niedziela, 19 kwietnia 2015

i koniec spokoju

Wykrakałam sobie burzę ,za spokojnie było za cicho za długo było normalnie .Od zeszłego tygodnia zaczął się cyrk na kółkach i do kwadratu w dodatku.
Jako ,ze z natury jestem niecierpliwa a na dworze ciepło się zrobiło zakasałam rękawy i w końcu zabrałam się,za przesuwanie ogrodzenia i roślinek oczywiście też .Mamuniu złota jakby mi kto kazał i jeszcze zapłacić chciał to bym za nic tego nie ruszyła ale ze mnie energia rozpiera to w czwartek przesunęłam a właściwie przesadziłam  świerk ,wykopałam tunel po tuje szer i głębokość na 2 szpadle.Jasiek miał nieziemska  radochę .Jemu dołek na śmiech mi na łzy bo mnie szkodnik nie słuchał i systematycznie do dziury właził czym niweczył efekty  mojego wysiłku .Jednak do popołudnia dół  został wykopany .Mając świadomość, że z przesadzaniem 16 drzewek będę potrzebowała wsparcia zadzwoniłam do speca od czarnej roboty czyli rodzonego brata ,osobnik ten jednak nie przybył w umówionym terminie wiec się wściekłam i wykopałam roślinki po to tylko żeby je zaraz na nowo posadzić tylko o metr no może półtora bliżej  No i się okazało ,że mam wrodzony  talent do komplikowania sobie żywota zamiast poczekać do poniedziałku to się zawzięłam i  jak zaczęłam w piątek przesadzać w sobotę skończyłam , jednak wszystkie wytaszczyłam i jak to z ogrodnikami amatorami bywa  kilka sztuk mi zostało ale się nie zmarnowały .Oczywiście obaj panowie zamieszkujący lokal nie kiwnęli palcem bo po co jak się durna chętna do szpadla dorwała .Bez komentarza .Po niedzieli przybyła gwardia pomocnicza i  zabraliśmy się za słupki ogrodzeniowe , bo i te trzeba było przesunąć .We wszystkich tych fascynujących pracach oczywiście zawzięcie towarzyszył nam Jasio który po kąpieli błotnej w piątek się rozkaszlał więc kręcił się pod nogami bo są rzeczy ciekawsze niż teletubisie .Jako ,że mój św pamięci teść solidna robotę wykonywał to prawie cały dzień zajęło nam odbetonowanie 6 słupków .Teraz mam piękny tymczasowy płot  z łat , i siatki przywiązanej do tychże sznurówkami no co trzeba żeby się jakoś trzymało .Mąż uparł się na nowe słupki a ja zamierzam i tak zrobić po swojemu   czyli opalarka w  ruch i pomaluję stare tudzież zabetonuje je z powrotem .Jak znam mojego małżonka nie zabierze się za poprawienie tego stanu rzeczy .Minus akcji jest taki ,że chłopina siedzi w domu na chorobowym , ponieważ w piątek wylądował na pogotowiu z wysokim ciśnieniem i krwotokiem z nosa .Mąż a jednak szkoda mi się go zrobiło i nie zważając na protesty zadzwoniłam po karetkę bo ile można siedzieć z twarzą w misce i zabarwiać ja na czerwono .Skończyło się na wycieczce do Lubina na konsultacje laryngologiczną oraz na tamponadzie  do nosa z zaleceniem wyjęcia za 72 godziny .W nocy mąż jeszcze lekko pod krwawił ale szybko się skończyło na szczęście  .Po wymaganym czasie trzeba było znaleźć laryngologa który opatrunek zmieni a to już nie jest taka prosta sprawa .Jednak dr Piątek przyjęła nas z marszu mimo pełnej poczekalni i poradziła żeby zrobić badanie kardiologiczne , neurologiczne , płytki krwi i jak już będziemy mieć wszystko wracamy do niej prostować przegrodę i wzmacniać naczynia w nosie .Więc zaczynamy maraton równoległy .Mąż kardiolog i neurolog .Jasiek laryngolog ja żeby nie odbiegać urolog a Ewka powinna koniecznie zaliczyć wizytę u psychiatry psycholog już tu nie pomoże .Więc cały tydzień spędzam wisząc na telefonie , jeżdżąc , szukając i rejestrując .Niedospane nocki,. nerwy , użeranie się z tym większym szkodnikiem , który jakoś nie dostrzega że starzy na resztkach jadą , bez sił i werwy .W ramach odstresowania wraz z mym bratem pocięliśmy zalegającą stertę drzewa robiąc miejsce na podwórzu . Rezultat cała piwnica drzewa , druga sterta krokwi ułożona i przygotowana do pocięcia i nerwy na postronki napięte ,że już bardziej nie można .W końcu pękło we mnie coś i wiecie co dawno już nie płakałam więc mi się zeszło na łkaniu i smarkaniu ale polecam dużo lżej i jak macie do tego w domu małego autyste i wątpliwości czy umie rozróżniać uczucia  .Więc jak mój Jasio zobaczył ,że matka krokodyle łzy roni siadł tuz obok i wypowiedział zdanie -Nie płacz mamusia .Po czym mnie prawie udusił chcąc wy przytulać .No to ja znowu w ryk bo jak tu nie dać uczuciom wypłynąć jak człowiek takiej dobroci dawkę dostanie na raz  .Z córcia spięcie i niemiła dość rozmowa .Cholera nie rozumie ,że trzeba pomóc , że nie dajemy rady ,że wymiękniemy .Chyba mam prawo do wsparcia no chyba ,że się mylę .No i to tak wygląda na dzisiaj .Na szczęście pomału wszystko wraca do normy i zaczynam nad tym panować .Przynajmniej tak mi się wydaje
A na deser maleńka galeria











poniedziałek, 6 kwietnia 2015

niechętnie

Nie chceniem wypełniony czas
Od niechcenia jakby skończony
Co robić kiedy  każdą część wypełnia nie chcenie ?
Z niechęcią otwieram oczy
Z niechęcią podnoszę z poduszki głowę
Z niechęcią znoszę pełne życia stworzenie
Z niechęcią otwieram oczy i żyję
Wbrew niechęci do wszystkiego
Do wszystkich jestem
Każdego dnia inaczej mi się nie chce
Każdego dnia niechętnie wstaje
Ciągle mając nadzieję na cud

Coraz częściej mam dni kiedy nic nie ma sensu i wszystko co robię nie ma celu .Pozbawione jest logiki i życia .A przecież niby wszystko pozornie jest ok .Jasiek robi postępy, Ewka dojrzewa w spokoju , nie kłócimy się z mężem Jakoś tak cicho się zrobiło w naszym życiu i spokojnie .Samo się prosi żeby nic się nie chciało , bo co można robić jak wszystko jest takie mdłe i pookładane Dobrze ,że ten mój smyk  jest ciągle nieprzewidywalny bo zwyczajnie z tego marazmu nie mogłabym się wyrwać do emerytury .Dzisiaj np zafundował mi pobudkę o 5 ,15 rano .Jako ,że odcinam pępowinę i wyemigrowałam z posłaniem do innego pokoju wypracowujemy nowy system przywoływania matki .Polega to na tym ,że w okolicach 4 rano zmarznięte , rozkopane pisklę piszczy zamiast się przykryć i spać jak człowiek dalej .Ale od czego jest matka .zwlekam więc swoje rozespane ciało i drepczę przykryć pociechę moją .Zwykle po tej czynności młody zasypia dalej a ja wracam pod moja wystudzona kołderkę i szczękam zębami , bo grzejniki przykręcone żeby lepiej się spało młodzieży .Jednak w dniu dzisiejszym mała zaraza postanowił ,że najwyraźniej się wyspał i postanowił zaprezentować wszystkim swoje nowe umiejętności lingwistyczne wydzierając sie na cały głos -Wstajemy Obudź się mamusiu .Do tego dodajemy szczypanie , szarpanie za nos, skakanie po biednej matce i niespożytą radość .I oczywiście radochę taty -Ty słyszałaś jak wyraźnie mówi?Klękajcie narody trudno by mi było nie słyszeć skoro wydziera mi sie wprost do ucha .Jednakowoż wolałabym jakąś bardziej ludzka porę na podziwianie rozwoju mowy mojego małego adhd .Pół dnia wczoraj biegał po  domu i wyśpiewywał piosenkę z teletubisiów -zamęczając nas pokazywaniem -głowa, ramiona kolana, palce , oczy , uszy, usta , nos .I tak calutkie popołudnie .Nie no oczywiście cieszy mnie ,że się chłopina rozwija ,że śpiewa ,że naśladuje , że chce się podzielić zdobyta wiedzą .Ale jak jeszcze raz usłyszę ta piosenkę to go uduszę .Wpływ teletubisiów na rozwój mojego autysty jest niezaprzeczalny chociaż uciążliwy dla mojego systemu nerwowego .Na dodatek ta zimowa aura za oknem .Nic dziwnego że ogarnia mnie niechęć do wszystkiego skoro siedzę plackiem w domu .No ile można ile się pytam można .siedzieć w domu i oglądać teletubisie ..Dobrze ,że jutro młody idzie do przedszkola , bo  po prostu marzę o dniu w ciszy i spokoju .Ha ha wspominam sobie jak to było kiedy Jasiek po raz pierwszy miał zostać sam na zajęciach a ja siedziałam jak na szpilkach pod drzwiami przeżywając moje chwilki samotności a teraz nie mogę się doczekać , żeby zaznać kilku godzin ciszy i samotności .Jasiek nie jest skomplikowany ani nie wymaga jakiś wielkich poświeceń z mojej strony ale ta jego żywotność mnie wykańcza .Jestem zmęczona od samego patrzenia na niego .Nic to może to tylko końcówka depresji zimowej tylko cholerka jak ma minąć skoro zima nie dość że się nie zaczęła to jeszcze nie chce się zdecydować czy jednak będzie czy nie .Nie chce mi się .Najzwyczajniej w świecie nic mi sie nie chce .Czy ktoś mógłby mi dać kopa ?Za spokojnie jest adrenalina mi wystygła .

sobota, 4 kwietnia 2015

Kolorowy zawrót głowy -czyli wielkanocne szaleństwa z Jaśkiem w tle

        Uwielbiam święta , po prostu jak tylko się zbliżają ogarnia mnie amok i nie mogę się na niczym skoncentrować tylko na pichceniu, smażeniu,gotowaniu i ogarnianiu domu ,żeby wyglądało po ludzku  .A serio -nie wiem kto i po co nawymyślał tyle tych imprez , nic a nic nie jestem mu za to wdzięczna .Czy my nie możemy jak cywilizowani ludzie wyjść do restauracji na świąteczny obiad z torebką i wymalowanymi paznokciami , bez nerwów, szalonej bieganiny po biedronkach , bo koperek tani a tu mandarynki i gulaszowe .Ludzie kochani , przecież ja się przez te dwa dni przygotowań postarzałam o co najmniej kilka nowych lat .I po co to wszystko ?Ja się pytam po co ? Żeby godzinę przy stole posiedzieć , a potem pół dnia umierać z przejedzenia a na koniec połowa jedzenia do kosza bo ile można .
Jednak nie- lubię święta ,nie lubię przygotowań do świąt .Na dodatek z Jankiem u boku to zaczyna przypominać jakiś poligon doświadczalno-wykończeniowy .Z racji tego że za oknem mamy sezon na piękny okrąglutki księżyc mój mały autysta wyłazi z siebie i daje mi nieźle w kość .Coraz więcej szkodnik rozumie dodatkowo  w sposób cywilizowany zaczyna wyrażać swoje żądania i zapotrzebowanie. Więc siłą rzeczy ja jako rodzic numer 1 mam przechlapane .Ostatnio wygląda to tak pobudka 6 rano głośne -wskakuj(sam się zaprasza)następnie ładuje mi się na twarz 16,5 kg zaspanego Jaśka. Chwile trwa zanim odkryje ,że ta część ciała która spoczywa na mojej twarzy absolutnie nie powinna się tam znajdować odwraca się leniwie wbijając mi po drodze łokcie ,pięty , brodę i inne wystające elementy swojej kościstej nie wysokości aby w końcu  wysapać -Przytul mnie .Jak już się wy przytula zamaszyście łapie mnie za oba uszy i radośnie informuje- to jest uchi .Potem zaśmiewając się nieprzytomnie usiłuje mi wepchnąć palec do nosa  i ryczy -nie do nosia .Jak już i ten paskudnik zostanie zaspokojony przenosi się na trampolinkę brzuszna i rozpoczyna akrobacje wyczynowe .w nosie ma że wszyscy jeszcze śpią .On wstał więc wszyscy wstają .Jak już mnie wymęczy maszeruje do tatki wdrapie się pod kołdrę poleży 5 minut i rusza gotowy do akcji pt .,,Dajmy matce popalić "I się  zaczyna dzień w pełnym galopie , z krótkimi przerwami na teletubisie .Przez te świąteczne szaleństwa nie mam jak nagrać jak pięknie Jasiek zaczyna śpiewać piosenki z bajek , za każdym razem bowiem albo akurat jestem czymś upaćkana , albo telefon mi się ładuje albo coś kipi .Słowa niewyraźne wprawdzie ale za to stara się powtarzać melodię i nawet mu wychodzi .Wkurzająca czynnością w wykonaniu Jaska staje się szczypanie i podgryzanie w najmniej spodziewanym momencie oraz niecodzienne okazywanie radości wyrażane zamaszystym uderzeniem w plecy .Pamiętacie z podstawówki takie przyjacielskie klepnięcie po którym zatykało .No to o czymś takim piszę .Równie irytujące jest oblizywanie .Polega to na tym ,że najpierw szkodnik odrywa mnie od garów radosnym -Przytul mnie mamo. złapana na haczyk oczywiście przytulam bo kto by się oparł takiemu zaproszeniu . W nagrodę czeka mnie soczyste polizanie po policzku albo przyjacielskie szczypanie w szyję lub tarmoszenie za uszy  a do tego dzikie podskakiwanie albo podduszanie w ramach uścisku miłości .Ale co tam czego się nie robi dla smyka myka .Jak już mnie wy maltretował fizycznie zaczyna się znęcać psychicznie (zauważcie ,że w domu mam jeszcze dwa inne osobniki ,które można by było również męczyć ale nie po co są matki )I się zaczyna.
Jak już jestem obok zaczynania to  zaczynamy wolną amerykankę jeśli chodzi o jedzenie .Po tym choróbsku znowu mu się odwidziało i drugiego dania nie dotyka zupa przez zęby , najlepiej mleczna , ciastka i lizaki no i może trochę chleba z mlekiem .Więc jak chcę szkodnika nakarmić to mam do wyboru latać za nim z miską albo poczekać cierpliwie aż zgłodnieje i usiądzie jak człowiek do stołu i sam się upomni. Wersja numer dwa ma zastosowanie jak rodzic 1a jest w pracy .Faceci maja jakąś obsesje na punkcie karmienia potomstwa czy tylko mój egzemplarz tak ma .Kurcze na wszelkie piski ,jęki i odgłosy tylko jedno -A może jest głodny ? Litości jakby miał piszczeć za każdym razem z głodu to już dawno by zniknął .Ale nic to damy radę i z tym .A właśnie umknęło by mi wydarzenie miesiąca jakie Jasiek zafundował mojej pięknej fioletowo-zielonej kuchni a właściwie ścianom .Nie przeczuwając niczego złego postawiłam w korytarzu garnek z olejem po frytkach(zimnym olejem)i powędrowałam zajrzeć do wędzarni .Po powrocie coś mi nie gra .Ściany pochlapane , młody cały mokry i uśmiechnięty od ucha do ucha .Nawrzeszczałam na Ewkę jak brata pilnuje ,że się cały namoczył i ściany mokre nie zajarzyłam ,że to nie woda tylko olej .Dopiero jak młody postanowił znów wsadzić łapki do tłuszczu i odcisnąć ślad dłoni na ścianach począwszy od korytarza a skończywszy na łazience .Dotarł do mnie ogrom zniszczeń .A ta mała zaraza latał z tymi tłustymi łapkami i radośnie wrzeszczał myju myju myju Jasiu myju . Tak więc po świętach czeka mnie skrobanie ścian i pomalowanie kuchni od nowa i bardzo dobrze  bo miedzy Bogiem a prawdą odstawiłam fuchę ostatnim razem i patrzeć się na to moje dzieło nie mogę więc cudnie wyjścia nie ma trzeba pomalować .(tak maluję ściany też kobieta powinna mięć zainteresowania a co ) No i mimo wszystko przebrnęłam przez chaos przygotowań .Ciocia Lucynka upiekła mi makowiec i sernik (od tych świąt począwszy zamierzam chorować co roku jeśli to pozwoli mi się załapać na takie pyszności kulinarne )Nie wiem jak się odwdzięczę bo masę pracy mi zaoszczędziła a sama pewnie nie wiedziała w co ręce wsadzić .Cioteczko dziękujemy bardzo , bardzo bardzo .Jednak mimo tak wydatnej pomocy mały włos zabrakłoby mi czasu w tym roku .Udało się wprawdzie jednak za cenę bałaganu, nerwów, pyskówki ,niechęci oraz mega zmęczenia .I uroczyście przysięgam to ostatnie takie zwariowane przygotowania do świąt .Zupełnie jakbym pierwszy raz się do tego zabierała .Eh .Nic to udało się wszystko gotowe , Jutro zasiądziemy sobie do stołu i zjemy a potem będziemy dogorywać jęcząc z przejedzenia .Wszyscy oprócz  Janka .W tym roku z przykrością ale będzie bez prezentów od zajączka .Wszystkie środki finansowe poszły na szpital .Ale co się odwlecze to nie zając .Przykica ciut później (taką mam przynajmniej nadzieję .)Wiem ,że Ewci będzie nieco przykro bo do tej pory co by się nie działo to coś się tam zawsze znalazło .Jednak to już nie jest dziecko (przynajmniej nie do końca)a ja nie mam siły stawać na uszach po to tylko żeby było .Świat się nie zawali .Mimo wszystko zajączek przyszedł do mnie otrzymałam parę cichobiegów na wiosnę .Jak znalazł bo zima odchodzi do lamusa .A w to miejsce kupię coś moim robaczkom i zrehabilituje się za królika A tym czasem moi mili  .
Najlepsze życzonka, pięknego słonka, smutków małych jak biedronka, szczęścia wielkiego jak smok, smacznego jajuszka, mokrego Dynguska i prezentów bez liku.


A tu perełeczka -ja 30 kg temu