wtorek, 17 listopada 2020

Rzeczy proste wcale takie proste nie są

 Powtarzam się wiem, ale nauczanie zdalne jest młodemu widocznie na rękę. On po prostu lubi taki model nauczania i się w nim odnajduje robiąc wszystko w  swoim tempie. On ma czas, ma cały dzień ,żadnego przymusu. Ale ja ,o ja to zupełnie inna bajka mnie nauczanie zdalne wcale nie cieszy, dobra poza zajęciami indywidualnymi z panią Asią i panią Emilką, bo młody siedzi skupiony, pracuje samodzielnie ,matka mu do asystowania niepotrzebna. Najbardziej w zdalnym nauczaniu przeszkadza mi zachowanie rodziców tak dobrze widzicie rodziców, naprawdę rozumiem ,że można nie ogarniać sprzętu internetowego, można nie lubić, ale do jasnej ciasnej ludzie powinni opanować niezbędne minimum. Ja nie potrzebuje wiedzieć kto akurat siedzi na toalecie, czy słuchać epitetów w stylu - siedź prosto debilu i słuchaj, czy czytania za dziecko lub też niewybrednych tekstów pod adresem nauczyciela. Nosz umiesz lepiej prowadzić lekcje, albo ją przygotować to dawaj a nie ino komentarz. Ludzie kochani zlitujcie się nad innymi, nie rozmawiajcie o prywatnych sprawach, nie klnijcie jak szewc, nie wyzywajcie dziecka albo nie wyzywajcie niech idzie w świat to świadome rodzicielstwo, ta zaradność , twórcza inwencja. Tylko potem nie pytajcie czemu inni się dziwnie na was patrzą i unikają jak zarazy. Zaprawdę powiadam wam milczenie jest złotem, tam jest taki mały, maciupki mikrofonik naciśnij i niech stanie się cisza. Bardzo Was proszę , błagam wręcz. Nie dlatego nie ogarniają dzieciaki tematu, że za długi ale dlatego, że jedno zdanie mozolnie rodzic z owym potomkiem , którego ma za niezbyt ogarniętego intelektualnie, czyta mozolnie składając literki po czym równie mozolnie potomkowi dyktuje. Mówimy o w pełni zdrowych egzemplarzach bez deficytów. Po półgodzinnym wyławianiu tego co mówi nauczyciel z monologów w tle naprawdę mam migrenowy ból głowy a jak pomyślę o trzech takich lekcjach pod rząd to mam niestrawność 8 stopnia. Litości, po prostu litości. Materiał nie jest jakiś szczególnie trudny skoro młody ogrania na bieżąco, dajemy radę, prace wykonuje sam, jak nie wie pokazuje mu jak ma coś wyglądać i idziemy do przodu a przynajmniej się nie cofamy. A niżej nieco nasze zadania 
o tu akurat ostatni dzień nauki w szkole się zawieruszył , plecak matka taszczyła a skowronek hasał na hulajnodze. Ma z czego zrzucić niech biega.

Mój kolorowy świat - ładny prawda ani grama ciemności, oby jak najdłużej.

A jak się ma moje oko ? Goi się chociaż  dziwne rzeczy z niego czasem wypadną np. szew rozwiązywalny zamiast rozpuszczalnego. Jednakże przy nawrocie tego cholerstwa poczekam na zabieg laserowego usunięcia. Zdecydowanie nie polecam techniki tradycyjnej. Pojęcia nie mam czy zaczerwienienie z białka zejdzie całkowicie czy już tak zostanie ale nie zamierzam tego zdecydowanie poprawiać. Mojej urodzie to i tak bardziej nie zaszkodzi.

Na dworze słota, akurat teraz kiedy jeżdżenia znowu masę. Bardzo nie lubię w deszczu jeździć , bardzo zaprawdę powiadam wam.
Otarłam się w końcu o słynny covid 19 można powiedzieć dosłownie o włosek. Siedzimy sobie grzecznie czekając pod gabinetem doktora O w poradni O, i tak czekamy, czekamy i czekamy i dalej czekamy. Scenka pierwsza korytarzem sunie pielęgniarz pchając metalową pokrywę w kształcie trumny. Ktoś właśnie odbywał przejażdżkę do prosektorium. Brrr. Za chwilkę wraca ów pielęgniarz. Korytarz wrócił do szeptów i szelestów. W tej ciszy rozległo się nagle gromkie- No i gdzie pan lezie? Tu niech pan stoi tu mówię i  proszę się nie ruszać i pojawia się postać cała na niebiesko -A ci tu? Nerwowo zerka na biało opatuloną postać. -Proszę państwa pod ściany. Albo nie koło windy. No tośmy ruszyli koło owej windy. -Halo proszę przejść na schody. Biało niebiescy powiedli do windy dwoje staruszków na wózkach, spłoszonych nieco i z tlenowymi maseczkami na twarzach. tak o to niewierna ja ujrzałam covid w akcji. Po za tym same kiepskie wiadomości ale o tym kiedyś kiedy już nie będzie mnie obowiązywało zobowiązanie do nie kłapania dziobem. Powiem wam tylko ,że jak człowiek raz za razem dostaje kopa to przywyka i nawet mu ich brakuje i potrzebuje coraz mocniejszych ,żeby je poczuć. Dziękuję kochani za słowa wsparcia, za każdy przejaw dobrego serca, naprawdę jest nam teraz potrzebny bardziej chyba od tlenu. Za mikołajkowy prezent w listopadzie, za pamięć, za pomoc i za każde dobre słowo. Moje dobre duchy za to, że słuchacie smarkania w rękaw i odpisujecie po nocach, za pracowników służby zdrowia , którzy odpisują na moje nocne pytania i pomagają tak po ludzku z sercem. Dziękuję. Za urzędników, którzy w tym trybie pracy potrafią choćby przez telefon ale znaleźć dobrą rade, podpowiedź , kierunek. Jeśli ktoś z was modli się , niech i za nas zmówi pacierz, bo czasem tam gdzie nie ma już nic zostaje wiara i trzyma nas przy życiu podnosi z kolan i pcha do przodu. Ciężar ,który dźwigamy nie jest ponoć ponad to czego nie możemy unieść. Czy na pewno? Cierpienie nie uszlachetnia, w chorobie nie ma nic pięknego i wzniosłego. Jest strach, samotność, zwątpienie, brak nadziei. Jednak ciągle coś pcha do przodu i każe szukać, pytać, drążyć. Słowo za słowo. Gest za gest. Każdy dzień na nowo, z nadzieją na zmianę.