każdy przestrzega przepisowych szybkości, zwalniają pas jak człowiek chce zjechać z pasa rozbiegowego, jak wyprzedzam autobus który mknie 90 z prędkością 110 to nikt mi za zadkiem nie trąbi, nie mruga i nie siedzi na zderzaku. Bardzo pilnują dystansu co wynika z wysokich kar i wędrujących radarów, które mogą stać w różnych dziwnych miejscach. Jasiek znów zdziwił się nikłą ilością przejść dla pieszych i faktem, że może wszędzie przejść przez ulice tylko musi uważać na auta. Mają tu również idealne jak dla mnie połączenie wiejskich klimatów z potrzebami mieszczuchów- asfalt na drogach dojazdowych do pól uprawnych ;). Widoki zacne, tym razem wdrapaliśmy się na punkt widokowy żeby sobie na Weibern z góry rzucić okiem. Urocze miasteczko aczkolwiek z uwagi na fakt, że leży w dolinie jest tu chłodniej. 

 






W drodze na zakupowe szaleństwo do Lidla, nie ma tu żywopłotów, ogrodzeń, prywatności. Podwórka w większości są otwarte, chyba że biegają zwierzaki to wtedy jest brama. Jednolita kostka na chodnikach i podwórkach. Często jest tak, że ściana domu sąsiadów jest granicą działki i domy są poupychane. Okna 4 m od granicy działki - nie tu. Raczej 4 cm.  (chyba nie mają tu przetargów). Chodnik w pewnym momencie ma niecałe 30 cm szer, najwyraźniej piesze wędrówki nie są tu w modzie. Do Lidla autem ;). Fajnie było. Ale sam się remont nie zakończy więc powróciliśmy w ten skwar, małomiasteczkowy ze Stokrotką czynną w niedzielę ;).  

    Na ten czas wojaży starczy, czas przygotować się na komisję orzekającą. Która orzeknie czy Jan jest, czy nie jest zdrów. Oraz czy drugi rok Edukacji Domowej uwstecznił go społecznie i rozwojowo czy tez wręcz przeciwnie. Tak czy siak kontynuujemy ten model edukacji pomimo napotykanych trudności; od osobistych po urzędniczą wojenkę podjazdowa o finanse. Jak w każdym przypadku w tym pięknym kraju nad Odrą, Wisłą i innymi rzekami największymi ekspertami są osoby bez bladego pojęcia o temacie. Niech im ziemia lekką będzie i żywot równie lekki. Nam jest nadal dobrze a to najgorzej kłuje w oczy jak człowiek ogarnia i idzie własną drogą bez czapkowania. 
    Na przyszły rok Jan już układa spis miast do odwiedzenia  wraz z planem podróży i obiektami do obejrzenia. Oświęcim, Gorzów, Szczecin, Trójmiasto i inne. Ja planuję jeszcze w tym roku Guben tuż za naszą granicą i lekcję anatomii na żywo. Oby tylko zdrowia, sił i finansów starczyło ;) i aby los nie miał innych planów.