wtorek, 30 grudnia 2014

Jak zaoszczędzić 300 zł -poradnik dla rodzica autysty i nie tylko

            Kochani moi .Jestem okropnie zniesmaczona .Zniesmaczona tym jak większość przedsiębiorców żeruje na dzieciach takich jak mój Janek .Od jakiegoś czasu przymierzałam się do zakupu książeczek, pewnej znanej pani profesor, do nauki sylab . Ponieważ podobno ta metoda sprawia cuda jeśli chodzi o naukę mówienia i rozumienia .Jako ,że koszt miał być niewielki .Pomyślałam sobie dam radę .Ciułałam , ciułałam aż uciułałam mniej więcej przypuszczalną kwotę niezbędną do zaopatrzenia się w te cudowne środki edukacyjne .No i jak zwykle dopadł mnie drobny druczek , gdyż koszt jednej książeczki był faktycznie niewielki ale za to komplet tychże książeczek to koszt około 300 zł .Za kilka kartoników z nadrukowanymi sylabami .O tu mnie zastopowało .Postanowiłam ,że sobie sama takie cudo zrobię .Zakupiłam więc blok techniczny format A3 w TESCO koszt 0,69 groszy , dwa czarne markery PEPCO koszt 3 zł komplet . linijkę , ołówek miałam w domu .Wujek gogle pomógł mi znaleźć wystarczającą ilość sylab czyli 96 sztuk .Mówimy tu o dwu sylabach .Na sylaby wyrazowe przyjdzie czas później .Laminarkę kupiłam sobie ot tak kiedyś przy okazji więc tylko odkurzyłam kartonik. Karton folii do laminowania był w zestawie więc tym razem gratis (a tak koszt około 17-25 zł za 100 koszulek )Czyli razem wyszło mi 4zł 70 groszy .I zabrałam się do dzieła .
Najpierw narysowałam sobie kwadraty na kartce o wymiarach 5/5 cm
 Następnie wewnątrz narysowałam mniejszy 4,5/4,5 cm który przepołowiłam wzdłuż i wszerz aby moje sylaby były pięknie równiutkie i symetryczne
 Naszkicowałam zarys właściwych sylab
 Poprawiłam żeby lepiej widzieć , głupiego robota ponieważ i tak poprawiałam potem kontury mazakiem a ołówek kiepsko się zamalowuje
 Żeby się nie pogubić wszystkie sylaby napisałam  na kartce

Następnie zamalowałam szkic 



.Gotowe plansze pocięłam na kwadraty po liniach 5/5


  .Potem układając w koszulce do laminowania z zachowaniem odpowiedniego odstępu potraktowałam je gorącymi wałkami laminatora 

 .Po skończeniu tego epokowego dzieła zabrałam się za pocięcie mego wynalazku w malutkie i zgrabne kwadraciki .W rezultacie wyszło mi 96 milusich kwadracików na których znalazły sie literki do których Janek przejawia słabość .Nie wiem dlaczego ale szczególny sentyment ma do g. Wystarczy powiedzieć- g a ten zaczyna się śmiać jak wariat .Jako że już miałam wprawę postanowiłam narysować młodemu jego własne abecadło na ścianie w pokoju , bo wkurzało mnie wyciąganie magnesików z literkami spod lodówki i z zamrażalnika .I w ten sposób zafundowałam Jaskowi pomoce dydaktyczne za bezcen .Ale jestem zdolna .Miało być nie tylko o oszczędzaniu i samorodnym talencie .Ale również o głębokim niesmaku .I wcale nie chodzi mi o pijawy żerujące na niepełnosprawnych ale na dzieciach ogólnie .Ponieważ kto ma pociechy ten wie ,że durna para butów to ze 200 kurtka 150 sweterek 50 podkoszulki 20 zabawki z atestem (czytaj jak sie coś stanie to możesz podać do sądu producenta a i tak nie wygrasz bo ma lepszego adwokata i udowodni ci ,że to nie zabawka była wadliwa tylko twoje dziecko bawiło się nią w niewłaściwy sposób )Atest nie jest po to aby podnieść bezpieczeństwo. Jest po to aby wywindować cenę towaru i zdobyć monopol .Ponieważ w szkołach czy placówkach nie można kupić tańszych odpowiedników tylko te drogie z certyfikatem .A na tzw pomoce dydaktyczne niezbędne do terapii to już bajka wręcz .Jak się komu przytrafi niepełnosprawne dziecko , to musi się liczyć z masakrycznymi kosztami. Dzięki temu ,że rzeczy ten są Jankowi potrzebne a ja nie zamierzam aż tyle za nie płacić odkryłam moje drugie powołanie -do prac technicznych .Naprawdę mój nauczyciel techniki byłby zaskoczony i to na maksa .Zaczęło się od kostki edukacyjnej .Koszt w sklepie około 180 zł .Oczywiście recykling  w ruch i odrobina kreatywności i mój nicpoń otrzymał 3 kostki o różnej tematyce za absolutnego darmola .Pewnie ,że nie były idealnie kwadratowe i miały nieco nie dociągnięć ale spełniły swoja funkcję .Potem przyszedł czas na kocyk obciążeniowy bardzo przydatny jeśli chodzi o wyciszenie młodego jak go nadmiar energii rozpiera  .Koszt w sklepie około 170 zł .I znów trzeba było ruszyć mózgownicą .Nawet nie wiecie jak ja nie lubię szyć brrr wprost mnie skręca jak mam rozłożyć maszynę .No ale jak mus to mus .I znów zrobiłam coś czego nauczycielka praktycznej nauki zawodu na pewno by się po mnie nie spodziewała.Samodzielnie zaprojektowałam i wykonałam kocyk z kieszonkami wypełnionymi kaszą i znów koszt symboliczny 2 kg kaszy jęczmiennej 4 zł i stara poszewka na kołdrę .Da się da się .A ja cały czas psioczyłam ,że po cholerę mi krawiecka jak i tak nic nie umiem uszyć .Otóż umiem tylko o tym nie wiedziałam .
                            Po tych wyczynach przyszedł czas na naukę czytania i mówienia .No litości nie dam tyle kasy za kilka kwadracików  po to tylko żeby sprawdzić czy ta forma Jaskowi odpowiada czy też położę sobie te trzy stówy na półce bo się młodzieńcowi faktura kartonu nie spodoba i nie będzie chciał ich ruszyć .Na szczęście moje mu się spodobały ,trochę mniej jak próbował je zjeść i okazało się, że się nie da .Ale go ga ge gi tak go rozśmieszyły ,że sam za mną biega ,żeby bawić się w literki .Nie wiem co kieruje tym małym rozumkiem .Dziś wprawił mnie po raz kolejny w osłupienie .Jako ,że postanowiłam naprawić błędy wychowawcze i od dwóch dni nie włączam młodemu bajeczek .W końcu dziś pozwoliłam mu na jeden odcinek Traktora Toma a ten mały skubaniec powtarzał większość słów z bajki .Najfajniej jest wtedy kiedy na co dzień używa nowo zdobytą wiedzę. Np kiedy starsza siostra ucieka a on ją goni i woła -Wracaj gadzie .Albo kiedy puka do jej pokoju ona otwiera mu drzwi a ten się pyta- Kto tam .Albo kiedy bierze moją twarz w obie dłonie i zamaszyście kiwa góra dół , patrzy mi w oczy i mówi -Tak, tak, tak .Ostatnio ulubionym słówkiem jest nie .Ale to nie jest takie sobie nie Mówi nie kiedy nie chce już jeść , kiedy pytam czy idziemy do domu po spacerze , czy chce ziemnaczki .To nie jest po prostu super .Pracujemy teraz nad tak .Coraz więcej jest tych fajnych przemyślanych wyrazów .Gdzie idziemy ? na plac zabaw .Nic to że zima jemu w to graj .Dziś obyło się bez sakramentalnego kupić lizaczka .Za to jak pojechaliśmy do cioci Krysi , młody dopadł się do szafki i zażyczył sobie kisielek , kulki , płatki i pić.Ciocia wręczyła mu kisielki a ten położył na stół i rzekł -Dziękuje bardzo 
Pogniewał się na panią przedszkolankę ponieważ wymusiła na nim noszenie obuwia zamiennego .Udawał ,że jej nie widzi ale na koniec dnia łaskawie przybił żółwika i powiedział pa pa .A kapcie miał na nogach do końca dnia .Czyli trzeba mu dyscypliny .Oj a z tym u mnie kiepsko . Pracuje nad tym .Kurcze jak się tak przyzwyczaję to tego roześmianego gada to jak trafi mu się jakiś gorszy dzień jest kiepsko .Nad tym też muszę popracować , bo przecież byłoby nienormalne gdyby cały czas chodził ucha chany od ucha do ucha  .Od czasu do czasu musi mi dać popalić ,żebym nie obrosła w piórka .Wkurzające jest u niego ostatnio stukanie głową w moje brzuszysko kiedy jest zadowolony podchodzi i bodzie lekko ale wkurzająco .Pewnie jak wszystkie inne stereotypie nie długo mu minie ale póki co trzeba się uzbroić w cierpliwość po prostu i cieszyć się z tego ,że to nie ściana np Po za tym odkryłam ze smutkiem ,że najchętniej zamknęłabym nas w czterech ścinach , a tak się nie da bo kiedys i tak będzie musiał nauczyć się funkcjonować w normalnym świecie ale jak sobie pomyślę ilu spotka na swojej drodze ,, tolerancyjnych , wyrozumiałych , spokojnych , radosnych , pełnych życia" ludzi to mi się wszystko prostuje 


mozecie mnie linczowac do woli! matka ktora decyduje sie urodzic takie dziecko powinna trafic do wiezienia. nie wspolczuje ani troche, to chora proba wyzebrania kasy. mam k^^^ dosc pokrzywionych dzieci w reklamach tv. won!
Nie bede cie linczowac.Zabieram cie na kawe. Tez mam dosc skomlenia o skomlenie
atakatammamusia 2014.11.29 [16:22] Ja was też na kawę zapraszam. Moje zdanie i nikomu nic do tego.
Jeżeli kobieta decyduje się urodzić poważnie chore dziecko, wie czym to śmierdzi, to jakim prawem wyciąga łapy po czyjąś pomoc*****eniądze? Bo terapia, bo leki, bo szpitale itp. A guzik. Chciałaś - masz - to sobie płać. Jak to mówią ' wiedziały gały co brały".
Jeżeli choroba ukazała się u zdrowego dziecka to jeszcze rozumiem.
gość 2014.12.27 [10:38]Przecież autyzmu się nie wyleczy to na co wy zbieracie tę kasę?
gość 2014.12.27 [10:44]Ja was laski też bym chętnie zabrała na kawę. W mediach aż wrze od pokrzywionych dzieci, gdzie ich zapłakani rodzice tylko wyciągają łapy po pieniądze. Ja rozumiem po wypadku, po nagłym zachorowaniu. Ale jak dzieciak jest taki od urodzenia no to sorry. Mamy prawo usuwać takie płody. Uczucie uczuciem ale lepiej być szczęśliwą mamą i wychować dwójkę czy trójkę kolejnych szczęśliwych dzieci niż być wykończonym rodzicem jednego dziecka, z którego nigdy nic nie będzie. Jakbym wiedziała, że jestem w ciąży z chorym płodem, który nigdy nie będzie normalny to wolałabym usunąć i wiem, że mój mąż ma takie samo zdanie. Co mnie irytuje to mówienie o ponoszeniu konsekwencji uprawiania seksu - to takie wjeżdżanie na sumienie. Ale jak ktoś zachoruje na raka to leci do lekarza, nawet jeśli to rak płuc u palacza albo rak żołądka u osoby wypijające 3 litry coli dziennie. Nikt nie ponosi dziś żadnych konsekwencji ale od kobiet, zwłaszcza ciężarnych wymaga się aby absolutnie w nic nie ingerowały. Polski zaścianek tłumaczący sobie zacofanie sumieniem czy religią. Beznadzieja. Też kiedyś tak myślałam ale jak dorosłam zmieniłam zdanie i też mam już dość tych pokrzywionych dzieci, na które idzie tyle kasy, że można by przedłużyć życie 100 staruszkom o 5 lat, zamiast ładować kasę w dzieciaka, który nawet nigdy do pracy nie pójdzie.
Płacisz składki - to sobie korzystaj z pomocy państwa i ciesz się swoim dzieciakiem, z którego i tak nigdy nic nie będzie. W doooopie mam głęboko co robisz ze swoim bachorem ale nie żebrz o pieniądze na takich stronach jak kafe bo to jest żenujące. pokrzywione dzieci sa oblsesne.
To kilka takich perełek z dyskusji o autyźmie .No i jak tu nie odpisać .Poziom wiedzy i jakiekolwiek wyższe uczucia u co poniektórych są na żenującym poziomie .I strach pomyśleć ,że mój syn mógłby kogos takiego spotkać w realu brrr powtarzam brrr mógłby się jeszcze tym cholerstwem zarazić .Wy mi powiedzcie to tu jest bardziej niepełnosprawny mój syn np z ta swoja radością z maleńkich rzeczy , czy ta wyprana z człowieczeństwa anonimowa postać .Ciekawa jestem jak ktoś z takimi poglądami reaguje kiedy sam znajdzie się po tej stronie barykady ?Kiedy z dnia na dzień jest zmuszony stawić czoło rzeczywistości , kiedy z dnia na dzień tracisz to co najważniejsze a każdy dzien o kroczek do przodu zmienia się w batalie .Co się dzieje z takimi ludźmi kiedy sami zachorują albo się zestarzeją i wymagają opieki wtedy tez nikogo nie potrzebują ? Są samowystarczalni .to że trzeba im zmienić pampersa nie jest obleśne .Nic nie jest wieczne a już młodość to mija nie wiadomo kiedy .Chciałaby za kilka lat móc zapytać tych ludzi czy nadal myślą tak jak w tym momencie kiedy pisały swoje odpowiedzi na forum w internecie .Czego można im życzyć oprócz rozumu oczywiście , Chyba nic się nie przebije przez te pokłady arogancji , pogardy i samouwielbienia .Do tych i podobnych osobników .Do czasu .Nie na darmo mówi się pan Bóg nierychliwy ...Przyjdzie czas i na was .Obyście tylko wtedy dali radę .No i tym optymistycznym akcentem kończę końcówkę tego wspaniałego roku .W tym roku tradycyjnie przywitamy nowy rok ja na lewym brzegu wyra ,mąż na prawym tuż nad podłogą i Jasiek rozwalony w poprzek miedzy nami a co jak szaleć to szaleć .A może akurat jutro postanowi przespać całą noc kto wie .Czasem jak kwiat paproci i takie noce się zdarzają , szkoda ,że nie sygnalizuje które to bo bym sobie w

niedziela, 28 grudnia 2014

Koniec roku ale zleciało

W znużonym tykaniu zegara
Senne opadanie powiek
Zamknięte oczy ,zastygłe myśli
Bezruch , bezczas , nietrwanie
Krzyk budzika wdziera się gwałtem do uszu
Wlewa się w duszę hałas
Oczy ciężkie od snu nie chcą światła
A muszą, nie chcą tak krótka była noc

W znużonym tykaniu zegara
Leniwe wirowanie myśli
Kolejny zmęczony dzień
Kolejna zmęczona noc bez snu
Płacz dziecka wdziera się gwałtem do uszu
Wlewa siew dusze żałosna skarga
Oczy wpatrzone w mrok nocy pieką
Pieką od łez na które nie mogę sobie pozwolić

W znużonym tykaniu zegara
Zawisa pytanie -,, co dalej?"
Zatrwożona dusza drży , licząc minuty do zmierzchu
Niepewność , oczekiwanie , lęk
Śmiech dziecka drga w nocy ciszy
Przerywa strach oczekiwania
Usta rozciągnięte w uśmiechu
Nie chcą przestać się śmiać

W znużonym tykaniu zegara
Codziennie inaczej biegnie czas

                    Tak mniej więcej można w skrócie opisać nasz miniony rok .Jestem zmęczona bez dwóch zdań , wręcz padam na twarz .Najbardziej meczą mnie dni w których nic się nie dzieje  .W sierpniu miałam dziecko -marionetkę zamknięte w swoim świecie absolutnie oderwane od rzeczywistości .Mój syn biegał wkoło ogrodzenia , szczekał na ludzi .Nie reagował na swoje imię , ani na cokolwiek innego .Budził się z wrzaskiem w nocy po kilka razy  i wiele innych rzeczy o których pisałam wcześniej więc nie ma co powielać .(Chociaż ja to tak mogę w kółko )Na dzisiaj mam trzy latka który uwielbia się przytulać , w nocy budzi się co prawda ale wędruje sam do małżeńskiego łoża i przytulony zasypia sobie spokojnie .Dzień zaczyna od -Dzień dobry mamusiu łapie mnie za szyje i namiętnie wyznaje -Moja mamusia .Ulubionym słówkiem tygodnia jest aktualnie -Nie .Ma swoje wariacje nie przeczę ale dla mnie są po prostu częścią jego charakterku i jakoś tak dopóki nie skonfrontuje się ich z ,,normalnym " światem to nie są jakieś inne .Ale tak mi przyszło do głowy ,że ci normalni to straszne sztywniaki i wymiękają w kontakcie z żywiołową radością życia młodego .Smutasy .W przedszkolu dalej ok .Mimo tego, że młody rozpoczął trening przygotowujący do funkcjonowania w społeczeństwie .Jednak mam nadzieje ,że ta jego radość życia przetrwa te treningi .Teraz z uśmiechem patrzę jak młody próbuje śpiewać , jak idzie po Ewkę i donośnie puka a potem woła donośnie -DO MAMUSI ! .Albo jak rozmawia z tatą przez telefon i mówi z powagą -Ojcze halo a potem -łobuzie , - nędzo .Albo jak sobie gada do słuchawki domofonu .Albo jak daje mi coś i mówi -dziękuje bardzo .Albo jak  idzie wyrzucić śmieci i zamiast wrzucić folię do kosza zamyka szafkę i mknie do żółtego worka (segregujemy)Albo jak zatrzymuje się na komendę stój .Albo jak się zaśmiewa kiedy się bawimy .Albo kiedy rysuje dla mnie kreskę na kartce nie ważne ,że tylko czerwoną kredką .Albo kiedy z nie nacka mówi nowe słowa .Ewka też nieco wyhamowała .Mam nadzieję ,że to oznaka dorosłości a nie niecnych knowań nastolatki .Gdyż ulubionym mottem Ewci stało się powiedzenie ,,Uroczyście przysięgam ,że knuję coś niedobrego" Tak kolejna fanka Harrego Potera .Przed nami ostatni tydzień roku .Czekamy na wyniki badań ale jakoś tak mam dobre przeczucia  .Młody zaczyna kolejną terapię Jedno się kończy drugie zaczyna .Mam tylko nadzieję ,że ta dobra passa potrwa a właściwie ,że będzie nieskończona .Dostałam o wiele więcej niż prosiłam .W niektórych dziedzinach poniosłam absolutną klęskę , poddałam  się i zrezygnowałam .Jednak nie żałuje niczego co się wydarzyło i decyzji jakie podjęłam .Liczy się tylko to co związane z Jaskiem z Ewcią .Jeśli oni wyruszą w dorosły świat szczęśliwi , pewni siebie , wykształceni , umiejący sobie radzić w każdej sytuacji to czego mogę więcej oczekiwać .Wszystko inne staje się takie nieistotne .Zostaje mi więc tylko mieć nadzieję ,że dalej będzie dobrze a reszta obleci .Kurcze sentymentalna się robię na starość.Szkoda ,że nie o wszystkim mogę sobie napisać ale może założę sobie jakiś dodatkowy blog żeby całkiem anonimowo wywalić co mi na duszy zalega .Hm nęcąca myśl .Pewnie by się czytał , bo ludzie lubią historię szalone i pokręcone .Cóż przemyślę  ten temacik .Przed świętami o dziwo sie nie narobiłam , nie wpadłam w rozstrój nerwowy , nie darłam się na dzieci i nie zarwałam nocy ,żeby wszystko było gotowe i dopieszczone .A i tak święta udały się wybornie .Duża w tym zasługa Ewy .Z nutka podziwu stwierdzam ,że będą z niej ludzie .Upiekła ciasto , pomogła mi pozmywać i ogarnąć porządki , umyła okna .Eh czego to ja się doczekałam aż się łezka kręci  w oku .Mój tato przyszedł trzeźwy i wyszedł w takimże stanie .Pierwszy raz od nie wiadomo kiedy .Tego nie da się opisać komuś kto tego nie doświadcza .Cudnie .Prezenty udały się wybornie tak myślę .Oczywiście najbardziej wniebowzięty był Janek który z racji postury otrzymał najwięcej ale bezkonkurencyjny okazał się rowerek biegowy od chrzestnego Dariusza .Wy sobie wyobrażacie ,że musiałam zabrać gada na tym pojeździe na spacer .Zamiast sanek -biegówka .No cóż taki mamy klimat .Jutro pewnie też będzie chciał pojechać na tym wehikule do przedszkola . Nikt nie powiedział ,że będzie lekko i przyjemnie .Mus to mus po prostu .Człowiek musi bo inaczej się udusi .Teraz zarazek sobie śpi smacznie a ja zamiast iść spać i odpocząć piszę sobie na blogu.Jakoś ostatnio kiepsko mi idzie zasypianie prochów nie mogę brać -bo Janek . Przydałaby mi się harówka wyczerpująca i fizyczna w każdym calu .Jutro się chyba zabiorę za uporządkowanie szopy .No nie jutro nie da rady rano biurokratyczny maraton a po południu ksiądz po kolędzie .Oj w takim razie zobaczymy może we wtorek się uda .

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Szykujemy się do świat -kulinarnie

                    Dzisiaj ubraliśmy w końcu choinkę .Jakaś łysa w tym roku mi wyszła .Pewnie dlatego ,że gałązki nieco rzadkie bo bombek mi nie ubyło .Najwięcej radochy oczywiście miał młody od lampek z melodyjką wprost nie mógł się odkleić .Nawet traktor Tom poszedł dziś w odstawkę

Nieco wcześniej opanowaliśmy temat kulinarny i z wydajna pomocą syna , zrobiłam uszka tudzież krokiety .Aby spokojnie rozpocząć dzieło kulinarne w naszym przypadku należy w pierwszej kolejności zająć czymś moją pociechę  . Za pomocą stolika ogrodowego , skrzynki na zabawki , płyty wiórowej oraz atlasu geograficznego w twardej oprawie konstruuje zjeżdżalnie domową .Cel bezpośredni dla aut i misiów .Pośredni również dla upartego trzylatka .Konstrukcja wprawdzie bez atestu za to skuteczna .
Kiedy już mała torpeda została na chwile ujarzmiona to zabieram się za etap następny  .Czyli zarobienie ciasta .Jak się ma wprawę to najszybsza część .Mnie zawsze wkurzało zbieranie mąki po stolnicy więc uprościłam sobie procedurę .Wsypuje do miski 1 kg mąki ,wlewam szklankę ciepłej ale nie wrzącej wody, solę i dodaję łyżkę kurkumy , nie zmienia smaku a pierożki mają fajny kolor .Potem mieszam wszystko łyżką do momentu kiedy ciasto się sklei .Wtedy zagniatam .Częściowo uformowaną kulkę ciasta wyrzucam na stolnicę i zagniatam do końca .I nie jestem ubabrana mąką od góry do dołu .

 Potem zabieram się za rozwałkowanie placuszka na wielgachny placek .I potem jedyna okazja w roku kiedy w naszym domu pojawia się kieliszek (do wycinania kółek )
 No jak już sobie w spokoju doszłam do tego etapu Jasiek stracił zainteresowanie zjeżdżaniem i postanowił mi oznajmić radośnie ,, tu est asto "

i przypuścił zmasowany atak na stolnice robiąc dziurki w kółkach .Mimo tego udało mi się jednak kilka uratować i zawinąć w zgrabniutkie uszka 
A tak wygląda ewolucja kółka w uszko

no jak już sobie nakleiłam to czas do gara .

 gotuje na oko , czyli jak wypłynął na wierzch i napęcznieją jest ok i czas odcedzać



 odcedzone i odparowane fru na talerze i gotowe , teraz w woreczki i do zamrażalnika

Nadzień oczywiście tradycyjny kapusta i grzyby .Ja sobie mrożę ugotowane osolone grzybki i potem mam mniej roboty , bo wyciągam , odmrażam , przegotowuję i do maszynki , mieszam z kapustą kiszoną (oczywiście własno -nożnie udeptaną  higienicznie , bez użycia bosych stóp )doprawiam odrobina pieprzu i jak zwykle robię za dużo więc ,żeby się nie zmarnowało raz dwa naleśniki na patelnię i oczywiście krokiety 


Niedawno nauczyłam się zawijać takie ładniusie jak sklepowe a to żadna sztuka tylko naleśnik musi mieć 28 cm .Niestety te krokiet wyszły długo przed wigilią i trzeba było zrobić nowe .Przytargałam od szwagierki przepis na krokieto-pierogi .Czyli  naleśnik z nadzieniem jak do ruskich pierogów .Szwagierka robi z ostrym sosem pomidorowym a ja zrobiłam śmietanowo-czosnkowy ze szczyptą bazylii .Ledwo je obroniłam przed pożarciem, trzeciej tury już nie będę robić .Oczywiście też wylądowały w zamrażarce .Karp w tym roku został mi dostarczony do domu , oprawiony , bez łbów , wypatroszony .Normalnie full wypas , tylko do garnka wrzucić .Mój mąż porzucił pomysł przynoszenia do domu żywej ryby po tym jak któregoś roku zostawiona sam na sam z tym stworzeniem w wannie stwierdziłam ,że uduszony będzie najlepszy do spożycia. Od tej pory mam spokój a ryba wchodzi  do domu nieżywa .Jutro się zacznie .Ciasto , sałatki , rybka w galarecie , śledziki namoczyć .Barszcz , karpia i coś tam jeszcze zostawię na rano w wigilię bo chłodnia zewnętrzna w tym roku nawaliła i nie będzie gdzie trzymać a głupio by było żeby skisło .Co oku obiecuję sobie ,że nie dam się ogarnąć temu świątecznemu szaleństwu , na razie bez skutecznie .Ale w przyszłym roku to już na pewno. Dziś było spokojnie chociaż Jasiek znowu ma zapalenie migdałków i siedzi w domu .Tym razem poszłam do pediatry po antybiotyk i po dwóch dniach zniknął obrzęk , ropa i kaszel .Po granulkach Jasiek tez doszedł do siebie tyle że w czasie prawie trzech tygodni i po tygodniu przerwy nawrót .Najwyraźniej jeśli chodzi o homeopatię w leczeniu chorób zwyczajnych u niego się nie sprawdzi .Nie oznacza to .że zrezygnuje z podania mu w marcu kolejnej dawki Cerebrum compositum . Sprawdziło więc będzie brał dalej .Podczas tej przerwy też wydarzyło się wiele nowych rzeczy ale jakoś tak ich mniej i nie są tak widoczne od razu .Najlepszym prezentem na święta jest to ,że Janek coraz więcej rozumie , wykonuje polecenia .Jego stereotypowe zachowania nie są uciążliwe a wręcz budzą zazdrość niektórych osobników z naszego otoczenia ..Gdyż Janek wstaje o 6 rano(tak codziennie ) w ciągu dnia musi być minimum jeden godzinny spacer , posiłki 3 głównie chleb z keczupem i zupa pomidorowa .Około 18 kompanko i potem tatuś pod pachę.Idą wyłączyć telewizor w kuchni(mam a co taka bida ) potem sprzątamy zabawki .Ostatnio woła ,,na pomoc'' i bezwstydnie wykorzystuje wszystkich do zbierania .Potem gasi światło , układają się z tatuniem .Mamusia włącza fantastyczne bajki zasypianki mp 3  ( mówiłam ,że uwielbiam elektronikę ?)i za minut trzy obaj smacznie chrapią . Co prawda młody budzi się koło trzeciej i wędruje do wielkiego łoża ale to pryszcz w porównaniu do niedawnych wrzasków , ryków i płaczów .Dziś uczył się mówić lubię .Podczas kąpieli zapytałam Jasiu lubisz się kąpać na co mój syn odrzekł ubie .Kiedy tata wrócił z pracy usłyszał od syna- Już jesteś (niewyraźnie ale na tyle ,żeby zrozumieć)co dziennie czymś mnie zaskakuje .Dziś leżąc plackiem na podłodze i siłując się z oprawieniem choinki  znalazłam się w patowej sytuacji .Nie mogłam puścić drzewka ani sięgnąć po nożyczki więc bez przekonania poprosiłam syna ,żeby mi je podał a on po prostu się odwrócił i to zrobił po czym spokojnie zajął się przerwaną zabawą .                                                                                                                   W sklepie dziś byliśmy  .Jasiek najwyraźniej kocha tłumy , hałas i zamieszanie .A jaka radocha z porywistego wiatru .Masakra .Bynajmniej nie zamierzał wracać do domu .Choinka szykuje się cudna .Mikołaj w tym roku miał niewąskie perypetie ze zgromadzeniem funduszy  ale się udało .Każdy dostanie to co lubi .Jutro najbardziej pracowity dzień w roku .Tym razem będzie zajefajnie .Młody w domu , mąż na 15 do pracy  , córcia jak zwykle naburmuszona .Ech dam radę w końcu to tylko święta .

środa, 17 grudnia 2014

Nie zawsze jest różowo

                    Wczoraj  znów  Wrocław .Tym razem w Poradni chorób metabolicznych .Zaczęło się ok .Czyli mąż zawiózł na dworzec , pociąg się nie spóźnił  ,Janek był grzeczny .Dojechaliśmy na miejsce i z 20 minutowym zapasem czasu wyszliśmy na poszukiwanie przystanku autobusu linii K , który miał nas zawieźć pod klinikę . Idziemy na najbliższy -nie ma .Ewa mówi do mnie ,że możemy zobaczyć tam gdzie stoją tramwaje ,  ale ja mądrzejsza jestem  i nie poszłam .  Tramwaj i autobus na jednym przystanku -głupia jakaś .Popędziliśmy na drugą stronę dworca kolejowego i tu też nie było . Jakaś miła pani powiedziała ,że to po drugiej stronie na przystanku tramwajowym (czyli dokładnie tam , gdzie chciała sprawdzić Ewka )No to pędzimy , czerwone światło  i autobus podjeżdża na przystanek .W ostatniej chwili  udało  nam się wskoczyć. Jedziemy odliczając przystanki .Niepotrzebnie zresztą , bo miły głos informował o tych które się zbliżały  . Po 35 minutach dotarliśmy pod szpital .Wchodzimy  i uderza  nas w oczy morze ludzi .Zerkam na zegarek , mam jeszcze 30 minut do wizyty. Naiwnie wywnioskowałam więc ,że się nie spóźnię.Rzeczywistość mnie wyprostowała .Otóż aby wejść do gabinetu należało jeszcze potwierdzić przybycie w rejestracji  do tego celu należało pobrać bilecik w automacie i czekać w kolejce .Przed nami było 22 oczekujące osoby na potwierdzenie wizyty oraz nieznana liczba osób chcących się dopiero zarejestrować .Okienek 8 czynne oczywiście 3 .Po godzinie i 23 minutach nadeszła nasza kolej .Potwierdziliśmy wizytę i udaliśmy się do gabinetu .Oczywiście teraz musieliśmy poczekać .Bo nasza kolejka minęła.Więc siedzimy , siedzimy , siedzimy i k.....wa siedzimy .W końcu wychodzi z gabinetu tato z dziewczynką ale tylko siku i wraca i tak dwa razy .Czas oczekiwania półtorej godziny .Jasiek w końcu nie wytrzymał nerwowo i zaczął się drzeć skutek natychmiastowy .Tatuś, mamusia oraz dziecko znaleźli się po właściwej stronie drzwi .Pani doktor miła , konkretna i z fajnym podejściem do dzieci .Opukała Jaśka i po zebraniu wywiadu stwierdziła ,że jej to wygląda na celiakie -zatrucie organizmu toksycznymi grzybkami .Skierowała nas na badanie w tym kierunku . Od razu dostaliśmy też skierowanie na oddział w celu diagnostyki ..Nasz pobyt będzie uzależniony od wyniku wczorajszego  badania .Jak będzie grzyb to będziemy leżeć trzy dni .Zostanie wdrożony protokół leczenia i jak twierdzi pani doktor dostaniemy całkiem nowe dziecko .A jak nie to spędzimy na oddziale 2 tygodnie i Jasiek będzie miał robione wszelkie możliwe badania diagnostyczne .Skóra mi cierpnie na samą myśl o zamknięciu nas na malutkim oddziale .Ale jak mus to mus .Pani doktor była mocno zdziwiona ,że dopiero teraz trafiliśmy do niej gdyż u dzieci z cechami autyzmu należy zacząć badania od wykluczenia czynników fizycznych które mogą powodować objawy zbliżone do autyzmu a które nie powodują trwałych zmian u dziecka .Więc naładowana pozytywnie , zebrałam swoją trzódkę i ruszyliśmy z powrotem .Jasiek od szóstej na nogach dwie godziny w pociągu , ponad pół godziny  w autobusie , kolejne dwie oczekiwanie w szpitalu a na koniec igła .No i zaczął chłopina świrować .Gdyby nie padało po prostu przegoniłabym go na nogach te kilka kilometrów ,żeby odreagował . Ale z przyrodą nie wygrasz .Mkniemy więc na przystanek , automatu z biletami  brak , kierowcy nie prowadzą sprzedaży .Idziemy wiec na drugi .Automat jest , sprawny .Ewka zabiera się za zakup biletów ,niespodzianka maksymalnie można zapłacić 10 złotowym banknotem .A w kieszeni 20 .Więc gonitwa w poszukiwaniu sklepu coby rozmienić .Się udało i znów rzutem na taśmę wpadamy do autobusu .Ewka stwierdziła ,że wyjazd do Wrocławia bez chińskiego makaronu to nie wyjazd .Wysiadamy więc przy galerii Dominikańskiej idziemy sobie, mijamy chińskie żarcie w którym stołowała się ostatnio i idziemy do następnego bliżej dworca .To był błąd który rozpoczął czarną serię .Nie polecam .Długi czas oczekiwania , jedzenie nie smaczne i duża porcja była dużo mniejsza niż w starym miejscu a na dodatek pani ma problemy z liczeniem .No ale w końcu poszliśmy dalej .Janek tez zgłodniał na szczęście na dworcu otworzyli MC Donalds więc weszliśmy na fryteczki  .Ewa poszła kupić .Jasiek wdrapał się na siedzonko i czekał cierpliwie ,Mogliśmy zdążyć na wcześniejszy pociąg ale jak sobie wyobraziłam głodnego Jaśka zamkniętego przez dwie godziny w pociągu to  pomyślałam o nie z masą wykrzykników . Pojedliśmy i  na pociąg .Kupiliśmy bilety i kolejna godzina czekania . Udaliśmy się więc  do Biedronki po prowiant na drogę . O godzinie 17 wsiadamy do pociągu .Ogrzewanie na maksa .Więc Jaśka trzeba było porozbierać .I jak tylko pociąg ruszył młody postanowił zamienić się w potworka z piekła rodem .Krzyczał , szarpał się ze mną , gadał coś bez przerwy po swojemu .Nadmienię ,że z przedziału dla osób niepełnosprawnych nie mogliśmy skorzystać bo orzeczenie odbieramy w piątek a więc teoretycznie jechałam ze zdrowym egzemplarzem .To była długa godzina .W końcu jakiś młody człowiek nie wytrzymał i na nas nawrzeszczał  .Więc sobie w mało uprzejmy sposób wyjaśniliśmy sytuację .Jak by mnie było stać na pewno pojechałaby samochodem żeby Jasiek nie miał kontaktu z takimi osobnikami.Po za tym Jasiek go i tak olał dokumentnie więc postanowiłam zrobić to samo . Reszta ludzi niechętnie ale przyjęła do wiadomości ,że tak musi być i jak im przeszkadza to niestety wolne miejsca na korytarzu , bo ja nie zamierzam się ruszać z miejsca .Jednak wysiadając ludzie uśmiechali się do nas bez pretensji ale z jakimś takim współczuciem .Młody człowiek jechał niestety do Zielonej Góry więc chłopina musiał uzbroić się w cierpliwość .Po godzinie młody się wyszalał i usiadł na dupce .Zapanowała błoga cisza i spokój .Młody człowiek zerkał w nasza stronę ale zamilkł i bardzo dobrze , bo moje nerwy były już napięte do granic możliwości i mogło się skończyć nieprzyjemnie dość. W końcu dotarliśmy do domu   .
    Jak widzicie czasem nie jest różowo .Ja przywykłam do tych jego akcji .I tak nie mogę nad nimi zapanować więc to niestety reszta społeczeństwa musi się dostosować , bo ja nie zamierzam zamykać się w domu .Następnym razem jak tylko wsiądę do pociągu .Poinformuje pasażerów ,że jadę z autystą i że może być głośno a następny raz już 8 stycznia .Będzie fajnie tym razem jedzie z nami tato

piątek, 12 grudnia 2014

Jak sie nie ma co się lubi ...

Osaczona samotnością -znikam.
Czekam na koniec dnia niecierpliwie
Z niechęcią witam świt .
Odejdź .Nie pragnę już
Nie potrzebuję spojrzeń
Nie chcę słyszeć kłamstw...
-Co to jest?
-Nie umiesz czytać?
Nie umiem  wypowiedzieć
Słów napisanych na ścianie

              Różnie się toczy ,ale czasem nie ma wyboru i trzeba brać od losu to co nam daje dobre czy złe .Trzeba tylko znaleźć odskocznie ,żeby nie zwariować . Znaleźć w tym codziennym wariactwie jakiś pozytywny przebłysk .
            Jasiek idzie na przód jak burza , z każdych zajęć wychodzi uśmiechnięty smyk i terapeutka .Od małego otacza się kobietami -podrywacz mi rośnie .Dzisiaj jeździł na Arze .Ara jest koniem -dużym koniem .Ani pisnął .A jak jeszcze pani Beatka pozwoliła mu się bawić grzywą klaczy to już był wniebowzięty .Zaprezentował jak pięknie mówi łobuzie , gdzie ma części twarzy , przybił piątkę i żółwika.Cudnie po prostu .
            Pojechaliśmy sobie też do cioci Lucynki i( cioci Wiesi też) po przepis na  masę makową. Martynka ukradła mi syna i dzieci nie było . Spokojnie wypiłam kawę i pojechaliśmy na resztkę świątecznych zakupów .Pojechałam się pochwalić ciociom moim malunkiem kuchennym .Czyli coś w stylu jak nie masz kasy-Zrób to sam .
Wygląda to tak .Od końca wprawdzie ale co tam .

 Pojawiła się biała filizanka i dwie czarne
 doszła jeszcze jedna bo tamta jakoś mizernie wyglądała
 ten szablon posłużył za wzór wyjściowy
 Po powiększeniu powędrował na kalkę techniczną a   stamtąd  na ścianę, gdzie został pomalowany wzdłuż odbitych konturów.Po tych akrobacjach malarskich połamało mnie dziś lumbago i boli mnie bark ale co tam minie
 Większa filiżanka przeszła podobną  drogę jak mniejsza , resztę szczegółów dorysowałam ręcznie .

                                                                                                     Ogólnie jestem zadowolona z efektu końcowego .Jak mi się znudzi usunę gąbką i wodą z ludwikiem .Mimo wszystko dzisiejszy dzień zaliczam do udanych .Wczoraj Ewcia wróciła z wycieczki do Warszawy , cała i  zadowolona .Oczywiście nie obyło się bez przygód , pociąg im się gdzieś po drodze zepsuł i dotarli do Głogowa ciut później .Ale dotarli .Dziś kiepsko było wstać do szkoły ale dała radę .My z Jankiem mieliśmy  bardzo pracowity dzień .O 11 początek o 15,30 koniec .Intensywna terapia weekendowa .Jutro zajęcia na 8 barbarzyństwo ale co zrobić mus to mus .Jutro znów kleimy pierogi .W lodówce pustki trzeba uzupełnić w końcu ile można jeść gołąbki .
            Nie mogę się pozbyć kataru .Męczy mnie i Jaśka od dwóch tygodni .Czas sięgnąć po poradę doktora google  bo ile można   .We wtorek jedziemy znów do Wrocławia do poradni metabolicznej .Bierzemy się za nabijanie masy .Bo jak patrze na te moje chude dzieciątko to mnie ściska w dołku .Tyle co on młóci to powinien wyglądać jak pączek a nie jak trzcinka .Dziś jak zawiało to chłopina biegał dość szybko , dobrze że się mnie trzymał bo by mi odfrunął .No i czas spać  tzn:Jasiek śpi , Ewa śpi, tatuś ogląda wiadomości, ja siedzę na internecie a ziemniaki na pierogi stygnął .

sobota, 6 grudnia 2014

Nie sposób się nudzić jak człowiek ma takiego Jaska


              Dziś postanowił sobie z znienacka porysować kredkami .Jak również zmuszał mnie do zabawy- mały sadysta  .Ugryzł tatusia gdy ten nie poświecił mu wystarczającej dawki uwagi  .Ewcia też ucierpiała  ale to ona  zaczęła .
         Spędziliśmy kolejną pracowitą sobotę .Dzięki zaangażowaniu Stowarzyszenia ,,Umiem " i ich fantastycznej terapii śmiechem . Zanim dotarliśmy na zajęcia pojechaliśmy na zakupy z ciocią Krysią  . Dla młodego  fantastyczna wyprawa ponieważ zastał  dziś opuszczone  schody na poddasze w domu ciotki . Co szkodnik skrzętnie wykorzystał   przyprawiając  matkę  o palpitacje .Więc Pędzikiem żeśmy się zebrali i wyszli zanim dostał w skórkę na pośladkach .I zrobiliśmy rundkę Casto -Polo -Dom Cioci  .By z przyjemnością przyjąć nadejście odpowiedniej pory aby udać się na spotkanie u Cichych Pracowników Krzyża .Kurcze nie jestem i nigdy nie byłam przesadnie religijna a tu proszę największe wsparcie otrzymałam właśnie od sióstr coś w tym musi być .Ale nie czas coby tu rozważania etyczno-religijne poruszać .Oczywiście po wejściu przymusowo Jasiek się porozbierał- buty też i udał się w szalonym biegu do basenu z kulkami oraz do swojej ulubionej zabawki .Jednak tym razem co jakiś czas podchodził do mojego krzesła i brał udział w zabawie .Ubieraliśmy dziś choinkę , tańczyliśmy , widzieliśmy olbrzymiego piernika i mnóstwo Mikołajów konkretnie sześć . Najbardziej jednak Jankowi przypadło do gustu przechodzenie pod sznurkiem .Uwielbia takie zabawy . Z zapałem się czołgał ,  turlał i wdrapywał .I nie zamierzał kończyć zabawy .Potem nawet starał się pokazać  w domu tacie jak tańczył z mamusią . Przezabawny jest .Masę nowych słów dziś powtórzył .W ogóle od jakiegoś czasu bardzo dużo gada .Dziś zaskoczył mnie przy wrzucaniu zabawek wieczorem , brał do ręki klocki o rożnych kształtach i informował mnie - to jest trójkąt , koło i serce .Nie patrzył przy tym wprawdzie w moją stronę ale mówił , nazywał i się zgadzało .Wcześniej przyniósł mi auto do naprawy i wyglądał na zawiedzionego ,że nie udało  mi się dokonać tej karkołomnej sztuki .Poleciał po inne (które dostał od kolegi Teodora) i radośnie poinformował ,że to auto ,że ma drzwi i światła .Szczęka znów mi się obiła o panele .Po prostu tak sobie ni z tego ni z owego .Jakby nigdy nic innego nie robił .Najadł się dziś niedozwolonych słodyczy i oczywiście w domu miałam potem przechlapane .Oj dał mi popalić i bardzo dobrze następnym razem nie dostanie  tyle czekolady choćby spuchł .
         Dzień się skończył .Jasiek śpi i ja też zmykam muszę odespać wczorajsze pichcenie gołąbków  .W międzyczasie dzisiaj zrobiłam trochę domowych pierniczków .Ze smutkiem odkryłam ,że jestem ostatnio w miarę szczęśliwa , bo nie przychodzi mi do głowy żaden pomysł na opisanie szalejących emocji a więc cisza spokój i luuuuzik .No i gicio jak mawia Ewka .

piątek, 5 grudnia 2014

I po komisji

Od rana czekała nas niezwykle pasjonująca wyprawa
 Nie w siną dal torami donikąd i gdzie nas oczy poniosą ale ku wielce szanownej komisji lekarskiej w składzie :lekarz psycholog raz i lekarz o nieustalonej entomologii dwa .Kojarzę twarz a nie wiem co za osoba nas dziś bacznie obserwowała .No ale to nie istotne jest w końcu i tak liczy się efekt końcowy .Ale zanim do niego dojdziemy to trochę zejdzie .Ten mały szubrawiec dziś akurat postanowił być czarujący , wesolutki, zadziorny, przekorny i rozgadany (po swojemu , no ale jak na osobnika niewiele mówiącego to dziś miał jakiś słowotok )Uciszył go dopiero lizak zakupiony w kioseczku urzędowym .I osadził w miejscu .Więc wpadamy sobie to urzędu i raźno maszerujemy zameldować ,że jesteśmy a tu matrona jakaś nastroszona nieprzyjaźnie do świata wydziera się ,że kolejka jest .Niezrażeni atakiem oznajmiliśmy miłej pani urzędniczce ,że jesteśmy i otrzymaliśmy informacje zwrotną,iż zostaniemy wyczytani w odpowiednim momencie .Co też w krótkim czasie od tej deklaracji nastąpiło .I kiedy zabrzmiało gromkie  Jan Stanisław D weszliśmy sobie do pokoju i tu mój synek wzór cnót wszelkich usiadł na krzesełku i z  zapałem pałaszował lizaka całkowicie poświęcając uwagę tej czynności do czasu aż jedna z pań nie otworzyła zajefajnej szafy z suwanymi drzwiami .No i się zaczęło Jasiek chce do windy -taki mały bzik ostatnio .No ale nie pozwoliliśmy i na szczęście dla nas a może nie zostaliśmy wysłani do maleńkiego pokoiku żeby pani psycholog sobie Jaska pooglądała.Delikwent jak zobaczył rozmiar pomieszczenia to zaraz chciał zrobić odwrót taktyczny ale tato go zablokował  .Potem zwrócił uwagę na wiatrak tudzież kolejna szafę .Oczy mu się zaświeciły a tu znowu stop i nie wolno dwa najbardziej nie lubiane polecenia dla młodego. Pani zadała parę pytań  na które odpowiedzi miała przed sobą , uśmiechnęła się podziękowała i koniec.Pokój numer dwa .Pani doktor zatopiona w lekturze dokumentów .Ledwie podniosła oko na Jaśka .Na co on również  ją zignorował zupełnie jakby pokój był pusty .Pani zapytała o parę drobiazgów w tym czy Jasiek lubi się przytulać  .No bo jak to dziecko z autyzmem i się przytula .W postawie miała wyrażona wątpliwość czy aby Jasiek posiada zdiagnozowane zaburzenie skoro jej do tabelki nie pasuje , ale nie rzekła nic tylko powróciła do namiętnego uzupełniania dokumentacji .Wyszliśmy podziękowawszy  i co a no nic jedna wielka niewiadoma .Ale mój m nie byłby sobą jakby nie zapytał .Miła pani kazała nam przyjść za godzinę to już będzie wiadomo na ile i czy w ogóle .Więc w międzyczasie załatwiliśmy  OC pojazdu naszego , potem poszliśmy do pani prawnik  , wróciliśmy do Urzędu .Mąż poszedł zdobyć informacje a ja ganiałam za moim diabełkiem po korytarzu .Mamy grupę na trzy lata .Reszta bez zmian .Czyli jak w poprzednim orzeczeniu .A to mi w zupełności wystarcza jak na dzień dzisiejszy teraz tylko trzeba poczekać na orzeczenie i rehabilitujemy się dalej .
Dziś robiłam za wróżkę , Na pytanie małżonka -Jak myślisz na ile dostanie padła odpowiedz -Na trzy lata .Potem przypomniał mi się ,że obiad trzeba by było zmontować i myślę głośno , że jakby kaszaneczka była to by tak z cebulką i ziemniaczkami .No ale nie ma .Pojechaliśmy do domu a Jasiek uparł się ,że teraz do cioci chce i co było zrobić siku w locie i pojechaliśmy i cioteczka obdarowała nas czym? -Tak właśnie kaszanką  .Cóż za zbieg okoliczności .Zaczęłam się śmiać ,że skoro mam tak trafny dzień to przyjedziemy do domu a tam garażu nie ma i kiedy zasiedliśmy do mocno spóźnionego obiadu wpada zdyszany właściciel blaszaka z informacja ,że kończą rozbiórkę .Cudnie etap pierwszy za nami .Oj trzeba mi było wysłać totolotka ale z drugiej strony obiecałam sobie żadnego hazardu .Finał jest taki ,że jest środek nocy , dzieci śpią , mąż w pacy a ja zamiast się wyspać zabrałam się za robienie gołąbków , bo poprzednie jakoś tak się skończyły .Pierożki były przedwczoraj ale w mini ilości bo aby tyle co na obiad .Ja się muszę zbadać czy nie mam czasem ZA  , bo kto na odstresowanie robi tonę gołąbków za każdym razem no ja się pytam kto ? No jak to kto ja i jak przez cały dzień nie chciało mi się jeść tak teraz po prostu dopadł mnie wilczy głód .
Najważniejszym wydarzeniem  w tym dniu były  jednak zajęcia z panią pedagog w Poradni Pedagogicznej "Trzy Rybki ".Gdzie pani po prostu była  zachwycona postępami Jaska , rozgadał się chłopina , do rozpuku zaśmiewał za każdym razem jak pani mówiła do niego spróbuj  Uparcie bronił się przed przyswajaniem wiedzy z książek i wyszedł sobie z zajęć uśmiechnięty i pani również co samo w sobie jest niesamowitym sukcesem , gdyż jeszcze miesiąc wstecz darł się wniebogłosy na zajęciach   a tu proszę zmiana o 360 % .Cudnie .Pani nam powiedziała ,że takie zajęcia to sama radocha .Zaleconą mamy do domu pracę z książeczkami dla dzieci ale te muszę zdobyć najpierw gdyż nie przypuszczałam ,że będą potrzebne i wydałam dalej .Nic to damy rade i z tym a reszta jakoś pójdzie .Zmykam spróbować partie numer jeden i do spania mimo soboty czeka mnie jutro pracowity dzień . Jak zwykle pewnie zrobiłam  mnóstwo literówek i interpunkcja tez cierpi ale trudno nie chce mi się poprawiać  po za tym i tak zawsze byłyśmy z gramatyką na stopie wojennej co obniżyło mi wynik z pisemnej matury na 67 % no ale trudno jakieś wady muszę mieć .

czwartek, 4 grudnia 2014

Pieczemy pierniki

Tak wyglądają nasze zajęcia dodatkowe .Na tych uczymy się jak robić pierniki.Zaopatrzeni w foremki , wałki i chęci do pracy ochoczo zabraliśmy się do pracy

I Wałkujemy


II Wycinamy


 III Wydurniamy się



 IV Dekorujemy







i idziemy do domu z brzuchami wypełnionymi pysznymi piernikami .Super zajęcia osobiście zaliczam je do moich ulubionych .

Jutro komisja

    Oczekiwanie wysysa ze mnie energię  .Kurczę się z każdym dniem czekając albo na przedłużenie grupy albo na cudowne ozdrowienie .Jasiek postanowił się  do tego wszystkiego rozchorować i od piątku plackiem siedzimy w domu .Nie jest źle ale cudownie też nie jest .Brakuje mu zajęć i jest to niestety  odczuwalne .Znów  biega jak nakręcony , nic go nie interesuje a ulubione zajęcie to kręcenie się w kółko wokół własnej osi .Ewentualnie wdrapywanie się na drabinę ,cudowna zabawa .Jak zwykle mój synuś uczy nas rozumu , rozważnego używania słów tudzież sprawia ,że płaczemy ze śmiechu .Tym razem wdrapując się na drabinę radośnie liczył stopnie
-eden ,
-da ,
-czii,
-sztery i jak już wdrapał się na szczyt drabiny poganiał sam siebie  - aaź .Potem ni z tego ni z owego -iźniesz ( dla niezorientowanych wstawić należy literkę p)Gdzieś to musiał zarazek usłyszeć .Ale oczywiście nikt w domu się nie poczuwa . Śmiechu było co nie miara ale od tej chwili rozważniej składamy zdania .
        Sen z powiek spędza mi ta nieszczęsna komisja lekarska , na szczęście to już jutro .Ciekawi mnie co za ,,urzędas " wymyślił terminy i procedury oczekiwania na komisje lekarskie .Na moim własnym osobistym  przykładzie  stwierdzam ,że ten system jest do niczego .Jasiek poprzednie orzeczenie miał do 30 listopada .Wniosek złożyliśmy 7 co nie ma znaczenia ponieważ termin i tak na grudzień .A więc od niedawna mam zdrowego syna  z czego bym się cieszyła nie powiem , gdyby nie fakt ,że dalej jest jaki jest. Faktyczny cud nie nastąpił . Ale z punktu biurokratycznego skoro pacjent wyzdrowiał to nie należą nam się świadczenia w grudniu .Jednak jak już będziemy posiadać orzeczenie to owe świadczenia zostaną wyrównane .A do tego czasu będziemy świadkiem kolejnego cudu . Czyli jak przeżyć bez kasy , ciężko będzie bo szczaw zamarzł , jabłka już zebrane .A grzybów Jasiek nie może .No cóż zrobić . Święta w tym roku będą bardziej niż skromne na  szczęście upominki jak zwykle zakupiłam wcześniej , więc dzieciaki nie będą rozczarowane . Dam radę jak zwykle zresztą .A wracając do tematu urzędniczych absurdów .Mam jeszcze resztkę wychowawczego więc ominęło mnie kombinowanie jak wypełnić czas między wydaniem nowego orzeczenia a końcem urlopu .Najwyraźniej ktoś sobie założył ,że mama niepełnosprawnego dziecka siedzi w domu a nie blokuje etat .No a tu patrz trafiłam się ja , I co ma zrobić taka mama ?Iść do pediatry po zwolnienie a na jakiej podstawie skoro teoretycznie dziecko ozdrowiało .Wrócić na 17 dni do pracy i rzutem na taśmę w ostatnim dniu wypowiedzenia rzucić nowe orzeczenie i wniosek o dalszy urlop ? Nie czarujmy się , że czekają na mnie w firmie z otwartymi ramionami . Z Mops nie dostanę celówki bo mi dochód przekracza o 7 zł .Przykre ale jakże prawdziwe .Do pracy nie mogę iść bo niby kto się Jaśkiem zajmie , jakoś tak się złożyło że dziadków nie mamy a mój brat się na niańkę nie nadaje . Rodzina męża z chęcią by pomogła ale mają dość własnych spraw ,żeby jeszcze obarczać ich naszymi .Z Jaśkiem to nie tylko kwestia zawiezienia i odebrania po kilku godzinach .Ale dostarczenie do przedszkola , odebranie , potem zajęcia , obiad i znowu zajęcia .Najmowanie niani również chyba mija się z celem . Pracować tylko na to ,żeby jakaś obca kobieta zajmowała się moim dzieckiem jest owszem wygodne .ale wątpię żeby poświęciłaby mu tyle czasu i uwagi ile potrzebuje .Pewnie ,że jakieś tam pieniądze jestem w stanie zarobić godząc wszystkie te sprawy ale uwierzcie kokosy to to nie są .A jeszcze Ewka , w końcu ten egzemplarz też trzeba ubrać , nakarmić , kupić leki a nawet o zgrozo wyprawić na szkolną wycieczkę .Czy można marzyć o większym szczęściu ?Oczywiście mogłabym podjąć pracę na pół etatu , jednak będąc na wychowawczym ustawodawca zabiera mi tą możliwość .Bo skoro wychowuję dziecko to mam siedzieć w domu a co będziemy jeść no to już  nieistotne  .Co mnie podkusiło ,żeby decydować się na potomstwo w tym popieprzonym kraju to ja nie wiem .No ale trudno stało się .Więc grudzień dzięki błyskotliwości jakiegoś urzędnika spędzimy skromnie jak przystało na godny czas oczekiwania , adwentu i zadumania nad własną znikomością w tym posranym świecie.Szkoda tylko ,że elektrownia , gazownia , wodociągi i inne szanowne instytucje nie poczekają tego miesiąca na swoje należności  no przecież wyrównam jak mi wyrównają no nie . U nas  w Tesco na zeszyt nie dają .Powiedzcie mi czy byłby to taki wielki problem gdyby następna komisja odbywała się np dwa tygodnie PRZED końcem poprzedniej i wydawana z dniem ważności poprzedniej .Naprawdę tak trudno na to wpaść .Za co właściwie bierze kasę ktoś kto te durne przepisy wymyśla ?Za utrudnianie ludziom życia czy jak ?Bo normalnie nie ogarniam .A żeby było ciekawiej aby  dostać pieniądze w grudniu muszę złożyć dokumenty do 10 grudnia .Komisja 5 plus 14 dni na wydanie orzeczenia no nie zmieszczę się za nic .No ale jak złożę 20 to na koniec stycznia już będą z wyrównaniem oczywiście .Jak dotrwam pojadę z dzieciakami na Hawaje a co z taką forsa to można poszaleć .A to zawrotne sumy
400 zl dodatek za wychowawczy
158 zasiłek pielęgnacyjny
60 zł dodatek z tytułu dojazdów na rehabilitację no sami widzicie jest o co walczyć .
107 rodzinne 1
67 rodzinne 2
dla porównania

wynagrodzenie
1300 netto
400 przedszkole terapeutyczne (można wersję tańszą 150 gdzie nikt się dzieckiem nie zajmie )
100 miesięczny
jakieś 500 niania na weekendy jak oboje będziemy w pracy
 Więc dylemat co wybrać praca za grosze , brak czasu , niedopilnowane dzieci  -czy ,,siedzenie w domu za grosze" Muszę to poważnie przemyśleć .A póki co pozostaje mi cierpliwie czekać .Oczywiście nie bezczynnie bo byśmy faktycznie musieli przeżyć na szczawiu i jabłkach.Dobrze że małzon pracuje .
Ech i dlaczego nie ma we mnie ani krzty patriotyzmu nie rozumiem .
                Cóż zobaczymy .Najważniejsze na dziś to że kartofle w piwnicy , ogórki w słoikach , kapusta w beczce , szczaw i buraczki w słoikach , jabłka i cebula na strychu .Przy okazji może pożegnamy się w końcu z pieluchami gdyż może zabraknąć .No ale tu nie rozpaczałabym za bardzo czas najwyższy i pora .Tylko do Jaśka jakoś nie dociera za bardzo.i dalej radośnie wali kupę w majty .Ale postępy są ponieważ po dokonaniu tego epokowego czynu przyłazi i zgłasza ,że tu kupa .Ha idziemy do przodu jak burza .Kurczę tak przywykłam do tej jego niepełnosprawności ,że wszystko to co się dzieje wydaje mi się absolutnie normalne i zwyczajne .Na dodatek gdzie byśmy nie poszli słyszę ,jakie mam grzeczne dziecko , spokojne .No przez godzinę to można sobie zdanie wyrobić .Kochani przez godzinę to nawet ja potrafię zachowywać się jak człowiek potem niestety wracam do swej naturalnej postaci cynicznej , sfrustrowanej , mężatki z długoletnim stażem z obciążeniami .Od czasu do czasu nieco jadu zostawię na blogu co korzystnie odbija się na moim pożyciu rodzinnym , bo jak sobie tak człowiek skrobnie to mu lżej na duszy