piątek, 12 grudnia 2014

Jak sie nie ma co się lubi ...

Osaczona samotnością -znikam.
Czekam na koniec dnia niecierpliwie
Z niechęcią witam świt .
Odejdź .Nie pragnę już
Nie potrzebuję spojrzeń
Nie chcę słyszeć kłamstw...
-Co to jest?
-Nie umiesz czytać?
Nie umiem  wypowiedzieć
Słów napisanych na ścianie

              Różnie się toczy ,ale czasem nie ma wyboru i trzeba brać od losu to co nam daje dobre czy złe .Trzeba tylko znaleźć odskocznie ,żeby nie zwariować . Znaleźć w tym codziennym wariactwie jakiś pozytywny przebłysk .
            Jasiek idzie na przód jak burza , z każdych zajęć wychodzi uśmiechnięty smyk i terapeutka .Od małego otacza się kobietami -podrywacz mi rośnie .Dzisiaj jeździł na Arze .Ara jest koniem -dużym koniem .Ani pisnął .A jak jeszcze pani Beatka pozwoliła mu się bawić grzywą klaczy to już był wniebowzięty .Zaprezentował jak pięknie mówi łobuzie , gdzie ma części twarzy , przybił piątkę i żółwika.Cudnie po prostu .
            Pojechaliśmy sobie też do cioci Lucynki i( cioci Wiesi też) po przepis na  masę makową. Martynka ukradła mi syna i dzieci nie było . Spokojnie wypiłam kawę i pojechaliśmy na resztkę świątecznych zakupów .Pojechałam się pochwalić ciociom moim malunkiem kuchennym .Czyli coś w stylu jak nie masz kasy-Zrób to sam .
Wygląda to tak .Od końca wprawdzie ale co tam .

 Pojawiła się biała filizanka i dwie czarne
 doszła jeszcze jedna bo tamta jakoś mizernie wyglądała
 ten szablon posłużył za wzór wyjściowy
 Po powiększeniu powędrował na kalkę techniczną a   stamtąd  na ścianę, gdzie został pomalowany wzdłuż odbitych konturów.Po tych akrobacjach malarskich połamało mnie dziś lumbago i boli mnie bark ale co tam minie
 Większa filiżanka przeszła podobną  drogę jak mniejsza , resztę szczegółów dorysowałam ręcznie .

                                                                                                     Ogólnie jestem zadowolona z efektu końcowego .Jak mi się znudzi usunę gąbką i wodą z ludwikiem .Mimo wszystko dzisiejszy dzień zaliczam do udanych .Wczoraj Ewcia wróciła z wycieczki do Warszawy , cała i  zadowolona .Oczywiście nie obyło się bez przygód , pociąg im się gdzieś po drodze zepsuł i dotarli do Głogowa ciut później .Ale dotarli .Dziś kiepsko było wstać do szkoły ale dała radę .My z Jankiem mieliśmy  bardzo pracowity dzień .O 11 początek o 15,30 koniec .Intensywna terapia weekendowa .Jutro zajęcia na 8 barbarzyństwo ale co zrobić mus to mus .Jutro znów kleimy pierogi .W lodówce pustki trzeba uzupełnić w końcu ile można jeść gołąbki .
            Nie mogę się pozbyć kataru .Męczy mnie i Jaśka od dwóch tygodni .Czas sięgnąć po poradę doktora google  bo ile można   .We wtorek jedziemy znów do Wrocławia do poradni metabolicznej .Bierzemy się za nabijanie masy .Bo jak patrze na te moje chude dzieciątko to mnie ściska w dołku .Tyle co on młóci to powinien wyglądać jak pączek a nie jak trzcinka .Dziś jak zawiało to chłopina biegał dość szybko , dobrze że się mnie trzymał bo by mi odfrunął .No i czas spać  tzn:Jasiek śpi , Ewa śpi, tatuś ogląda wiadomości, ja siedzę na internecie a ziemniaki na pierogi stygnął .

Brak komentarzy: