niedziela, 20 sierpnia 2023


    Jako mały kaszojad( niemal pół wieku temu )nie jeździłam na szkolne wycieczki bo moi rodzice byli zajęci krzewieniem kultury patologii w środowisku lokalnym z wykorzystaniem minimalnej ilości środków finansowych przy znacznym nadużywaniu wody ognistej. Nie oznacza to, że nie przygotowali mnie na dorosłe życie, wręcz przeciwnie ;) z niczego umiem ugotować obiad, radzić sobie w trudnych warunkach, poruszać w gąszczu biurokracji , samodzielnie zrobić duuużo rzeczy w domu. Ale jak mawiają specjaliści od rozwoju osobistego nie da się żyć pełnią życia jeśli człowiek ma jakieś nieprzepracowane etapy. 
    No i wykorzystuję własnego kaszojada, żeby np. odwiedzić miejsca w których chciałam być ale nie było mi dane. Łączy nas to, że on na wycieczki szkolne również nie jeździł aczkolwiek nie z uwagi na patologię rodziców tudzież braki finansowe, szkoła nie była gotowa na oczekiwanie aż będzie gotowy na wyjazd. Harmonogram edukacyjny jest dość sztywny nie przewiduje indywidualnych potrzeb. No to sobie nadrabiamy. 
    Sierpień w Wenecji? Jak mnie nie stać na Wenecję jak mnie stać i to koleją ;)Mam to udokumentowane. Koszt niewielki biorąc pod uwagę fakt, że wykorzystujemy zniżki. Rentowe, niepełnosprawnościowe, szkolne, studenckie. W niektórych miejscach niestety są to niewielkie różnice od normalnej ceny ale lepszy rydz jak żadna zniżka. Do Włoch dotarliśmy kolejką wąskotorową - koszt w jedną stronę 2 x 10 zł a pytał kierownik pociągu czy w dwie strony to by taniej było ale nie sobie wyobraziłam spacerek nazad do Biskupina. Oczywiście realnie było to niewykonalne ponieważ nie ma tam takich drobiazgów jak infrastruktura chodnikowa łącząca miejscowości. sądząc z biegnącej wzdłuż torowiska wydeptanej ścieżki była opcja trasy wzdłuż, ale jednak obcy teren przy 38 stopniowym upale nie wydał mi się dobrym pomysłem. Ale mogę powiedzieć , że w Wenecji byliśmy a co.
                                            
Pojechaliśmy tam zwiedzić Muzeum Kolejki Wąskotorowej, Jasiek był zachwycony widokiem Tomków i Piotrusiów do których można było wsiąść, pooglądać, po dotykać. Fajnie tak przenieść ulubiona bajkę w realny świat. 

  

   

 

 

  
 
 
 
  
 
 
 
 
 
 

Na bilecie zakupionym w kasie Muzeum można również obejrzeć znajdujące się w pobliżu ruiny zamku z polników ;) Mieli kiedyś zacięcie i nie to co dziś ledwo wybudowane i się rozpada, oraz machiny oblężnicze. zupełnie inaczej wyglądają w podręczniku do historii a zupełnie inaczej w realu. 

 

 

 

 
 
    Bilet do muzeum wyniósł nas 2x 15 zł. Dodatkowo wydaliśmy 32 zł za: magnesik wodę oraz małą colę. Następnym razem napoje niewyskokowe zabieramy w plecakach ze sobą. 
    Jednakże głównym celem podróży była osada w Biskupinie jako lekcja historii w realu. Niektóre miejsca są zbyt skomercjalizowane jak dla mnie, minus bycia dorosłym najwyraźniej. W sumie sama osada nie jest zbyt duża tylko rozsiana na dużym terenie. Pozytyw to fakt, że ścieżki wiodą przez las więc są zacienione. Ogólnie do wielu chat nie można było wejść, natomiast w tych otwartych po prostu realizowano sprzedaż pamiątek przez sprzedawców wystylizowanych na ludzi z epoki. W chacie z ziołami pani lektorka ciekawie wprowadziła nas w świat mieszkańców, to był etap zgodny z moimi oczekiwaniami. Uwielbiam nienachalnych pasjonatów. Jasiek mniej był zachwycony, zabrakło elektronicznych gadżetów w stylu - witaj Homo Sapiens z Jura Parku ;) ale dzielnie maszerował zaglądając do różnych zakamarków. W pewnym etapie zaburzył nam zwiedzanie wrzask dziecka, którego rodzicielka nie potrafiła okiełznać. Zapomniałam jak hałaśliwe mogą być małe ludzkie istoty. Szczególnie takie małe. Wyemigrowaliśmy zatem w trybie natychmiastowym z owej chaty. Niestety nie cieszyliśmy się zbyt długo bo nieletni z rodzicielką poszli niebawem w nasze ślady. Jan skomentował we właściwy sobie bezpośredni sposób i na głos - o nie znowu? Ani chwili spokoju. Czemu to dziecko musi się tak drzeć. Nie przeprosiłam za zachowanie syna ponieważ się z nim zgadzam, ciągnięcie wrzeszczącego dziecka do innego pomieszczenia zamiast je uspokoić jest niefartowne i uciążliwe. Płacz towarzyszył nam przy zwiedzaniu całego obiektu cichnąć w oddali. A wszystko przez dwa kijki których potomek nie dostał. Jakże ja się cieszę, że mam ten etap dawno za sobą. No i tak sobie w ciągu jakiejś półtorej godzinki obeszliśmy gród piastowski. 

 

 


 

 




 

 
 
 

 

 

 

                                   

    Bilet wstępu 2x 15 zł . Dwie graniaty oraz Lipton ICE za jedyne 40 zł. Magnesik 11 zł. Niestety dałam się nabrać na flagę parkingową co kosztowało mnie dodatkowe 10 zł i zostawienie auta w pełnym słońcu. Zaraz na wjeździe do Biskupina znajduje się zajazd w którym naganiani są nieświadomi klienci. Natomiast po drugiej stronie ulicy znajduje się bardzo duży, darmowy i częściowo zacieniony parking muzeum, ale już mi się nie chciało wracać i marnować czasu na przeparkowanie. Warto jednak zwrócić na ten drobiazg uwagę. Tradycyjnie dodatkowy koszt to 37 zł w KFC bo Maczków na tej trasie nie uświadczy ku rozczarowaniu młodego. Tankowanie u nas wyniosło mnie 2,69 za litr na trasie ceny gazu dokładnie o 1 zł wyższe, ale na tankowaniu do pełna zrobiłam wczoraj 428 km więc myślę, że to zacnie/78 zł gaz. Szkoda, że nikt nie wymyślił kanistrów na gaz ;). 
    Kasy nie ma i  nie będzie. zamiast wymiany blatu a my znów ruszyliśmy w trasę ;) blat nie zając poczeka, może jakieś fajne wyprzedaże będą przed inwentaryzacjami. W sumie to przetupaliśmy kasę na wyprawkę szkolną, która w obecnym systemie edukacji jest absolutnie zbędna, Mamy takie zapasy, że do końca podstawówki wystarczy z palcem w nosie, chyba, ze Jasiek poczuje wenę twórczą do zadań artystycznych. Podczas wyjazdu mój kaszojad stwierdził, że lubi ćwiczyć ale nie na w- fie i bardzo się cieszy że nie musi biegać wkoło boiska i zmieniać ubrań tylko może sobie iść na basen albo nad jezioro, na siłownię, na boisku tudzież na hulajnogę, której naprawiliśmy kółko. 
    Z hulajnogą mamy osobna historię. Jan poczuł potrzebę użytkowania więc niechętnie zabrałam się za przegląd sprzętu. Tylne kółko okazało się być w stanie nie do napompowania, penie przebił a ja nie zauważyłam, ileż może kosztować wymiana dętki? Groszowe sprawy. No i tu się okazało, że zależy gdzie. Podeszliśmy do najbliższego serwisu w którym sam koszt przyjęcia kółka to - 90 zł plus dętka+ usługa wymiany. No raczej nie. Dobra zatem wymyśliłam, że kupię koło. Koszt 85 zł. Zanim jednak zamówiłam, przypomniałam sobie, że jest jeszcze jeden serwis. Zatem zdemontowałam wadliwe ogumienie, które było nad wyraz ciężkie jak na takie maleństwo i czymś co mnie zaskoczyło był dźwięk chlupoczącego wewnątrz płynu. Hulajnoga stała w domu, kurczę naprawdę mamy zaj... sta wilgoć w lokalu ;). Pan w serwisie oznajmił, że w opnie jest płyn uszczelniający do opon bezdętkowych. Koszt wymiany dętki wraz z dętką i usługą od ręki wyniósł 40 zł. Takie mamy czasy. Trzeba się nachodzić, żeby w przyzwoitych pieniądzach naprawić. Ale jest zrobione, naprawione, użytkowane. Kurcze hamulce musze jeszcze wyregulować bo nie mam pojęcia czemu sprawnie działają jeśli sprzęt nie jest obciążony kierującym natomiast jak Jan jedzie nie działają. No taka magia. Ale tu już metodą prób i błędów.
    Następną wycieczkę planuję synowi zafundować do Auschwitz. Tu jednak musze dokładniej zaplanować ponieważ po zmianach zwiedzanie indywidualne możliwe jest od godziny 16 tej. A ja nie mam ochoty szwendać się w grupą i przewodnikiem jak śledź. Tylko z uwagi na odległość musze też zorganizować nocleg. Biednemu zawsze kasa z kieszeni. A prowadzącym pogratulować pomysłu i skupienia na płatnych wycieczkach z przewodnikiem przez większość godzin otwarcia. 
    Wakacje się pomału kończą, przygotowujemy się na kolejną klasę ;).