poniedziałek, 26 czerwca 2023

Za długie wakacje

    Dobrze mieć status na FB kwalifikujący do grupy "szlachta nie pracuje" stwierdzę nieco przewrotnie .Fajnie mam jadę sobie gdzie chce, kiedy chcę, na jak długo chcę. Super prawda? w realu dziesięciodniowe nieróbstwo, plażing i spacery bez celu zwyczajnie są nużące i monotonne. Za dużo tego obijania się. Jasiek tez już okazuje oznaki znurzenia. Fale go wyczochrały, piasek powłaził wszędzie gdzie mógł, wszystkie okoliczne Biedronki obejrzane.

    Miejscówka zacna ładny, ciepły, czysty pokój z tv, łazienką i balkonem, za oknem drzewa. Do plaży około kilometra pieszo. Możemy podjechać autem ale nie po to tu przyjechaliśmy. Do Biedronki tez zacny kawał drogi bo nikt w gminie nie przewidział 900 metrów chodnika na poboczu. Może z czasem. Szafa jest, łózka są, stolik jest, tv jest, łazienka jest, czajnik w pokoju jest, mini lodówka jest, balkon jest, stolik też. Dodatkowo koc i parawan na plażę. Czysto i w sumie spokojnie. Współlokatorzy korytarzowi respektują ciszę nocną ;). Poza młodym - dzieci w obiekcie brak. Brak również Internetu co w dzisiejszych czasach nie stanowi zbytniego kłopotu, jak widać ;). 

 

                                        

atutem jest pojemny i dużyyyy parking, a także zakaz palenia na terenie obiektu. Doceniam i chyba mamy miejscówkę na później. Przesympatyczni, nienarzucający się właściciele. Lubię to.

    Pierwsze kroki po przyjeździe oczywiście nad wodę późne popołudnie, 20 stopni na dworze i wietrzysko na wskroś to naprawdę nie powód ,żeby sobie popływać.

     Najlepsza część wakacji z autystą to posiłki ;) Nawet nie zapytałam gdzie jest kuchnia ;) Ja jestem na diecie wakacyjnej 

 młody tradycyjnie dieta podczas podróży , kubełek robi robotę, schemat być musi zachowany. Znalazło się jednak coś nowego w pożywieniu- pizza margeritta z majerankiem i ciągnącym się klajstrowatym serem. Zakładam, że do piątku tak właśnie będziemy się stołować. Ps. ma jeszcze pomidorki i dżem wiśniowy dla urozmaicenia.

 

 Zjeść czy nie zjeść? I zjadł ;)

Jak jest pożywienie są i paragony grozy;) tez sonie zgromadziłam a co strach pomyśleć jak wygląda sytuacja na molo w dużym turystycznym mieście. Pierwsze- gałka lodów o smaku gumy do żucia. Na pewno nie na śmietanie.

 

Po jakiś gwizdek zakupiłam namiot plażowy. Leży sobie w pokoju a zaraz wracamy ;) zniechęciła mnie do użytkowania skomplikowana procedura upchnięcia owego cuda do woreczka. wiem wprawa czyni mistrza ale jakoś nie. Wybraliśmy się też na wycieczkę kolejką wąskotorową, tu był dramat finansowy. W tej samej kwocie pokonałam prawie 400 km żeby tu dotrzeć i przejechać się pół godziny niebotycznie drogą kolejką, w tłumie ludzi , hałasie, oparach spalin (bo nam się otwartego wagonu zachciało) i z beznadziejnymi widokami za oknem.

 

 

 uciekliśmy z pojazdu dwie stacje dalej . Biedne moje dziecko ;) z deszczu pod rynnę. Tam bolały go uszy tu nogi ;)

 

  serce w gardle bo ma chłopak skłonność
 zmierzać do krawędzi, szybciutko nas z tamtych okolic ewakuowałam, a Jasiek darł do kolejki jak wiatr. Tak bardzo chciał wracac, że mu płacz dzieci nie przeszkadzał, ani gwizdek, ani para. włączył cykl- za wszelka cenę do pokoju i żeby już matka nie chciała nigdzie iść ;).
    Kolejny dzień, kolejne namaczanie. Jednosztukowe, ja zdecydowanie wole wodę plus 45 stopni w wannie i z bąbelkami. żadnych fal, wiatru, gapiących się mew. Widoczki mi zdecydowanie starczą.


Za to Jasiek w żywiole.


 
Kiedy się nie namacza, szwędamy się po okolicy.

 
 I kebsika mi się zachciało ;)

 

Nigdy mi tak później kanapeczki z pasztetem drobiowym nie smakowały ;). 
I na szczęście zaraz koniec laby i wracam do moich dachóweczek, kopania, remoncików a młody do nic nie robienia. Życie jest cudne ale zbyt nudne.




sobota, 10 czerwca 2023

Muzeum Etnografii- Ochla/k. Zielonej Góry

 

    Tym razem wypatrzyłam w czeluściach Internetu, znajdujące się niedaleko nas Muzeum Etnograficzne w Ochli. Tuż za Zieloną Górą. Poniosło nas, mimo negatywnych doświadczeń -pociągiem na ową wycieczkę.
    Zatem świtkiem koło dziesiątej rano wyruszyliśmy na Dworzec Główny PKP w Głogowie. Zakupiliśmy bilety- rzecz jasna w biletomacie. Wolnym krokiem spacerowym udaliśmy się na peron czwarty, żeby w ten piękny słoneczny dzień wyczekiwać pojazdu. Minut zostało dokładnie jedenaście, kiedy w megafonie rozległ sie komunikat- pociąg ...gio relacji Wrocław Główny Zielona Góra z przyczyn technicznych został odwołany, Za zaistniałą sytuację serdecznie przepraszamy. Kolejny pociąg do Zielonej Góry odjedzie z peronu drugiego o godzinie 12:10. Młody stwierdził, że on czekał nie będzie, wracamy do domu po samochód. O nie żuczku pomyślałam sobie, gdzie nam się spieszy? Do komputera i siedzenia w domu? Wolnym kroczkiem udaliśmy się na lody, potem do żabki na hot doga z parówką. Ustaliliśmy, że jak i ten pociąg nie przyjedzie idziemy po samochód. Na szczęście przyjechał. W sumie bez większych niespodzianek zajechaliśmy do Zielonej Góry. Poczekaliśmy na autobus podmiejski linii 27 w kierunku Ochla Skansen - na żądanie, wsiedliśmy i po trzecim przystanku zonk, bo nie w tą stronę co trzeba. Co za pokręcone miasto ;). Trzeba było z części B Centrum Przesiadkowego. Nie ma jednak tego złego. Wysiedliśmy jeden przystanek przed zajezdnią, poszliśmy na drugą stronę i poczekaliśmy aż pojazd wróci. Jadąc już we właściwym kierunku tak sobie siedzimy w spokoju, który trwał do momentu kiedy nie wsiadła do pojazdu kobieta z około dwuletnią córeczką. Typowe małe stworzonko: śpiewa, gada, wszędzie pełno, entuzjazm i... piszczący głos. Jan wytrwał dwa przystanki a na trzecim wypadł z autobusu jak oparzony stwierdziwszy, że poczuł nagle ochotę na odchudzanie. Nie przeszkadzało mu nawet, że spory kawał musiał maszerować, aby z dala od dziecka. 
    Po tych małych perypetiach dotarliśmy do celu. Zakupiliśmy bilety i ruszyliśmy poznawać dawne budownictwo, sprzęty, różnice społeczne. Pięknie tam, mogłabym mieszkać w takiej chacie tylko nieco uwspółcześnionej.
 

 


   

    Miejsce, które sobie Jan zażyczył zobaczyć to ... szkoła. Spodobały mu się ławki( tylko dla tego, że nie miał pojęcia jak są niewygodne). Zdziwił się, że można pisać piórem i zapytał, gdzie te dzieci miały swoje komputery ;) ale jak to nie miały? Mówię w sumie to miały- widzisz te koraliki w ramce? To był pierwszy komputer ;). Co ciekawe dom nauczyciela był przestronny i bogato urządzony, widać było ,że zawód ten cieszył się renomą.


 
 

    W sumie najbardziej podobało się Jankowi, że można było wejść do środka domów, pomieszczeń dotknąć eksponatów. Po zakończonym zwiedzaniu, dyskutowaliśmy sobie o tym co właściwie widzieliśmy. W pewnej chwili mówię, że mogłabym tu zamieszkać. Na co mój rezolutny syn stwierdził że mowy nie ma, ładnie tu, ale to nie dla nas ;)  bez prądu, grzejniczku, bieżącej wody, komputera- no łej.
    Cóż można jeszcze robić w Zielonej Górze? Można... pojeździć komunikacją miejską. Wkurzyłam się nie co, ponieważ ani w autobusie ani w biletomacie nie można było zapłacić kartą za bilet z uwagi na awarię serwera, co z dialogów zasłyszanych pomiędzy pasażerami wychodziło na normę. No ale w końcu się udało. Przystanki w Zielonej Górze są od siebie bardzo daleko a trasy jednego autobusu długie więc po kilku rundach znudził się i udaliśmy się nazad ku domowi. Bilety zakupione, czekamy sobie na peronie. Pociąg przyjechał o czasie, ludzi duuuużo jednakże znaleźliśmy sobie miejscóweczkę i wszystko byłoby ok, gdyby nie ... małe dziecko ;) o losie. Nie zdążył wysiąść na szczęście z pociągu, ale musieliśmy obejść cały skład, żeby znaleźć strefę komfortu. Jan stwierdził, że nie lubi małych dzieci bo są zbyt hałaśliwe a nad morze jedziemy kategorycznie autem. Taki gatunek.
    Jak wiecie wszystkie egzaminy zaliczone w kwietniu więc mamy jakby wolne. Jednak w ramach oswojenia młodego z materiałem, przeglądamy karty pracy do klasy piątej. Mówię zrób jedną kartę z informatyki żebyś wiedział czego się będziesz uczył. Oddalił się z godnością, zasiadł do komputera i... za godzinę wielce z siebie zadowolony oznajmił- mamo to było izzyyy. Zrobiłem wszystkie od razu, żebyś mi jutro nie kazała robić ;) Można i tak. Sprawdziłam i faktycznie zrobił i to dobrze.
    Teraz wypadzik na zaplanowane od dawna takie prawdziwe wakacje. cięzko w to uwierzyć, ale to nasze pierwsze wakacje takie w pensjonacie, długie. Z mnóstwem niezdrowego jedzenia i nic nie robienia. Pogoda szykuje się w granicach przyzwoitości. Więc już za parę dni za dni parę...... Dużo się w tym naszym życiu zmienia ostatnio. Patrząc jednak na to moje uśmiechnięte dziecko numer 1a, na podróżujące bez tablecika, nie narzekające, przytulaśne i bez skrepowania oznajmiające w najmniej spodziewanych momentach- kocham cię mamo. Zadowolone z frytek w maczku, umiejące ugotować sobie makaron, zrobić kanapki, zagrzać paróweczki, to myślę sobie, że mamy wszystko czego potrzebujemy. Żałuję nieco, że nie było takich opcji jak potomkini numer 1 pojawiła się na tym świecie ale przeszłość już minęła a my mamy w planach tak żyć, żeby nie było czego żałować. 
    Jest nie za dobrze ale nie jest źle. A to już dobry znak.