Kochani moi .Jestem okropnie zniesmaczona .Zniesmaczona tym jak większość przedsiębiorców żeruje na dzieciach takich jak mój Janek .Od jakiegoś czasu przymierzałam się do zakupu książeczek, pewnej znanej pani profesor, do nauki sylab . Ponieważ podobno ta metoda sprawia cuda jeśli chodzi o naukę mówienia i rozumienia .Jako ,że koszt miał być niewielki .Pomyślałam sobie dam radę .Ciułałam , ciułałam aż uciułałam mniej więcej przypuszczalną kwotę niezbędną do zaopatrzenia się w te cudowne środki edukacyjne .No i jak zwykle dopadł mnie drobny druczek , gdyż koszt jednej książeczki był faktycznie niewielki ale za to komplet tychże książeczek to koszt około 300 zł .Za kilka kartoników z nadrukowanymi sylabami .O tu mnie zastopowało .Postanowiłam ,że sobie sama takie cudo zrobię .Zakupiłam więc blok techniczny format A3 w TESCO koszt 0,69 groszy , dwa czarne markery PEPCO koszt 3 zł komplet . linijkę , ołówek miałam w domu .Wujek gogle pomógł mi znaleźć wystarczającą ilość sylab czyli 96 sztuk .Mówimy tu o dwu sylabach .Na sylaby wyrazowe przyjdzie czas później .Laminarkę kupiłam sobie ot tak kiedyś przy okazji więc tylko odkurzyłam kartonik. Karton folii do laminowania był w zestawie więc tym razem gratis (a tak koszt około 17-25 zł za 100 koszulek )Czyli razem wyszło mi 4zł 70 groszy .I zabrałam się do dzieła .
Najpierw narysowałam sobie kwadraty na kartce o wymiarach 5/5 cm
Następnie wewnątrz narysowałam mniejszy 4,5/4,5 cm który przepołowiłam wzdłuż i wszerz aby moje sylaby były pięknie równiutkie i symetryczne
Naszkicowałam zarys właściwych sylab
Poprawiłam żeby lepiej widzieć , głupiego robota ponieważ i tak poprawiałam potem kontury mazakiem a ołówek kiepsko się zamalowuje
Żeby się nie pogubić wszystkie sylaby napisałam na kartce
.Gotowe plansze pocięłam na kwadraty po liniach 5/5
.Potem układając w koszulce do laminowania z zachowaniem odpowiedniego odstępu potraktowałam je gorącymi wałkami laminatora
Najpierw narysowałam sobie kwadraty na kartce o wymiarach 5/5 cm
Następnie wewnątrz narysowałam mniejszy 4,5/4,5 cm który przepołowiłam wzdłuż i wszerz aby moje sylaby były pięknie równiutkie i symetryczne
Naszkicowałam zarys właściwych sylab
Poprawiłam żeby lepiej widzieć , głupiego robota ponieważ i tak poprawiałam potem kontury mazakiem a ołówek kiepsko się zamalowuje
Żeby się nie pogubić wszystkie sylaby napisałam na kartce
Następnie zamalowałam szkic
.Gotowe plansze pocięłam na kwadraty po liniach 5/5
.Po skończeniu tego epokowego dzieła zabrałam się za pocięcie mego wynalazku w malutkie i zgrabne kwadraciki .W rezultacie wyszło mi 96 milusich kwadracików na których znalazły sie literki do których Janek przejawia słabość .Nie wiem dlaczego ale szczególny sentyment ma do g. Wystarczy powiedzieć- g a ten zaczyna się śmiać jak wariat .Jako że już miałam wprawę postanowiłam narysować młodemu jego własne abecadło na ścianie w pokoju , bo wkurzało mnie wyciąganie magnesików z literkami spod lodówki i z zamrażalnika .I w ten sposób zafundowałam Jaskowi pomoce dydaktyczne za bezcen .Ale jestem zdolna .Miało być nie tylko o oszczędzaniu i samorodnym talencie .Ale również o głębokim niesmaku .I wcale nie chodzi mi o pijawy żerujące na niepełnosprawnych ale na dzieciach ogólnie .Ponieważ kto ma pociechy ten wie ,że durna para butów to ze 200 kurtka 150 sweterek 50 podkoszulki 20 zabawki z atestem (czytaj jak sie coś stanie to możesz podać do sądu producenta a i tak nie wygrasz bo ma lepszego adwokata i udowodni ci ,że to nie zabawka była wadliwa tylko twoje dziecko bawiło się nią w niewłaściwy sposób )Atest nie jest po to aby podnieść bezpieczeństwo. Jest po to aby wywindować cenę towaru i zdobyć monopol .Ponieważ w szkołach czy placówkach nie można kupić tańszych odpowiedników tylko te drogie z certyfikatem .A na tzw pomoce dydaktyczne niezbędne do terapii to już bajka wręcz .Jak się komu przytrafi niepełnosprawne dziecko , to musi się liczyć z masakrycznymi kosztami. Dzięki temu ,że rzeczy ten są Jankowi potrzebne a ja nie zamierzam aż tyle za nie płacić odkryłam moje drugie powołanie -do prac technicznych .Naprawdę mój nauczyciel techniki byłby zaskoczony i to na maksa .Zaczęło się od kostki edukacyjnej .Koszt w sklepie około 180 zł .Oczywiście recykling w ruch i odrobina kreatywności i mój nicpoń otrzymał 3 kostki o różnej tematyce za absolutnego darmola .Pewnie ,że nie były idealnie kwadratowe i miały nieco nie dociągnięć ale spełniły swoja funkcję .Potem przyszedł czas na kocyk obciążeniowy bardzo przydatny jeśli chodzi o wyciszenie młodego jak go nadmiar energii rozpiera .Koszt w sklepie około 170 zł .I znów trzeba było ruszyć mózgownicą .Nawet nie wiecie jak ja nie lubię szyć brrr wprost mnie skręca jak mam rozłożyć maszynę .No ale jak mus to mus .I znów zrobiłam coś czego nauczycielka praktycznej nauki zawodu na pewno by się po mnie nie spodziewała.Samodzielnie zaprojektowałam i wykonałam kocyk z kieszonkami wypełnionymi kaszą i znów koszt symboliczny 2 kg kaszy jęczmiennej 4 zł i stara poszewka na kołdrę .Da się da się .A ja cały czas psioczyłam ,że po cholerę mi krawiecka jak i tak nic nie umiem uszyć .Otóż umiem tylko o tym nie wiedziałam .
Po tych wyczynach przyszedł czas na naukę czytania i mówienia .No litości nie dam tyle kasy za kilka kwadracików po to tylko żeby sprawdzić czy ta forma Jaskowi odpowiada czy też położę sobie te trzy stówy na półce bo się młodzieńcowi faktura kartonu nie spodoba i nie będzie chciał ich ruszyć .Na szczęście moje mu się spodobały ,trochę mniej jak próbował je zjeść i okazało się, że się nie da .Ale go ga ge gi tak go rozśmieszyły ,że sam za mną biega ,żeby bawić się w literki .Nie wiem co kieruje tym małym rozumkiem .Dziś wprawił mnie po raz kolejny w osłupienie .Jako ,że postanowiłam naprawić błędy wychowawcze i od dwóch dni nie włączam młodemu bajeczek .W końcu dziś pozwoliłam mu na jeden odcinek Traktora Toma a ten mały skubaniec powtarzał większość słów z bajki .Najfajniej jest wtedy kiedy na co dzień używa nowo zdobytą wiedzę. Np kiedy starsza siostra ucieka a on ją goni i woła -Wracaj gadzie .Albo kiedy puka do jej pokoju ona otwiera mu drzwi a ten się pyta- Kto tam .Albo kiedy bierze moją twarz w obie dłonie i zamaszyście kiwa góra dół , patrzy mi w oczy i mówi -Tak, tak, tak .Ostatnio ulubionym słówkiem jest nie .Ale to nie jest takie sobie nie Mówi nie kiedy nie chce już jeść , kiedy pytam czy idziemy do domu po spacerze , czy chce ziemnaczki .To nie jest po prostu super .Pracujemy teraz nad tak .Coraz więcej jest tych fajnych przemyślanych wyrazów .Gdzie idziemy ? na plac zabaw .Nic to że zima jemu w to graj .Dziś obyło się bez sakramentalnego kupić lizaczka .Za to jak pojechaliśmy do cioci Krysi , młody dopadł się do szafki i zażyczył sobie kisielek , kulki , płatki i pić.Ciocia wręczyła mu kisielki a ten położył na stół i rzekł -Dziękuje bardzo
Pogniewał się na panią przedszkolankę ponieważ wymusiła na nim noszenie obuwia zamiennego .Udawał ,że jej nie widzi ale na koniec dnia łaskawie przybił żółwika i powiedział pa pa .A kapcie miał na nogach do końca dnia .Czyli trzeba mu dyscypliny .Oj a z tym u mnie kiepsko . Pracuje nad tym .Kurcze jak się tak przyzwyczaję to tego roześmianego gada to jak trafi mu się jakiś gorszy dzień jest kiepsko .Nad tym też muszę popracować , bo przecież byłoby nienormalne gdyby cały czas chodził ucha chany od ucha do ucha .Od czasu do czasu musi mi dać popalić ,żebym nie obrosła w piórka .Wkurzające jest u niego ostatnio stukanie głową w moje brzuszysko kiedy jest zadowolony podchodzi i bodzie lekko ale wkurzająco .Pewnie jak wszystkie inne stereotypie nie długo mu minie ale póki co trzeba się uzbroić w cierpliwość po prostu i cieszyć się z tego ,że to nie ściana np Po za tym odkryłam ze smutkiem ,że najchętniej zamknęłabym nas w czterech ścinach , a tak się nie da bo kiedys i tak będzie musiał nauczyć się funkcjonować w normalnym świecie ale jak sobie pomyślę ilu spotka na swojej drodze ,, tolerancyjnych , wyrozumiałych , spokojnych , radosnych , pełnych życia" ludzi to mi się wszystko prostuje