niedziela, 31 lipca 2022

Wycieczka do Legnicy

    Na moje szczęście mam dziecko niezbyt wymagające i mało roszczeniowe. Jednakże i to dziecię ma swoje marzenia. A matki są między innymi od ich spełniania, w miarę możliwości rzecz jasna. Tym razem z zupełnego zaskoczenia zabrałam młodego do Legnicy coby sobie chłopina komunikacją miejską pojeździł .

Z Głogowa rzecz jasna wyruszyliśmy pociągiem aczkolwiek po ostatnich doświadczeniach miałam lęki wręcz, a dźwięk zwiastujący nadciagający komunikat z megafonu peronowego powodował motylki w brzuchu.

 - Opóźniony pospieszny... wjedzie, za opóźnienie serdecznie przepraszamy. 

-Pociąg... na trasie...w dniu dzisiejszym został odwołany przez przewoźnika zostanie uruchomiona komunikacja zastępcza, przystanek przed budynkiem dworca. 

- pociąg... planowy przyjazd... z... jest opóźniony o 40 minut... za utrudnienia przepraszamy

Od miesiąca mam okazję często korzystać z taboru kolejowego i masakra. Nie dosyć, że PKS rozłożony na łopatki i tak naprawdę obsługuje Głogów i okolice to rozdrobnienie Kolei Państwowych na pierdylion spółek dąży do tego samego. No ale jakimś cudem ten nasz opóźniony nie był. silnik się nie zagrzał, żaden inny pociąg nie zablokował torowiska. Zatem w drogę.

 

 

Umówiliśmy się z synem, że na wycieczce żadne z nas nie używa sprzętów elektronicznych. Dozwolone było sprawdzenie godziny i odebranie telefonu.

Dotarliśmy do celu po około 45 minutach jazdy w  dosyć komfortowych warunkach. 

 

Obleźliśmy dworzec dookoła, bo nie samymi autobusami człowiek żyje wszak. Młody terenu nie zna więc mogłam go przeciągnąć na pieszo do " najbliższego przystanku".

Ale skoro przyjechaliśmy pojeździć to w drogę. Nieco niefajnie, że nie mogliśmy nadużyć uprawnień do darmowych przejazdów komunikacją miejską dla osób niepełnosprawnych wraz z opiekunem gdyż w Legnicy honoruje się jedynie młodzież zamieszkałą na terenie miasta i tu się uczącą, a legitymacja ON dla "obcych" jest ważna jedynie z zaświadczeniem lekarskim potwierdzającym wizytę u specjalisty lub w podobnej instytucji. Co ciekawe nie ma darmowej komunikacji dla dzieci w wieku szkolnym, tu obowiązuje miesięczny bilet w wysokości 40 zł, co miasto to obyczaj. Zatem zainwestowaliśmy całe 18 zł na bilet całodzienny i rozpoczęliśmy objeżdżanie.

 



 

 

 

Nie ma tak dobrze, żebym tylko realizowała marzenia syna, coś za coś i tak oto chłopina musiał od czasu do czasu uruchomić odnóża i podążać na własnych stopach dwóch za matką.

 


 

 

 
Nie ma tego dobrego, młody jeździłby do wieczora i pewnie gdyby była możliwość czekałby na kurs linii N1ale ja aż takiej zdolności do poświęcania się nie mam zamontowanej więc skierowałam gostka ku budynkowi Dworca PKP.

  

Zmęczeni, ale całkiem zadowoleni powróciliśmy do naszego miasta. Plany na następny objazd MPK - Poznań, Bydgoszcz, Warszawa - ma chłopak fantazję. Pytanie czy moje finanse i czas to ogarnął. 

Od wakacji młody uczestniczy dwa razy w tygodniu na zajęciach TUS( Trening Umiejętności Społecznych) oraz bioofedbeek. Więc ciężko nieco pojechać gdzieś na dłużej, zresztą i tek nie mamy opcji bo nie samymi zajęciami i autobusami człowiek żyje 


























sobota, 2 lipca 2022

Matka dziecka z niepełnosprawnością

 Kiedy los ciągle rzuca ci kłody pod nogi oznacza to ni mniej ni więcej tylko to, że masz za słabą piłę albo marnujesz czas na zupełnie niepotrzebne rzeczy zamiast skupić się na ich usuwaniu.

Nie wierzę w to co się dziś wydarzyło- obroniłam pracę dyplomową i oficjalnie uzyskałam wyższe wykształcenie. Ja-  ta zdolna ale leniwa. I tak sobie robię podsumowanie ostatnich lat i tych usuniętych kłód więcej się zebrało. Oczywiście wiele rzeczy mogłam zrobić szybciej, lepiej, dokładniej, inaczej ale czy wtedy duma z samej siebie tak by pięknie smakowała? Wątpię. 

Nie wiem ile potrwa dobra passa więc skupiam się na tu i teraz. Na tym ,że wstaje rano i mam przy sobie to moje stadko- czasem wredne, roszczeniowe, pełne żądań i pretensji, krytyczne i złośliwe, ale moje własne. Stadko z którym mogę się cieszyć kolejnym osiągniętym celem i które potrafi wdeptać bez skrupułów moje plany i marzenia w posadzkę. Bo właśnie tacy jesteśmy : skomplikowani, poplątani, humorzaści, podatni na zranienia, złośliwi, bezduszni, egoistyczni, mili, zapobiegawczy, pomocni, otwarci i tak dalej. Nie ma ludzi na wskroś dobrych ani gruntownie złych i już. 

Już wiem ile dobra passa trwała- do dziś. Pisanie postu zajęło mi trzy dni. Cieszę się;

bo prace modernizacyjne instalacji prawie zakończone, 

bo obroniłam pracę dyplomową,

bo Janek został przyjęty na projekt w którym ma realizowany Trening Umiejętności Społecznych i Biofidbek( tak wiem to się inaczej pisze),

bo nauczyłam się tynkować na gładko,

bo jest piękna pogoda,

bo dachówki podczas ostatniego deszczu nie pospadały z dachu( te przymocowane przeze mnie osobiście)

bo udało mi się wytępić glony w basenie,

bo odważyłam się użyć szlifierki kontowej i nic sobie przy tym nie uszkodziłam,

bo przymocowałam żyrandol w kotłowni,

bo potrafiłam poprawić gniazda po specach od budowlanki i wydaje mi się ,że całkiem nieźle mi to poszło.

bo pozaklejałam dziury, dziurki, dziureczki i prawdopodobnie zmierzam ku końcowi ogarniania chaty po - tylko wymianie instalacji grzewczej.

Z drugiej strony zła jestem, zmęczona, niewyspana, rozkojarzona, czasem nawet bym powiedziała ,że wściekła

bo nie mogę spać

bo jak już zasnę to śpię po kilka godzin

bo nie mogę się skupić

bo każda z ekip remontowo- usługowo- budowlanych przewijająca się przez ten dom zostawia po sobie jakieś niedociągnięcia,

bo auto mi nawaliło na amen i wyjazd na wizytę do męża zakończył się powrotem na lawecie,

bo zajęta doprowadzaniem chałupy do stanu używalności, pozwalam młodemu na zupełna samowolkę i na efekty - te negatywne rzecz jasna - długo czekać nie będę musiała,

bo ludzie na których powinnam liczyć, mają mnie głęboko w d...ie, wpędzając mnie jednocześnie w poczucie winy z uśmieszkiem pytając czy boli( to taka metafora)

bo muszę podejmować sama- bardzo trudne wybory

bo ciągle brakuje mi ostatnio finansów, jak każdemu chyba. Ale powoli zastanawiam się czy nie piznąć wszystkiego w diabły i nie wyjechać na te moje Bali, Malediwy, z namiotem i szczoteczką do zębów. Bo co mnie tu tak naprawdę trzyma? Wielki dom w którym ciągle coś się psuje, coś się poprawia, usprawnia, zakleja z jednej strony, żeby zaraz lecieć z drugiej. Auto, które właśnie rzuciło palenie? Dzieci, którym tak naprawdę nie jestem do szczęścia potrzebna -raczej do tego żeby rachunki opłacić, nazapieprzać się jak osioł , przynieść zakupy ze sklepu. Mąż? Co tak naprawdę mnie tu trzyma? Nic. To co robię mogę robić wszędzie. Jednak jest jak zawsze większe dobro i ważniejsze i to ono determinuje wybory których dokonuje. Chyba już nie nauczę się myśleć o sobie pomimo tego ,że za to moje staranie, latanie, bieganie, troskę, uwagę, czas i tak dostaję w zadek. Tyle razy sobie obiecuje ,że to ostatni raz. Deklaruję że nie pozwolę włazić sobie na głowę i że nauczę się mówić - nie. Guzik z tego mi wychodzi. 

bo dobiła mnie awaria auta wtedy kiedy jest najbardziej potrzebne,

bo świat jest coraz bardziej wredny dla mnie,

bo im bardziej się staram tym bardziej obrywam,

bo o piątej rano dostaję dziwne telefony w których przewija się wóda, dokonane wybory , poszukiwanie winnych i samobójstwo. Naprawdę to za dużo jak dla mnie. Przy tym nie mam nawet czasu usiąść i poryczeć a już czas najwyższy i pora  zanim to co mi zalega w duszy okrzepnie, osiądzie i zostanie. Nie mam miejsca na cudze problemy, nie mam siły ani czasu brać na siebie odpowiedzialności za kolejną osobę, która wciąż dokonuje złych wyborów. Chęci też nie mam.

Osiągnęłam cel - zdobyłam wyższe wykształcenie, obroniłam pracę, zorganizowałam wymianę instalacji, zgromadziłam dokumentację do dofinansowania, nauczyłam się grubszych prac budowlano- remontowych( bo wolniej, dokładniej i po taniości), bo zaczynam mówić to co myślę a nie co inni chca usłyszeć , daję sobie prawo do gorszego dnia, do bezradności, do płaczu i użalania się nad sobą i do uśmiechu i na wyjście do kina, i pojechanie nad jezioro( tylko mać czym). 

Kolejny cel -to mały ( maks trzypokojowy )biały domek nad jeziorem albo blisko lasu. Albo na wiosce minimum 20 km od najbliższego dużego miasta. Taki tylko mój. II stopień studiów, naprawa auta i chociaż tydzień urlopu, bez Internetu, tv, telefonów i wogóle z dala od cywilizacji. Czas pokaże czy uda mi sie go zrealizowac