wtorek, 22 września 2020

Angielski klasa 2 i inne ...

Na szczęście żyjemy w czasach kiedy praktycznie wszystko można w Internecie znaleźć. Angielski z potomkiem na poziomie klasy 2 szkoły podstawowej bez wparcia nowoczesnych środków telekomunikacyjnych byłby porażką. A tak wbijam hasło w tłumacza Google. Lektor czyta i obydwoje się uczymy. No i miodzio. Plus jest taki po nauczaniu zdalnym i wakacjach, że młody ładniej pisze i nieco szybciej, nawet stara się ciaśniej ale nie zawsze wychodzi. Ostatnio zadanie z matematyki męczyliśmy prawie dwie godziny. Odbicie lustrzane i mać kratka po kratce na ostatnim wdechu. Nerwy jak postronki ale się udało. Nawet linijki udało się użyć. W sumie radzimy sobie, ale dni są i lepsze i gorsze.

Sezon zakończony. Basen pozwijany. Wyniesiony. Trampolina przed nawałnicami też wlezie na strych. Zielenina koło domu poprzycinana ino pozamiatać nie ma komu. Co mi się w bloku nie podobało pytam? Domu mi się zachciało z żywopłotem i wszystkimi dodatkami. Aktualizacja- pozamiatałam sama za nic się nie chciało zebrać.

Dalej siedzę na chorobowym. Ten miesiąc mimo że mocno nerwowy i emocjonalny pozwolił mi złapać oddech i sporo dystansu do wielu spraw. W końcu do mnie dotarło ,że większość problemów wynika ze zbytniego zaangażowania. Wychodzi na to, że egoiści mają najlepiej. Bo ja im bardziej się staram tym większego kopa dostaje. I morwa mać nie warto normalnie nie warto. Nowe motto od dziś. Trzymaj dystans dziewczyno- szczególnie do innych. I przestań wpychać się tam gdzie cię nie chcą, jest wiele fajniejszych miejsc. Ktoś chce mi kupić mały biały domek bez żywopłotu? Nie? Szkoda. Sama se kupie bez łachy bzzzz. Nie czekam aż będzie lepiej, teraz mam nadzieję ,że po prostu nie będzie gorzej.

Zbieram się do dokończenia tego postu od kilku dni. Ale za każdym razem wychodzi mi wiadro pomyj a ja bym tak delikatnie się chciała wyżalić, bez rozdrabniania w szczegóły i szczególiki. Jak jedno sie układa w końcu to z drugiej strony jak nie j...nie Panie Dzieju, jak nie sprowadzi do parteru i wbije w posadzkę. Teraz w zestawie mam pakiet onkologiczny(neurochirurgia) -jaka zawartość jeszcze nie wiadomo, gdyż na wynik histopatologii cierpliwie czekamy od 23 sierpnia br. To jest ten moment w którym- szybka terapia onkologiczna nabiera nowego tempa. Teoretycznie wynik powinien przyjść po 3 dniach. Najwidoczniej ten idzie przez Malediwy albo Bali. Człowiek taki jestem, że wolałabym wiedzieć, bo jak walczyć z duchami. I nie nie chodzi o mnie tylko o członka rodziny. Ja się nie badam ostatnio, bo zaprawdę nie mam ani czasu ani zdrowia ,żeby chorować. No i nie mogę bo włączony mam tryb czuwania 24h/ 7 dni w tygodniu. Powiem Wam, że obecny czas pandemii obnaża wszelkiego rodzaju niedociągnięcia, małostkowość ,dążenie do prywaty. Taka sytuacja np. pacjent X jedzie ze skierowaniem na zabieg operacyjny. W trasie dzwoni coby się upewnić, że polecony lekarz jest na miejscu i przyjmie. Lekarz jest. Nerwowy jakiś i pada -dla mnie skierowanie takie nic nie znaczy, proszę do mnie prywatnie do L przyjechać za tydzień. Ja wtedy podejmę decyzję czy w ogóle będę operował. Reakcja pacjenta X i osób towarzyszących zacna. Myślicie ,że pacjent się zastosował do wskazówek ależ skąd, dzielnie mknął dalej. W trakcie jazdy opracowany został plan awaryjny. Po dotarciu na miejsce pacjent X udał się na Izbę przyjęć i zamiast pytać czy można łaskawie lekarza poprosić, wyszarpnął z zanadrza skierowanie i mówi - operacje mam mieć, gdzie mam iść? Pielęgniarka bez mrugnięcia okiem rzuciła spojrzenie na nieco sfatygowany dokument i wyciągnąwszy paluch odziany w ślicznego koloru błękitny lateksowy przyodziewek rzekła - na SOR. Pacjent X pomaszerował zatem raźno w tak uroczo wyznaczonym kierunku. Zaczerpnąwszy powietrza swój nagi niczym nie odziany i bezbronny paluch zawiesił nad dzwonkiem. Po chwili w okienku uchylonym niewiasta jakaś zacne swoje oblicze okazawszy, burknęła niezbyt sympatycznie- wchodzi, sam. Lekarz przyjdzie zaraz. Za pacjentem X zamknęły się bezszelestnie białe nieco przybrudzone drzwi. Zapanowała cisza. Niewiasta upewniwszy się iż osoby towarzyszące nie będą dążyć do sforsowania bastionu w którym była się ulokowała westchnęła i zawarła okiennice. Teraz już tylko oni i ptaszęta niebieskie ostali w progu. Czekali stojąc gdyż siedzisk nikomu do głowy nie przyszło podstawić. Jako, że pobyt pacjenta X przeciągał się nieco, postanowili podróżni sakwy w pojeździe pozostawiwszy udać się na poszukiwanie latryny.( do budynku nie wolno, w krzaczory nie wolno, no to mac gdzie wolno?) Udawszy się zatem w stronę leśnej gęstwiny, szczęściem bowiem lokal ten zwany lecznicą umiejscowiony był w dość odludnym miejscu porosłym gęstwiną. sadząc po utartych szlakach, nie dzika zwierzyna wymierzała tędy drogę do gawry ino gawiedź jaki i wędrowcy nasi spragniona cywilizacji. Ulżywszy potrzebom , nazad ruszyli ku górze. Wspiąwszy się do połowy ścieżki usłyszeli dźwięk dobywający się z odzienia niewiasty. Zaiste był to telefon. Pacjent X opuściwszy budynek, poszukiwał ich w pobliżu a nie znalazłszy zadzwonił. I tak w połowie wzgórza wyszli ku sobie. Napotkawszy wzrok swój wiedzieli, iż misja została spełniona i termin wyznaczony ostał. Cóż zatem czas nazad powracać w domu progi.  Rumak stalowy czekał gotowy do drogi.

Czasu minęło dwie niedziele, pacjent X uszykowawszy niezbędny ekwipunek na czas jednego tygodnia, gdyż tyle miała trwać jego nieobecność w domowym zaciszu, potomka wraz z połowicą w pojeździe umieściwszy, rzucił okiem na obejście i ruszyli. Nie sama operacyja stres powodowała ino ,że żona pacjenta w drodze powrotnej sama pojazdem kierować miała. Jakże to nie przystoi białogłowie jazda. zęby zacisnął, zamilkł i basta. Tak jadąc myśli ,że te dni kilka to nie ma co z lasu wołać wilka. Nocleg potrzeba zatem opłacić i wtedy wcale nie musi prowadzić. Tak tez uczynił zacny kawaler. Na próżno jednak jego starania , zamiast tygodnia trzy się zrobiły. A tu do szkoły pacholę już bieży, nie czas na saksy. Siadła zatem niewiasta i jedzie. Klepie po drodze wszelakie pacierze, lecz niepotrzebnie. Droga minęła nie wiedzieć kiedy. Już i dom widać. 

Mijają dzionki , cicho leniwie a na czekaniu wszystkim czas płynie. Pacjent X codziennie śle wieści, nie ma gorączki ani boleści. Tylko ten bezruch. Dni kilka mija. Zaś na niewiastę czeka jazdyja. Cóż biedna zrobi? Ano pojedzie, wszak nie zostawi pacjenta w biedzie. Więc po lekcyjach zebrawszy pacholę, ruszają razem w znaną im drogę. Jadą a szosa spod kół im umyka. Już dojechali do szpitalika. Nieco za wczasu rzecze im strażnik. I pozwolono wejść im w te odrzwia ino na chwilę ale  dobre i to. Tak się tu czujesz niby kosmitą. Głucho wszędzie pusto wszędzie. Czasem jeno korytarzem ktoś przemknie dystans trzymając. Westchnąwszy ciężko chwyciła toboły.(czytaj jedna mała reklamówkę z pożywieniem)chwyciwszy pacholę ruszyła do windy. Wejść pozwolili i z dala obaczyć Pacjenta co bielą jaśniał bandaży.(po naszemu 3 godziny jazdy - 5 minut widzenia, co zrobić takie mamy czasy)Pacholę strwożywszy się nieco widokiem przycupło strwożone na krześle pod progiem. Wnet jednak szwunku nabrawszy udało się witać. I tak minął tydzień trzeci -nie ostatni. Po tym że jakże owocnym spotkaniu, ponownie ruszyli nazad ku domowi. Czekają

Dni kilka. Wieści sprzeczne bardzo. Rano do domu, wieczorem zostaje, także ten rządzi , kto raniej wstaje? W końcu konsensus tam osiągnięty i pacjent do domu zostaje wypchnięty .Znowu mus jechać, niewiasta owa za kierownicą żyć już gotowa. Dotychczas skromna i spolegliwa mknie autostradą niczym bestyja. Oj zbastuj pani tak się nie godzi, wszak tak jazda bokiem wychodzi. No i wykrakał ino po czasie, dwa kapcie z przodu po tym wypasie.( ile ja z nimi jeździłam nie wie nikt, pewnikiem długo). I przyjechali tym razem w troje podróży dzielnie znosząc znoje. Teraz czekanie na kartę białą, cóż się ostało. Za czas niedługi znów potrza jechać. I tu się wkrada niesmak ot taki. Potomek w domu ostać się musi, bo nauk teraz przerwać nie może. Tak tez i oni dwoje pojadą. Pisklę oddawszy pod skrzydła pewne. Raz pierwszy oderwawszy od matczynych spódnic , innej osobie na czas tak długi.( jeżeli pytanie czy na pewno nie możesz go zabrać ze sobą jest oznaką entuzjazmu, to w życiu tyle radości u kogoś nie widziałam.)

No i dobra. Pacjent X na kontrole. Na razie obyło się bez prywatnych wizyt. Wbrew sugestiom konowała. Co dalej zobaczymy. Lekko nie jest ale i nie ciężko jakoś bardzo, finansowo do udźwignięcia. Tylko emocje skarajne i to oczekiwanie. Ja wiecznie na coś czekam. Powinnam mieć Czekaj na drugie. Na cmentarz mnie dziś poniosło znienacka. Sen trwa nadal, śni mi się ,że widzę krzyż nowy. A nie to nie sen. Czekam i tu aż ktoś mi wyjaśni dlaczego? Przez ta całą pandemię to i na cmentarzu zero prywatności, kiedyś to żywej duszy przed 1 listopada można było posiedzieć w spokoju , popłakać w mankiet, pogadać. A teraz łażą jakby nie mieli co robić.

Tak, że ten tego u nas jak zwykle pod górkę no dobra tym razem nieco stromiej. Obyśmy wleźli na szczyt i utknęli bo mi się ten rolercoster po nocach śni. Przyjaciele moi- cieszę się że macie czas moich żali wysłuchać, dziecko moje większe, że wspiera jak umie. Czytacze, że czytają i służą wsparciem. Kto wierzący- módlcie się w naszej intencji, żeby ten sprawdzian wytrwałości i równowagi psychicznej okazał się ostatnim a czas żeby przyniósł same dobre wieści.

Tymczasem udam się na odpoczynek zasłużony, jutro jeden z wielu decydujących dni. Ale w sumie to i tak chyba mogło być gorzej.

środa, 2 września 2020

Lubię to-czyli edukacja w cieniu wirusa

Drugi wrzesień. Piękny dzień, data historyczna.Cud szkoły ruszyły. Huuuuuura jupi ja jej uuuuuu yes !!! Po półrocznym obcowaniu z potomkiem, 24 godziny na dobę, permanentnym przemęczeniu synaps nerwowych,rozładowaniu do maksimum akumulatorów nastał najlepszy dzień tego roku.Dzień pełen samotności, ciszy, braku pośpiechu.Żadnych zadań do przepracowania, marudzenia, grania w piłkę a najistotniejsze zminimalizowane śpiewanie z potomkiem -Po cooooooo go przeeeewróciłeś? Będzieeeeeee płakał. Nie pytajcie.Brak w tym logiki ale jak to mówi Jan - to jest bardzo śmieszne słowo👦.Jak zwykle się czepiam, ale wyobraźcie sobie,że jedziecie autem trzy godziny a dźwiękiem który wam nieustannie towarzyszy jest ten wymieniony powyżej, przy czym bez waszego aktywnego udziału się nie liczy. Dziecko ma pasje mać. Obawiałam się oczywiście nowej rzeczywistości.Jakże to tak moje biedne, niepełnosprawne dziecko ma samo sobie poradzić. Jaja sobie robią czy jak? Jak to niby ,że nie wolno mi wejść i pomóc mu się przebrać, kapcie zmienić, dopilnować żeby do klasy trafił. No i wychodzi na to,że osobnikiem wymagającym usamodzielnienia jestem ja. Bo potomek ani się obejrzał. Pomaszerował do szatni, zmienił buty, powędrował na świetlice. A ja drobię w drzwiach , wypartuje. Żenua po prostu. 
Bardzo fajnie zorganizowane w naszej placówce przejmowanie i oddawanie uczniów. Rano po wejściu ręce do automaciku z dezynfekcją. Pani kieruje do odpowiedniej szatni.Potem do właściwej sali. W międzyczasie szkodnik samodzielnie sobie w szatni poradził bez matki gderającej nad głową,że szybciej, że lepiej, ze nie tak ten kapeć.Powieś tu, wstaw tam bleeeeee bleeeee. Po lekcjach zgłaszam pani po jakiego osobnika przybywam i z której klasy, i ten zostaje zlokalizowany i dostarczony do szatni. Co prawda mój osobisty bluzę zostawił w klasie ale obiecał,że jutro będzie pamiętał. Przynajmniej w kapciach nie wyskoczył.No i stwierdził,że on do szkoły to nie lubi chodzić bo mu się nudzi. Fajnie było bo nie wolno biegać na przerwach i hałasować, i dzieci są cicho i nie jest głośno.Tak więc ograniczenie związane z zachowaniem dystansu przyczyniają się do polepszenia warunków funkcjonowania dziecka z deficytem rozwojowym w placówce edukacyjnej.   Jak dla mnie obecne kanony mogłyby zostać utrwalone. Miło jest kiedy rozbestwione osobniki płci obojga nie generują decybeli.Oczywiście wylazł ze szkoły bez maseczki, bo uległa awarii. Jakoś zignorował fakt,iż w plecaku matka awaryjne umieściła. Aaaaa i świetlica też funkcjonuje normalnie znaczy się dzieci nie są ściśnięte jak śledzie , i upchane jedno na drugim jak starają się przedstawić media. W naszej szkole zanim jeszcze nastała epidemia, funkcjonowało rozdzielenie na mniejsze grupy i na osobne sale.I tak też jest to kontynuowane a nie wdrażane. Zadowolony przyleciał bo naklejkę z matematyki dostał za piękne liczenie.Tu się nic nie zmieniło, do pracy motywuje go łechtanie ego ciągłymi pochwałami.Teraz matka na komputerze a dziecko lekcje odrabia - samodzielnie. Czytanka przeczytana, a teraz pisze.-Tylko nie zjadaj tej literki Janku. Pisz ładnie. Tu masz napisać po śladach, a tu swoje nazwisko. Mamoooo powiedz,żebym się nie poddawał, że dam radę.👍 Grunt to samomotywacja. Początek niezły.
A ja, po krótkiej zadumie co mam uczynić z wolnym czasem, podjęłam jedyną słuszną decyzję. Powróciłam pod kołderkę nastawiwszy budzik na godzinę 14 tą. I taki mam plan na pozostałą część tygodnia. Spać, spać , spać.W domu brudzić nie ma komu, gotować nie muszę, bo nie odczuwam potrzeby a małoletni posila się smażonymi pysznymi pierożkami, mleczną lub makaronem.Szkoła wyższa rok 2 za miesiąc. Więc regeneruje się, ładuje akumulatorki, cieszę nieskrępowaną niczym wolnością.Jedynym ograniczeniem są finanse. znaczy mam ale ich ilość znacznie ogranicza mi możliwość realizacji nieskomplikowanego planu na życie.
Co nowego u Janka? Nauczył się szybciutko obsługiwać telefon komórkowy.Konieczność porozumiewania się z innymi zmobilizowała , go do wyraźniejszej wymowy.Ma fenomenalną pamięć. Plan lekcji powieszony na lodówce, wczoraj się z nim zapoznał i dziś informuje mnie ,że ma na 9;50 a w czwartek musi szybko wstać bo z panią Asią ma, i że u pani Emilii był na logopedii, a tu mu pani Agnieszka napisała, ale tylko trochę bo to było zadanie do zrobienia i że ma zadnie domowe -czytankę i ćwiczenie zrobić. Jak tak ma wyglądać nauka w dobie wirusa to ja chcę więcej.A na deser sam usiadł i wykonał. Oczywiście buzia mu się nie zamykała, ale odrobienie lekcji zajęło mu 20 minut.Po czym spakował plecak na kolejny dzień i zamówił do szkoły na jutro naleśniczki i herbatkę z cytrynką i owoce.Zaobserwowałam,że co prawda długo przyswaja pewne umiejętności, ale raz nauczone zostają zakodowane i nie zapomniane.
Zupełnym przypadkiem nabyliśmy wózek do transportu mebli, sklejka i obrotowe kółeczka. Koszt 35 zł. okazało się,że to ulubiony sprzęt młodego.Z deski terapeutycznej, którą mu zrobiłam dano temu, wyrósł .Kółeczka się popsuły.Poleciałam oczywiście zakupić nowe, ale 15 zł za sztukę uznałam za przesadę. I wyszło nam na dobre. Teraz tylko gąbka, materiał i taker i deska terapeutyczna jak malowana. (ps. 225 najtańszą znalazłam na allegro) Chyba nakupię tych wózków. Zmodernizuje i po 100 zł zacznę sprzedawać. Ja zyskam i rodzice dzieci, którym takowy sprzęt pomaga w rehabilitacji też. Nieustannie zadziwiają mnie nieograniczone możliwości dorabiania się niewielkim kosztem na chorobie, niepełnosprawności, na miłości i potrzebie ratunku.Z takim predyspozycjami to się chyba urodzić trzeba.Albo zacznę prowadzić kanał na you tubie - rodzicu zrób to sam.Czyli jak wygenerować z niewielkiego budżetu, wielkie pomoce.Nie rozumiem jak z takimi świetnymi pomysłami nadal nie zarabiam milionów.No co ja robię nie tak. Pytam grzecznie. Miliony to może nie zbyt by mi pasowały, ale na dach by się zdało zarobić.
Tymczasem szykuje się na najlepsze kilka dni mojego tygodnia. Tylko ja, kołderka i cisza dzwoniąca w uszach. Kocham cię życie.To co złe przynosisz w końcowym rezultacie kończy się dobrze.
Może nawet dotrę w końcu do nekropolii. Tak się zastanawiam, myślicie ,że ktoś zauważy jak samowolnie przeniosę nieboszczyka w metalowym pudełku czy też lepiej legalnie?Żarcik. Trzeba ich wszystkich do kupy zebrać.Sentyment , sentymentem, ale za stara się robię na porządkowanie przybywającej liczby grobów. Trzeba było od razu, ale nie jak zawsze od końca trza zaczynać. No ale nie przewidziałam,że brat mój poleci po najmniejszej linii oporu i zostawi mnie samopas. Tym samy stracił prawo głosu. 
Niewątpliwie samotność, taka prawdziwa -nie jest łatwa, ale da się przyzwyczaić. Oby tylko zdrowie i siły dopisywały. Jak zaczynam żyć na zwiększonych obrotach to bach : diagnoza autyzmu.Nauczyłam się z nią funkcjonować nabrałam rozpędu kolejne bach: dziecko starsze postanowiło żyć po swojemu i się wyprowadzić. Przywykłam, nawet fajnie jest. Wrzucam wyższy bieg.Bach brat postanawia zakończyć wycieczkę po Ziemi i przenieść się do lepszego świata. Dobra ciężko, ale ogarniam, zmieniam i dostosowuje się do nowych czasów. Tym razem nie zdążyłam nawet dotknąć drążka od zmiany biegów. Choroba małżonka. I zaś utknęłam na 30km/h. Ten tam na górze ma pewnie jakiś swój plan za nic nie mogę znaleźć klucza do logiki jaką się kieruje wrzucając mi te muldy przed ryło.Czyżby przesłanie brzmiało - Siedź na d...pie i ciesz się drobiazgami.Masz wszystko co Ci potrzebne do życia tylko w końcu to zauważ.A może -Siad płaski, odpoczywasz, dość się narobiłaś.Albo najbardziej pesymistycznie -Myślisz,że było źle poczekaj na kolejny akt. No bardziej zwolnić tempa się już nie da. Nic to cieszę się wobec powyższego,każdym fantastycznym dzionkiem.