czwartek, 21 stycznia 2021

Pierwsza książka - Oto Kasia -czyli co u nas

Tak oto Jan D rozpoczął czytanie swojej pierwszej książki. O metodzie konsekwencji już wam nadmieniałam, jednakże jeśli chodzi o edukacje potomstwa trzeba być elastycznym. Dlatego też po dniu pierwszym- próbnym. Powiedzenie zmarnowanym byłoby najwłaściwsze, ale nie ma co rozdrabniać. Doceniam za to umiejętność korzystania z otwartych furtek. Brawo dla szkodnika. Jednak nie ma to tamto książkę trzeba przeczytać, albo sam to w końcu zrobi albo... tak dobrze zgadujecie albo matka na głos przeczyta z nerwem w głosie. O nie nie kochanieńki. Sama opcja pogrania na tablecie w zamian za czytanie okazała się mało motywująca. Po co jak w zanadrzu jeszcze tv matka nie powiedziała ,że nie wolno, w zasadach też nie było. Jak w zasadach niema to można. Proste? Proste. No dobra cwaniaczku. Koniec dnia pierwszego zakończył  się przeprosinami za zmarnowany czas i zmianą zasad. Nowe brzmienie - Nie czytasz, nie korzystasz ze sprzętów elektronicznych. Yhmmmm. Co on tu nie wyczyniał, sobie chłopak tyle twórczych zajęć naraz zorganizował, żeby tylko nie czytać. Siedzę- wewnętrznie stan na 17 w skali tego tam od morza. Albo nawet 20-cia, zewnętrznie totalna obojetność, zero reakcji. 
-Mamooo a mogę...
-Jak przeczytasz.
-Nie umiem czytać, to jest dla mnie za trudne
-To nie czytaj
-Nie czytaj?
-yhmm nie musisz czytać. O nie kolego tv wyłączamy też nie musisz oglądać. Chyba ,że mi poczytasz.
-No dobra trochę spróbuje.
Trochę oznacza cztery kartki czasem trochę więcej. I wiecie co? Czyta. Wieczorem na dobranoc ja czytam drugi raz tak dla przypomnienia. A tak oto wygląda fragment kształtującej się rzeczywistości. 
Czyta. Stara się nawet pamiętać o znakach. Intonacji. Najważniejsze, że czyta. Hasłem dnia są ogonki. Sukcesywnie bowiem pomija je przy czytaniu kalecząc ą ę. Przekręca literki i ma problem z szcz dż, dź i takimi tam cudakami, ale czyta. Ah aha ahee je. Tymczasem ciesząc się chwilowym przypływem normalności w ciszy pustego domu, siadłam przy starym , zniszczonym zębem czasu stole kuchennym. Siedzę sobie i się gapię, i pomyślałam no ileż można. Zabrałam zatem szlachetne 4 literki i pojechałam po kilka niezbędnych rzeczy: papier ścierny, lakierobejcę, wałek i tak oto w ciągu dnia stół jak nowy.  
 


Niby stary a zupełnie nowy. A tu patent ,jak ułatwić sobie życie. Żeby nie szorować kuwetki do malowania owiń ją folią. Naprawdę ułatwia malowanie. Czysto, szybko po prostu polecam.

A tu dzisiejszy wyraz zaangażowania w lekcje. No i jak go tu nie kochać? No się nie da po prostu. Jutro jedziemy odebrać rodzica 1a za szpitala. Będzie miał niespodziankę

Powiedzcie mi jakie pieniądze tego świata są w stanie zastąpić takie codzienne cuda? 

 

poniedziałek, 18 stycznia 2021

Czym jest to za czym tak uparcie gonimy


Właśnie czy jest to coś? Jakie sobie wybieramy priorytety? Czy udaje nam się zdobyć to czego pragniemy? Dobre pytania nie powiem. A czego ja potrzebuje? Za czym gonie? Czy to co sobie wymyśliłam dawno temu nie trąci aby myszką? Rozpędzam się i wtedy świat mówi stop, czerwone światła mojego bycia. Sporo ich, najwyraźniej jestem niereformowalna. Jednak czasem dostrzegam codzienne małe cuda np. patrząc na ten - największy chyba. On jeden z ta swoją niepełnosprawnością najsprawniej sobie ze mną radzi. Widzi we mnie to czego ja sama nie dostrzegam. Związek idealny można powiedzieć. Nie udaje kogoś kimś nie jestem. Nie chowam się za maską krytyki, kpiny, szyderstwa. Bo niema takiej potrzeby,  po prostu dla niego jestem doskonała. Ot tak. Nawet jak nakrzyczę, nie pozwolę, nie spełnię zachcianki. W jego oczach jestem po prostu cudowną matką. Szkoda, że sama w swoich nie. Ale pracuje nad tym, pomalutku powolutku. Harmonia i porozumienie on lubi zimno więc jest na dworze ,ja nie lubię więc robię zdjęcia przez szybę od wewnątrz.
18 styczeń 2021 roku- jeden z tych wyjątkowych dni w życiu. Otworzyli szkoły. Rany jak dobrze było zerwać się o 6 rano ze świadomością, że za niecałą godzinę w końcu i bezkarnie i bez niczyjej obecności - odpocznę tak na serio, serio. Poranek przywitał nas baśniowym pejzażem wiaty przystankowej, świat budzi się do życia pomalutku, śnieg skrzypi pod butami. Lubię taką właśnie zimę- tylko w granicach rozsądku. Mało na dworze, dużo w domu najlepiej przy grzejniczku. I to rozumiem. Tymczasem jednak przywracamy pozory normalności. Oczywiście mam auto, ale jest wiele czynników za wyborem komunikacji miejskiej, najistotniejszy to ten, że od przystanku jest bliżej niż od miejsc parkingowych. Czynnik ekonomiczny- bilety mamy za darmo. czynnik praktyczny- nie muszę szukać miejsca na parkingu. Jak autobus się zepsuje pojadę następnym, nie trzeba tankować i wiele innych. Po dotarciu do szkoły, młody jakby żadnej przerwy nie było pomaszerował do szatni. Oczywiście opracowaliśmy wspólnie plan dnia, bo bez planu nie ma opcji. Teraz pójdziesz do klasy, kończysz o 11.30,po lekcjach pójdziesz na świetlicę i na mnie poczekasz. O 14 tej odbiorę cię ze szkoły. Potem pójdziemy po płatki, paróweczki i serek i do domu. Plan przyklepany. Ze szkoły przyszedł z uśmiechem. Znaczy dobrze było. Jako, że jestem na etapie zagłębiania nurtu antypedagogiki zamiast zapytać -jak było w szkole? Zapytałam- Czego się dziś nauczyłeś. Efekt? Rozmawialiśmy o matematyce, i że cztery plus z czytania dostał i że na juro ma zabrać książki i że w klasie są dwie Agnieszki. Pani i Agnieszka Ł i że ona też dostała cztery plus z czytania. Ani słowa o Borysie i  Darii i co robili a raczej czego nie robili. Stąpając po śliskim lodzie pytam- Wszyscy z klasy dziś byli? Wszyscy. Daria też? Tak, ale ona nic nie potrafi, chyba jest nieszczęśliwa, może nikt jej nie pomaga. UUUUU niezła obserwacja. Nie ma złych dzieci są nieszczęśliwe. Będą z niego ludzie ,mam nadzieję. Oprócz wyżej wymienionych jest jeszcze pozwalanie odczuwania konsekwencji. Yhmm tak właśnie. Co to takiego ta konsekwencja? W moim wykonaniu to kompromis pomiędzy tym co jest ważne dla mnie a tym co jest istotne dla młodego. Czytanie - tablet. Raz, raz, raz...próba generalna. 
-Czemu ładujesz tablet?
-Dlatego, że jak przeczytasz cztery strony w książce będziesz mógł pograć.
-Naprawdę, moja mamo?
-Tak synu. Zasady są takie, przeczytasz i możesz pograć. Nie czytasz nie grasz.
- Nie umiem tego zrobić, to dla mnie zbyt trudne, nie jestem najlepszy w czytaniu.
-Synu zasady są tylko dwie. Nie musisz czytać, jednak jeśli powiesz, że nie chcesz to nie będziesz grał. Ty sam wybierasz.
-Sam? No dobrze spróbuje, nie ma się czego bać. Pomożesz mi?
-Dasz sobie doskonale radę.
Czyta, dotarł do drugiej strony. Wstał pobiegał, poskakał, pomarudził, poleciał pooglądać tv. Porzucił czytanie. Wybiła 20 ta czas na namaczanie. Stoi,łzy w oczach podkówka
-Kiedy będę grał na tablecie? 
-Jak przeczytasz do miejsca w którym ci zaznaczyłam ale nie dziś bo jest już późno. 
-Późno, ale ja chciałem pograć. Przepraszam, że zmarnowałem tyle czasu.
-Nie ma za co. Nie zrobiłeś nic złego.
-Nie zrobiłem? zmarnowałem tyle czasu i nie mogę zagrać.
-To nic, jutro po szkole jak odsapniesz, będziesz mógł zagrać jak poczytasz.
-Naprawdę? 
-Tak naprawdę, dalej są tylko dwie zasady czytasz -grasz, nie czytasz- nie grasz.
Książka to lektura szkolna. Wieczorem usiadłam koło synutka i zrobiłam coś czego od dawna nie robiłam, czytałam mu do snu. Zapomniałam jakie to fantastyczne uczucie.
-Mamo ty świetnie czytasz, nigdy nie będę taki dobry jak ty.
- To prawda, świetnie czytam i bardzo to lubię. Ale kiedyś wcale nie umiałam czytać, ale bardzo dużo trenowałam żeby się nauczyć. I ty też potrafisz.
-Potrafię? Tylko muszę ćwiczyć?
-Tak synu, potrafisz. Tylko musisz się nauczyć. Na efekty poczekamy do jutra.
 


A to dzisiejsze arcydzieło sztuki wyklejankowej. Bardzo realistyczne i ładnie wykonane.
Tymczasem co robiłam ja w ramach odpoczynku? Widzicie te malutkie szare drzwi na tle kremowej ściany? Właśnie tam zataszczyłam stertę wstępnie pociętych palet a następnie pocięłam na jeszcze mniejsze. Uroki mieszkania w domu na peryferiach, no i braku męskiego wsparcia bo jak wiecie małżonka stan zdrowia nie pozwala na wysiłek fizyczny a na resztę opuśćmy zasłonę milczenia. Niech wybrzmi to czego nie powiedziałam w ciszy  w sumie jakby z tego co myślę wyciąć nie dozwolone słowa zostałyby tylko kropki. W sumie na zdrowie mi wyjdzie bo jeszcze trochę łatwiej będzie przeskoczyć jak obejść. Trzy godzinny fitness na świeżym powietrzu.
Jest dobrze na razie, chwilowa cisza przed burzą. Zobaczymy co będzie dalej. Na razie nie planuje, pozwalam by każdy dzień się zaczął i zakończył. Tylko tyle i aż tyle. 

 

wtorek, 12 stycznia 2021

Żyje się dalej

 Jak na blog o Janku to go tu ostatnio jakoś mało.Skupiłam się na innej nierównej bitwie. Może nawet za bardzo. Jak zwykle angażuje 90 % siebie, dostaje kopa i wracam na właściwe miejsce w szeregu.Niepoprawnie żyje złudzeniami co poradzę taki mój urok.Uczucia to najtrudniejsze w hodowli zwierzę domowe. Żałuje tylko, że kiedy trzeba było tupnąć nogą dawno, dawno temu wolałam utrzymać pokój. Pytanie czy było warto?Ludzkie ścieżki nigdy nie są proste.Tymczasem operacja się udała, przynajmniej jedno będzie zakończone. Teraz tylko odebrać i walczyć dalej. Ładnie kiedyś zaśpiewała Agnieszka Chylińska-... kiedy nie będę kochać nie zdołasz nigdy zranić mnie... I drugi fragment ... dlatego wole nie czuć nic... Chciałabym tak umieć, definitywnie się odseparować ale nie potrafię. Gdzieś te zakopane a właściwie skopane uczucia ciągle wyrywają się z dna duszy. Jakie one niesforne - jakby rzekł mój syn.Ale zostawmy je na razie mają wolne. Co u Jana? Mało efektywnie spędzamy czas ferii. Nieproporcjonalnie dzielimy czas między grę a zadania z matematyki. Wczoraj zaszaleliśmy byliśmy w parku zabaw. Jakimś cudem działa.Ludzi mało, kameralnie wręcz. Kawa co prawda 50% w górę ale trudno.Chłopaki poszaleli , my poplotkowały. Dobry reset. Teraz widać jak Jaśkowi, mimo jego niechęci do sportu ,brakuje ruchu, zabawy i o dziwo towarzystwa. Dziś łaskawie pozwolił wyciągnąć się w gości.Oczywiście autem jakżeby w taką pogodę hrabia pieszo. Pojechaliśmy po dokumentacje i pytam szkodnika czy idzie ze mną.Jakieś 200 m trzeba było przejść.- Przecież wiesz mamo jak nie lubię deszczu.Cóż potuptałam sama w mżawce.Junior nie opuścił pojazdu. Potem pojechaliśmy do ciotki nazad do domu i postanowiliśmy nic nie robić. Przerwa dobrze wpłyneła na jakość czytania.Postęp da się usłyszeć. Nieco więcej uwagi muszę poświęcić wymowie. Umie wyraźnie ale nawyki są silniejsze. I tak po mału leci.Tablet za chwilkę budzik i zadania.30 do 70 ciu. Zmienię taktykę kiedy zrozumie że jak szybko zrobi zadania i dobrze bedzie miał więcej czasu na nic nie robienie.Tymczasem czas na sen. Po ponad pięciu miesiącach udało mi się ostatnio spokojnie zasną.I to jest komfort,wyspać się.

 

czwartek, 7 stycznia 2021

Gdyby w życiu można było wcisnąć delete

 Codzienne życie z rakiem w tle nie jest łatwe. Za zamkniętymi drzwiami domu wydarza się wiele rzeczy, zdarzeń kotłują się emocje- niestety głównie te negatywne. Sama diagnoza i poszukiwanie rozwiązań, lekarze, badania, wyczekiwanie miesiącami na pilne badania to nic. Mnóstwo na ten temat znajdziecie w sieci, wystarczy wpisać w googla rodzaj raka a wyskoczy tysiąc stron. Jak leczyć, jakie są rokowania, statystyki, tabelki, kolejki. Masa informacji. Towarem deficytowym są emocje i prawdziwe wpisy, prawdziwych ludzi. Ostatnio, wbrew oczekiwaniom ,że nowy rok przyniesie pozytywne zmiany, ciągle odczuwam tylko te złe. W konfrontacji z rakiem nikt -żaden lekarz, znajomy, ciotka, życzliwy hydraulik ani wyrocznia Google nie powie z czym tak naprawdę przyjdzie ci się zmierzyć. Że ten lęk, złość, samotność, strach, nienawiść, poczucie niesprawiedliwości, bezsenność, nasłuchiwanie, bezradność-dostaniesz w zwiększonej dawce, swoje i pakiet dodatkowy. Nikt ci nie powie, że dasz z siebie wszystko albo i jeszcze ponad i spalisz się zatracając siebie i zapominając ,że istniejesz, że potrzebujesz złapać oddech, odsapnąć, popłakać, a w końcu wywrzeszczeć, to co skrupulatnie zamiatasz w zakamarki duszy po każdej niepomyślnej diagnozie. Nikt ci nie powie, że w pakiecie dostaniesz rykoszetem gniew, agresje, obwinianie ani jak sobie z tym poradzić. Ani słowa. Teoretycznie powinno w każdym przypadku onkologicznym istnieć poradnictwo psychologiczne. Nie istnieje. Nie tam gdzie bywam. Należę do osób , które lubią wiedzieć, jeśli wiesz to łatwiej zrozumieć, oraz do tych które najpierw reagują potem myślą. Niektóre rzeczy , zdarzenia, biorę zbyt do siebie, przypisuje sobie winy które nie istnieją, zastanawiam się co robię nie tak. Cieszę się ,że żyjemy w czasach postępu cywilizacyjnego. Bez tego po prostu trzasnęłabym drzwiami i wyszła, zostawiła to wszystko za sobą, z gniewem i bez krzty żalu bo za czym? W czterech ścianach domu naznaczonego rakiem , kryje się więcej niż można wyrazić w zdawkowym - dajemy radę. Guzik prawda, nikt sobie z tym nie radzi tylko przykrywa wszystko pod różnego rodzaju maskami. Łatwo było nacisnąć delete i wymazać wczorajszy gniew. Musisz czuć, szukać, myśleć nie tylko jak ty. Przy tym masz prawo odczuwać to co czujesz i czuć się tak jak się czujesz, bo to co się wydarza jest autentyczne dzieje się tu i teraz. Masz też prawo nie wiedzieć, błądzić, pytać. Nikt ci nie powie ,że relacje z rakiem bywają bardzo jednostronne i czasem mimo, że jesteście tylko towarzyszem obserwatorem, właśnie na was odciśnie największe piętno. Wczoraj sądziłam, że tym czego miałam się nauczyć jest separacja od tego co mnie dotyka, takie totalne odcięcie, rezygnacja i skupienie się na sobie. Dziś nie jestem tego taka pewna. Dziś odkryłam inne spojrzenie, potwierdzenie, że jestem absolutnie i niezaprzeczalnie normalna, że nie czeka mnie psychiatryka i ,że wszystko co czuje, myślę jest właściwe i pasujące do sytuacji. A wszystko przez internet. Nadal dominującym uczuciem jest gniew i pytanie o co do diabła chodzi? Chcę wierzyć, że tym razem się nie mylę a jeśli nawet to nie będę miała poczucia ,że się nie starałam. Dla osób borykających się z brakiem informacji polecam stronę http://www.czekajirena.pl/oczami-corki/ znalazłam tu wiele informacji o których w tej wędrówce nikt mi nie powiedział.