sobota, 31 maja 2014

Mamciowe nerwy



     Dzisiejszy dzień zaczął się niezwykle miło .Bez ścierania , szarpaniny , jęczenia .Od nawału domowych obowiązków oderwał mnie sygnał smsa od  Anetki ,która odkrywszy w sobie talent kulinarny, postanowiła zagrozić mojej diecie .No jak ja mam się odchudzać w takich warunkach .Ja sobie lubię pojeść , a do cioci Anetki mogłam sobie spokojnie pojeździć ,bo miałam komfort braku kontaktu  z wysokokalorycznymi posiłkami gdyż osobnik w/w utrzymywał iż gotować nie lubi i nie zamierza się uczyć na stare lata .I co sra ta ta .Tak pysznej pizzy nie jadłam od ostatniego wyjścia z mężem  kilka lat wstecz .Moją dietę szlag trafił .Po omłóceniu wielgachnej porcji a właściwie to calutkiej sztuki nie miałam sił ruszać się  .No jak tak można robić kumpeli no pytam się .Ciotka dokonała innej , dotychczas nieosiągalnej dla mnie rzeczy  .Używając prośby  i drobnych kwot pieniężnych sprawiła ,iż moje  dziecko wsadziło drugie  do wózka i zabrało na spacer  .I o dziwo wrócili po niedługim czasie jednak  po to aby  przyodziać się w inny strój .Wrócili cali i zdrowi .Powodem był sok marchewkowy który dziwnym trafem zamiast w brzuszku znalazł się na spodniach Janka oczywiście na części pośladkowej
.Potem  Jasiek przypomniał sobie jak fantastycznie rzuca się Kilerowi zabawkę do piwnicy z tym że dziś rzucał ją nie do piwnicy tylko z tarasu .Potem pobiegał troszkę góra dół po schodach , sprawdził wytrzymałość drzwi łazienkowych na trzaskanie . Wdrapał się na huśtawkę , dopadł  do chipsów i poświęcił dobrą chwilkę na ich degustację .Potem potrzaskał drzwiami od opelka (to nasz środek transportu).W końcu  postanowiliśmy udać się w drogę powrotną  .I tak żeśmy sobie posiedzieli i się zasiedzieli . Jeść dali , spokój dali , piękne widoki dali .No to szkoda było wracać ale jak mus to mus .Szwagierka też jakoś do domu po pracy dotrzeć musi .Więc zapakowaliśmy się do auta i  pojechaliśmy .Mąż pojechał odwieźć siostrę .Jasiek pociął do kurczaków , a Ewka przed tv .Jak prusaki przed światłem .Każdy w swoją stronę .Zjedliśmy potem barszczyk,wypiłam kolejną inkę .Poszłam podziwiać z Jankiem kurczaczki . Zepsuliśmy Wojtusiowi drzwi od łazienki .Poszliśmy do apteki  i przy okazji na spacerek (Wojska Polskiego,Keplera,Kołłątaja,Wojska Polskiego,Okrężna i do domu )Mąż pojechał do pracy.Ewka siadła przed komputer i mózg się dziewczynie  skurczył do wielkości orzeszka  .Ma przygotować pacę domowa na technikę i do tejże pracy potrzeba wyciąć i złożyć na pół kilka prostokątów o określonych wymiarach .I zrobienie tychże prostokątów okazało się czynnością ponad jej siły .znów wyjdę na kiepskiego rodzica ale po około 40 minutach przerzucania się durnymi zdaniami córcia dostała w łepetynę gdyż nerwy mi puściły .No ile w końcu można moja cierpliwość nie jest nieskończona .Serdecznie dość mam tego jej dorastania , tego tłumaczenia, tego popychania ciągle do przodu .Naprawdę nie mam na to wszystko już sił .Starość mnie dopada , przemęczenie, stres a ta mi jeszcze każdego dnia dokłada .Niektóre egzemplarze nie są dostosowane do przyjęcia informacji poprzez rozmowę jak z człowiekiem jak nie palniesz nie dotrze .Jednak dziś przekroczyła moje granice .Do tego stopnia ,że poprosiłam żeby zeszła mi z oczu .Chociaż raz posłuchała , za pierwszym razem .Dało mi to czas na ochłonięcie i zapanowanie nad gniewem .Masakra , normalnie .Obudziła we mnie morderczy instynkt .Ale się ogarnęłam , dziecko łyknęło świeżego powietrza i wróciło dużo normalniejsze .Ale jakoś tak mnie ten gniew nie chciał opuścić .A teraz zamiast iść spać i odpocząć siedzę przed komputerem i nie zanosi się na to że szybko zasnę .Eh żywot matki jest ciężki i niebezpieczny dla życia i zdrowia .Jutro mam nadzieję będzie lepszy dzień i zrobienie papierowych prostokątów okaże się jednak możliwe do wykonania a buzia utrzymana na krótko.Ja jestem naprawdę nadzwyczaj cierpliwym rodzicem ale mam granicę, której nie dam naruszyć .Czy nastolatkom tak trudno to zrozumieć ?Nic to pogadamy z tą moją pyszczącą paskudą jutro .Wiem nie powinnam podnośnić ręki na dziecko ale podniosłam i już .Najważniejsze ,że nie podniosłam po raz drugi bo bym chyba zatłukła na dobre .Ile to krwi napsuje zanim dojrzeje .Chciałabym żyć w czasach kiedy panienki w wieku Ewy umieszczano na naukach i odbierano grzeczne, ułożone i kochane  .Że też nie ma gimnazjów z internatem - szatańskie marzenie ale jakże by było miło cieszyć się dzieckiem bez tego etapu dorastania . W końcu sprawdziło się powiedzonko mojej mamy , którym mnie raczyła ,,Poczekaj będziesz miała własne dzieci to zrozumiesz "Oj rozumiem rozumiem .I cieszę się ,że między Jaskiem i Ewą jest spora różnica wieku są szansę ,że zdążę się ogarnąć zanim młody wejdzie w etap dorastania .A nas w domu było dwie niemal rok po roku .Biedna ta nasza mama z nami była .Oj biedna .

piątek, 30 maja 2014

Dzień jak co dzień

.
    Minął kolejny pracowity dzień .Pobudka 6 .30 .Wycwaniłam się i zamiast wstawać i z nerwami szykować nastolatkę do szkoły podnoszę zadek , zapalam światło i informuje radośnie albo mniej radośnie  ,że czas wstawać .Po czym jeszcze szybciej wracam łóżka  żeby jeszcze momencik poleżeć.Po co mam się ścierać .Nie zje śniadania to będzie głodna , nie umyje zębów to ją w szkole wyśmieją  .Ubierze się jak burak lub nieodpowiednio trudno więcej wdzianka nie zobaczy  .Zła matka ze mnie co nie ? Miarą dobrego  macierzyństwa jest ponoć to czego nie robimy za nasze dzieci .W ten sposób zyskałam  poranki bez zbędnych nerwów i szarpaniny .Około 7,40 żmija znika za drzwiami a mały żmij budzi się i maszeruje z niebieską koszulą do mamy .Kokosimy się chwilkę i mkniemy do domowych obowiązków .Zaczynamy oczywiście od pościelenia łóżek ,potem ubieranie  i Jasiek już stoi pod drzwiami lodówki , domagając się żeby mu wyciągnąć jajko .Jak dopnie swego z tymże kurzym jajkiem w garści wdrapuje się na krzesło i czeka na talerz , matkę i nóż.Kiedy już skompletujemy wszystko , rozpoczynamy procedurę .Chwytamy nóż i staramy się trafić w jajko jak nam się uda wkładamy kciuki w  szczelinę i z radosnym okrzykiem wylewamy zawartość na talerz by młody mógł radośnie wymieszać otrzymaną ciecz widelcem .W tak otrzymanej masie maczamy chlebek i smażymy tosty  .Ja  zjadam skórki Jasiek środek .Potem młody siedzi i czeka na drugie śniadanie - owsiankę  .Po omłóceniu talerza mlecznej ,matka zabiera się za ogarniecie chałupy i przygotowanie jakiegoś obiadu a dojedzone młode udaje się pod furtkę numer jeden i domaga się odwiedzin u kurczaków sąsiadki .Tato kręci się gdzieś tu i tam .O godzinie 10.00 przerywamy fascynujące czynności poranne , zostawiamy wszystko tam gdzie upadło i stroimy się na miasto .Mkniemy do ,,Cichych ,, na ćwiczonka o 11.30 .Z buta oczywiście .Tzn ja idę a Jasiek jedzie bo zmora piekielna ostatnio leniwy się robi i woli podziwiać widoki niż męczyć odnóża .Ale i tak raz na trzy dni muszę go porządnie przegonić , bo robi się nieznośny .Docieramy na miejsce tak średnio 20 minut przed czasem.Głównie ze względu na basen z kulkami , co do którego  ostatnio mamy pecha bo sala ciągle jest zamknięta . Na szczęście Jasiek się godzi z tym ,że nie ma klucza i szwendamy się podziwiając widoki.Np piękności szczaw dziki na który planuję się udać w dniu jutrzejszym .Jestem przekonana że najlepiej mu będzie u mnie w piwnicy niż na łące .Mniam już czuję ten cierpki smak zimą . Pędzimy do pani Beatki na ćwiczonka .Jasiek znika a mama ma 30 minut laby .Następnie czekamy kolejne 30 minut na hipoterapię .Latając w te i z powrotem po platformie z której się wsiada na wierzchowca .Janek jeździ na Edku -to biały kucyk .Nawet nauczył się już czerpać radość z przejażdżki
właśnie tak .A po zakończonej jeździe .Odbieram gada z rąk ,drugiej pani, Beatki i nie wypuszczając umieszczam w wózku spacerowym . Wręczam sok i drożdżówkę i ruszamy w drogę powrotną .Wychodzimy z zajęć o godzinie 13 ewentualnie kilka minut po .Do domu docieramy po jakiś dwóch godzinach w zależności od trasy .Jak już dotrzemy ja padam z nóg a wypoczęte pisklę  nabiera szwu nku .Ale nie ma mocnych nie dam się .Zabieram się za dokończenie obiadu , wstawiam pranie , ogarniam kuchnię , znoszę mamrotanie młodego i nagle robi się 18 ta .Najedzeni , wypoczęci ruszamy na aaapp(plac zabaw)koczujemy tam chwilę i wędrujemy pobiegać po metalowym podjeździe kolo basenu przy sp 10 .Tupot młodego wkurza niemiłosiernie panie szatniarki ale przykro mi bardzo skoro on tego potrzebuje to raz na jakiś czas go tam zabieram ,żeby się nasycił .I na jakieś dwa tygodnie mam spokój a wszystko po godzinie stania i słuchania tupotu stóp na kratkach i zdegustowanych spojrzeniach ludzi .Trudno nie da się  każdemu wytłumaczyć o co chodzi .No i potem przekupuję młodego lizaczkiem i zmierzamy w stronę domu .Tak jakoś robi się 20 .Wiec mycie kolacja , koszulina, butla i lulu .Jasiek i tata poszli spać a ja poczułam potrzebę usunięcia zieloności z chodnika wokół domu tudzież uzupełnienia braków w podjeździe wypłukanych po ostatnim deszczu .I zeszło mi do 21.30 .A teraz siedzę i smaruje sobie na blogu .
    Spotkała mnie dziś  sytuacja małozabawna .Maszerują sobie dzieciaczki z kościoła z mamusiami oczywiście .I te aniołeczki w bieli podbiegają do siatki i zaczynają w najlepsze drażnić naszego Aresa . Bydlę z niego wielkie i niestety takie prowokowanie wpędza go w amok.Skacze na siatkę i ujada jak durny .Dzieciaki radocha mamusie zero reakcji .Szlag mnie trafia ale ze spokojem pytam czy dzieciaczki wiedzą co się stanie jak wypuszczę psa ?Na to oburzona mamusia żebym jej pociechy nie straszyła .Mózg chyba zostawiła przy jakimś serialu.Wystarczy odrobina wyobraźni  .Duży pies który czasem biega luzem , siatka na jeden skok i dzieciak który je drażni po drugiej no ciekawe co się może stać ?Coś mamusi zadymiło w dynce i tłumaczy dziewoi skutki takiego bezmyślnego zachowania .Jutro się przekonamy czy skutecznie .No to by było na tyle późno się zrobiło ale jakoś tak dużo miałam do opowiedzenia a nie wszystko się zmieściło



środa, 28 maja 2014

Samochodowy dzień


     Długi  dzień dzisiaj .I  bardzo deszczowy. Młody ciągnie na dwór a mnie trafia bo nie cierpię takiej pogody  .Dziś był nieszczęśliwy bo wszędzie jeździliśmy samochodem .Bardzo ładnie brał udział w terapii ,na konikach się chichotał. Do logopedy też wszedł i też z uśmiechem a ostatnio nie można go było oderwać od nogawki .Potem zamierzał się zdrzemnąć podczas jazdy ale mamusia mu nie pozwoliła  .Skutek był taki, że Jasiek pół dnia spędził na siedząco.Największa frajda była jak mu przyszywana ciotka wręczyła gałkowego loda  chichrał się pół drogi.
     Wczoraj odebraliśmy wynik EEG wszystko jest w normie ale tego akurat się spodziewałam .
    Zaje....sta była wizyta u ortodonty ,żeby zaklepać młodemu termin wykonania protezy  .Na wizytę czekaliśmy dwa miesiące z hakiem .W wyznaczonym dniu stawiamy się punktualnie a nawet tuż przed czasem w gabinecie na ul.Moniuszki (jedyny na NFZ) .Widzimy jak doktor podchodzi do drzwi więc ładujemy się do gabinetu .Doktor daje  znak ,że trzeba poczekać .Jak ktoś nie miał okazji czekać na cokolwiek z dwulatkiem to polecam ten gabinet jako próbę cierpliwości i ćwiczenia pokory ,tudzież nauki kreatywnego formowania zajęć dla dziecka z niczego . Minęło minut 15  pojawiła się pielęgniarka i zaprosiła nas do gabinetu .Poinformowawszy nas uprzejmie ,że pan doktor zaraz przyjdzie zostawiła nas samopas .Na nasze nieszczęście po ostatnich wycieczkach do dentystów młody zapamiętał sobie niezbyt miło gabinet  i chciał dać nogę .Mąż zamierzał w końcu pójść po doktorka kiedy minęło kolejne 20 minut  .Młody zaczął sobie szaleć a ja nie zamierzałam go bynajmniej uspokajać .W związku z powyższym zagłuszał prowadzoną  konwersację i zmusił konowała to jej zakończenia .Oczywiście nie usłyszeliśmy żadnego przepraszam  .Dowiedzieliśmy się że młody będzie potrzebował górnej protezy . Nie wiem jak  doktor tak szybko na to wpadł A potem ,że oni wprawdzie umowę z NFZ mają na dziecięce protezy ale on jej nie zrobi bo -nie umie .No plus za odwagę ale co w takim razie robi na etacie dziecięcego ortodonty ?Mieli dziś zadzwonić gdzie ewentualnie można coś takiego Jankowi zrobić w ramach ubezpieczenia , .Prywatnie nie ma mowy .Protezę trzeba wymieniać co pół roku jedna to około 700 zł .Za coś w końcu składki nam  zabierali więc czas na rewanż od  państwa .Na wszelki wypadek znalazłam protetyka  w Legnicy wizyta ta da dam 2 czerwca tak tylko tydzień .Niesamowity fart .No chyba że pojadę a tam kolejny nieumiejący .Ale nie ma się co uprzedzać. Jakby co gabinetów  w Legnicy jak mrówków . Ewentualnie mam jeszcze w obwodzie Wrocław.
      Wkurza mnie moja starsza pociecha na tyle gadania tłumaczenia jak grochem o ścianę .Miałyśmy dziś kolejną scysję .Po szkole wprawdzie mnie przeprosiła i jeśli faktycznie jest tak jak mówi to przemyślała sobie swe niecne postępki i jest jej przykro . Nie mam sił jeszcze z nią wojować .Posiadanie niepełnosprawnego dziecka naprawdę wywala świat do góry nogami .A ta szatańska dwójka potrafi mi dać do wiwatu .Na deser dowiedziałam się ,że  kiepsko gotuję.Kara będzie długa i uciążliwa .Jak dopiec smakoszowi -należy mu pozwolić docenić to co ma gotując na zmianę przez tydzień  dwa rodzaje zupy .Wredna jestem niemożliwie ale inaczej się nie da .Jak mam gotować wystrzałowe dania jak  nie mam czasu porządnie  się wysikać . Bo zaraz leci za mną jakaś mała zaraza , większa drze się z kuchni a najgrubsza łazi i czeka na posiłek .No litości ja jestem tylko jedna a ich jest całe stado .Pewnie mogłabym się bardziej zorganizować ,bardziej poukładać ,bardziej się przyłożyć  ale jakoś tak nie mam ochoty  .Musze się przyjrzeć gdzież to mój  mąż się stołuje .Skoro moje jedzenie niedobre to od czego go tak wypchało , może  to opuchlizna głodowa ? . Znowu nocka z głowy przez taka durnotę a rano nie ma zmiłuj trzeba podnieść zadek i zrzucić większa żmiję z wyra pogonić żeby zjadła cokolwiek i ubrała się jak człowiek . Z wiekiem jestem coraz bardziej nietolerancyjna  .No ale teraz ma mnie więc  pępkowi na wierzchu , mini tuż za paskiem , makijażowi  mówimy pa pa .Ma czas na to .Ciężko jej to będzie teraz zrozumieć ale jak już będzie stara i zgrzybiała to  doceni .Szczególnie po wypiciu kilku herbatek i braku problemów z pęcherzem.Oj strasznie późno się zrobiło zmykam bo mi sie w główce poprzewraca ze zmęczenia . Na deserek zdjęcie .Nosi tytuł ,,Mamo przełącz mi kanał

poniedziałek, 26 maja 2014

Odmienne spojrzenia na ten sam temat

A konkretnie na kwestie- Mamo ale ja sprzątałam
Więc wizualizacja posprzątanej kuchni w oczach mojej pociechy


 Musiało się dziecko napracować bez dwóch zdań 

A to moja wizualizacja porządku                   
               Komentarz mojej pociechy-A to o to mamie chodziło , trzeba było powiedzieć .Masakra normalnie rozłożyła  mnie na łopatki .I nie mówcie mi ,że dziecko co poniektóre rzeczy wynosi  z domu . Moje najwyraźniej  jest adoptowane albo mi ktoś w szpitalu zamienił .Ręce opadają a najlepsze jest to ,że zaraza nie widzi różnicy miedzy jej a moim porządkiem .W ogóle stwierdziła ,że to niesprawiedliwe bo ja mam 30 lat przewagi  w sprzątaniu i nie mogę od niej zbyt wiele wymagać .No niech mnie ktoś uszczypnie .I jak tu być dobrym rodzicem kiedy się scyzoryk sam otwiera            .Po za tym dzień długi  i ciężkawy młody czymś mi się struł .Pominę dokładniejszy opis ale sprawa była mocno śmierdząca . Na szczęście na razie jest ok   .Jutro wizyta u ortodonty i zobaczymy czy ten da radę czy trzeba będzie znowu jechać no drugi koniec kraju, żeby znaleźć pogromce mojego małego potworka . Nie mogę sobie wyobrazić Jaska z protezą w buzi  . Co nas nie zabije to nas wzmocni .Jutro odbieram wynik  EEG no to dopiero będzie ciekawe potem zajęcia i dzień zakończony .Więc jutro wam opowiem jak było 

sobota, 24 maja 2014

Niezły dzień mimo wszystko




     Najlepiej mi w wygodnym dresie , porozciąganym i koniecznie szarym  W za dużych podkoszulkach  i butach z płaską podeszwą .W niemodnych okularach w czerwonej oprawce  i z kurzem za paznokciami też .Włosy związane w kucyk wygodnie  i szybko  .Pal licho modę i skubanie brwi czy innych okolic  .Najlepiej mi po prostu być sobą i robić co lubię
   Dzisiejszy dzień był nie najgorszy  .Młody wstał o brzasku-czytaj tuż po 6 rano, pohasał , zjedliśmy śniadanko i pojechaliśmy na zajęcia .Dziś prawie rodzinnie czyli Mama, Tata i Jaś .Wydra Ewka została sam na sam z komputerem , który odzyskała na sobotę .No więc kiedy dotarliśmy na zajęcia młody dał się odciągnąć od mojej nogawki i poszedł .A my z małżonkiem udaliśmy się na zakupy do pobliskiego Lidla gdzie nabyliśmy w promocji komplet ubrań dla Jaśka i schłodzoną tuszkę królika dla pozostałych .Królik jutro zagości jako danie główne a co jak szaleć to szaleć .Leży właśnie w lodówce obłożony plasterkami cytryny i kruszeje .Mniam ,mam nadzieje ,że wyjdzie gdyż jutro gość w dom na obiadku .Na wypadek wszelki przygotowałam sobie również filecik gdyby jednak danie główne nieco się nie sprawdziło .No bo króliki są takie nieprzewidywalne .
    W południe młody postanowił zademonstrować swoje zmęczenie i zapadł w trzygodzinna drzemkę ,w sam czas bo mnie dziś na gotowanie wzięło i tu gołąbki , tu kotlety , tu pulpety .W między czasie maszynę rozłożyłam bo poczułam nieodpartą chęć stworzenia młodocianemu kostki edukacyjnej .(Chęć pojawiła się po obejrzeniu cen)No to zaoszczędziłam 340 zł gdyż jedna kostka kosztowałaby 160 zł a druga resztę .Chyba kogoś pogięło i to zdrowo żeby wymyślić taką cenę za parę kawałków materiału z dodatkami .Więc się zawzięłam i zrobiłam sama a co w końcu nie święci garnki lepią .Wyszło całkiem nieźle się muszę pochwalić ale i tak efekt mojej pracy wylądował na szafie , gdyż młody nie jest zainteresowany zapinaniem zamków nap i guzików .No trudno się mówi .Kostka nie zając a na szafie jeszcze mam mnóstwo miejsca .
Dziś spotkało mnie coś wyjątkowego mój rodzony syn głośno , wyraźnie  zawołał dziś MAMA i nie tak bez sensu ładu i składu tylko w konkretnym celu ,cobym go wyjęła z kąpieli wieczornej. Nie da się opisać jak się czuje rodzić kiedy czeka miesiącami na to jedno  słowo  .Wersja starsza też była dziś wyjątkowo grzeczna i nie latała jak ze sraczką  z wszechobecnym nudzę się .
Na zakończenie perełka fragment rozmowy z córką
-Co mamusia mówiła ?
-Mówiłam do siebie .Chciałam pogadać z kimś inteligentnym
-No to ja się wyłączam .
Pozostawiam bez komentarza  .





czwartek, 22 maja 2014

Mamine płakanie



      Płaczemy w wielu powodów i za prawie każdym razem słychać którąś z cudownych rad typu -nie płacz .Rad nieskutecznych- przynajmniej w moim przypadku  .Ale też rzadko ronię słone krople.Jakaś blokada mi się założyła samoczynnie i to nie wiadomo kiedy .Owszem wzruszają mnie ckliwe ekranowe romanse , dramatyczne opisy , porywające apele ale codzienność już nie .Czasem jednak staram się rozpłakać na siłę. Po co ?Ano po to żeby poluzować zawory bezpieczeństwa ,takie nie płakanie ma katastrofalne skutki dla mnie jako głównej zainteresowanej oraz dla bliższego i nieco dalszego otoczenia .Taka ściśnięta w sobie jestem zupełnie do niczego .Oprócz przymusowego wyciskania łez mam też magiczny zeszyt w którym pojawiają się od czasu do czasu próby poezji ,niedoskonałe ale moje i oczyszczające jak majowy deszcz .A teraz blog
      Pracuje właśnie nad publicznym ronieniem łez , to znaczy nie żeby tak na ulicy albo w sklepie albo u znajomych na kawie ale w domu to by się przydało .Bo mi rodzina wyjdzie z założenia ,że mamy po prostu nie płaczą  .Więc trzeba się jakoś przełamać  i coś z siebie wycisnąć .Jak mi mąż powie coś wrednego albo żmija młodociana  odmówi współpracy przy porządkowaniu kuchni to wypadało by buźkę w podkówkę i jezioro w oczach coby wzbudzić w nich odrobinę poczucia winy .No na razie idzie mi równie marnie jak utrzymanie diety .Naprawdę bycie kobietą nie jest łatwe .Te wszystkie uczucia  i emocje o których trzeba pamiętać no i oczywiście je okazywać, tudzież określić ich przyczynę .To  nie na moją głowę .Ja po prostu jestem albo smutna albo wesoła. Czuję się źle albo dobrze , Najlepsza jestem w okazywaniu niezadowolenia normalnie wymiatam w tym temacie .Jestem w tym tak perfekcyjna ,że czasem to wypadałoby nad tym po prostu zapłakać .Ale cóż  jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma .Tak sobie myślę ,że gdybym umiała płakać to roniłabym łzy kilkanaście razy dziennie .Np .Niedługo rocznica ślubu -opłakiwać należy na smutno czy też na wesoło? Nie mogę się zdecydować .Czasem uważam bowiem ten fakt za największa głupotę jaka mogłam uczynić a innym razem za dobrodziejstwo losu .W zależności jakie nastroje panują w moim pożyciu małżeńsko -macierzyńskim.
Mam dzieci -dwójeczkę .Jedna zaraza przyprawia mnie momentami o ciężkie palpitacje i budzi wręcz instynkty dalekie od matczynych a potem rozbraja jakimś głupstewkiem .Druga codziennie dostarcza mi nowych wrażeń ,co do których byłam przekonana ,że się nie doczekam z jego strony a jednak .No i jak tu płakać kiedy oni są tacy niezdecydowani .
Zbliża się rocznica śmierci mamy -Wypadałoby uronić łzę ale mimo smutku jakoś nie potrafię jej ubrać w obraz kochającej rodzicielki .Jakoś tak więcej było widocznie tych gorszych momentów .Eh ci rodzice naprawdę na mojej mamie nie mogłam polegać .Jak urodziłam córkę po prostu postanowiła sobie umrzeć ,zamiast powalczyć i wyzdrowieć (zdanie powyższe proszę czytać a z nutką cynizmu )I zostawiła nas samych .Niedobra .No ale jest plus z tej całej sprawy .Najważniejszy to ten ,że jak wpadamy z wizyta to zawsze jest w domu .Po tylu latach mogę sobie juz nawet pożartować na ten temat .
Mój syn ma autyzm -słysząc taką diagnozę tylko usiąść i ryczeć .A jednak nawet na płakanie nie ma tu czasu .Załatwienie tych wszystkich zaświadczeń , lekarzy , badań , terapii , komisji lekarskich zjada mi wszystkie siły i nie ma miejsca na uzewnętrznianie uczuć .Po za tym okazuje się ,że nie taki diabeł straszny .Dzis np.Pani Beatka powiedziała ,że o nie ten sam Jasiek co w lutym .Ten sam tylko doskonalszy .Również  w domu zaskakuje nas codziennie czymś innym .I również dziś zrobił coś prozaicznie zwyczajnego  a czego się w najśmielszych snach nie spodziewałam .Otóż ogryzek ten niewydarzony posiał swój kapelutek w kolorze moro .Przetrząsnęłam całą zieleń wokół domu i nie znalazłam .I tak sobie czas mija .Zarazek  mały znudzony krajobrazem tej strony posesji nachalnie domagał się wizyty u kurczaczków -sąsiadka hoduje .Więc mówię do szubrawca ,że jak przyniesie czapkę to pójdziemy . Dostałam w odpowiedzi szelmowski uśmieszek i popędził . Powrócił i znów ko ko ko i ko ko ko .No to ja znów coby przyniósł kapelusz .A ten mały spryciarz najzwyczajniej w świecie podszedł sobie do suszarki z praniem  (mam model który po rozłożeniu przypomina regał z półkami )i wyciąga zieloną zgubę  .Szczękę zbierałam z podłogi  . Takie nic .Dziecko  czapkę znalazło i podało .A ja się poczułam jak bym w totka szóstkę trafiła.
Dziś była wywiadówka  Szału nie .Jakoś tak się rozbestwiłam ,że na koniec paseczek na cenzurce jest a w tym gimnazjum raczej nie będzie chociaż są szansę na zakończenie szkoły  ale mi to zepsuje mój zbiór .A Ewcia ma to w głębokim poważaniu twierdząc ,że ona rozkminia nauczycieli i środowisko i ,że nauka to jej właściwie nie potrzebna .Ale mi jej nauka jest potrzebna czy to tak ciężko się postarać zapewnić matce spokojną starość na Bermudach  .Co ona sobie wyobraża ,że szybko znajdzie męża , naklepie dzieci , będą potem klepać biedę a mi podrzucą wnuki o co to to to nie .Płacz mi się pusty w piersiach zbiera jak sobie wyobrażę Ewkę z mopem na dworcowym wc .No nie rozumie żmija ,że na dzisiejsze czasy matura to minimum ,żeby kijem machać i że języki trzeba znać , bo ludziska z całego świata się przewijają .No po prostu nad niefrasobliwością tej dzisiejszej młodzieży trzeba popłakać  a nawet ryczeć jak bóbr .Żadnego planu na życie ,żadnych marzeń celów ambicji .Tylko tu i teraz w myśl idei na co mi to .Ano na to żeby matce było lepiej .Co za brak zrozumienia .Egoistkę sobie wychowałam .Kolejny powód do płaczu porażka wychowawcza normalnie (ale talent do pisania wierszy ma po mamusi )Ze ścisłych nie musi być zaraz genialna ale na cztery powinna z łatwością pozaliczać.Poczekam może się jeszcze obudzi .
No znalazłoby się na dzisiaj jeszcze kilkadziesiąt pomniejszych powodów do płaczu , tego ze smutku , z bezsilności , z wściekłości ,  i tego z ogromu szczęścia ale nie ma co rozmieniać na drobne .Najlepsze jest to że jak pomyślę ile mam roboty niezrobionej bo mi się popisać zachciało to mi się łzy same rzucają do oczu .Więc zmykam odrobinę je przytemperować i oczywiście poćwiczyć co skutecznie powinno wybić mi z głowy myśl o sprzątaniu o tej porze .Mogłabym też zacząć się przejmować interpunkcja w moich postach i literówkami ale mi się nie chce (to zawsze była moja słaba strona )

wtorek, 20 maja 2014

Zmęczenie materiału

                Przegrzewam się ,siadają mi styki .Kiepsko sypiam jeszcze gorzej się odżywiam i ogólnie marnieję w oczach  .Bardzo się  skupiam na tym co mi nie wychodzi .A przecież jest mnóstwo fajnych rzeczy i ludzi oczywiście ale ja mam tydzień samoumartwienia się najwyraźniej .Na szczęście już wtorek i koniec tygodnia niedaleko .Postaram się więc skoncentrować na pozytywach .Czy ja się chwaliłam ,że mam zdolniachę w domu .Mój klon pisze wiersze , talent w tymże kierunku odkryła Pani z Biblioteki  w Gimnazjum , do którego ma pociecha uczęszcza od tego roku .Dostali za zadanie stworzyć biały wiersz.Więc ten mój samorodny talent stworzył wiersz o drzewie a potem poczuł wenę i radośnie tworzy .Efekt jest taki ,ze ma już dwa wyróżnienia w międzynarodowych konkursach .Jeden wysłała sama  a drugi Pani Renata.I oba zdobyły wyróżnienia .A co nieźle na czternastolatkowy debiut .Jednym z jurorów w konkursie była Wanda Chotomska  tak właśnie ta Wanda Chotomska .Są rzeczy cenniejsze od kasy należy do nich spotkanie z wybitna autorką .Ciężko mi idzie to opisywanie pozytywnych stron , głupio się czuję bez biadolenia ale spróbuje.No więc zachęcona tym sukcesem tworzy radośnie i ciągle jak prawdziwa poetka pisze na wszystkim nawet  w telefonie ma notatki .A teczka  z prototypami powiększa się każdego dnia o kilka nowych pozycji . Dziś wróciła z dyplomem i egzemplarzem książki z wyróżnionym wierszem .Na konkurs wpłynęło 6000 prac tak zera się zgadzają. z tego nagrodzonych zostało 220 a w tym mojego dziecka ups nastolatki .Dumna jestem .Cieszyłabym się bardziej ale jestem zmęczona .A zamiast pójść spać piszę bloga.Gdzie tu sens i logika .Młodszy zarazek zwolnił od jakiegoś czasu  i to jest dobre bo znalazł czas żeby podgonić zaległości rozwojowe w sferze poznawczej , społecznej i rozwojowej .Nawet nie wiecie ile się czeka na zwyczajne mama zawołane z placu zabaw i zobaczenie tego słodkiego proszącego wzroku dziecka .I nawet to chociaż zaj.......ście radosne jakoś tak się przytłumiło .Idę spać .Materiał musi nabrać sił .

piątek, 16 maja 2014

Ufff już po

W pułapce tkwię
w zasuszonym grymasie
ust ułożonych w uśmiech
udaję szczęście

Każdego dnia
domykam drzwi w głębi  duszy 
i uśmiecham się
coraz szerzej

Gubiąc siebie
w nieskończonym
labiryncie
codzienności

      Byliśmy dziś w Nowej Soli na badaniu EEG  .Do spania normalnie ale pobudka o 4 rano .O dziwo nie było najgorzej ale jak się już młody rozkręcił to masakra .Tak więc ubraliśmy się , przekąsiliśmy małe co nieco i około 4 :30 wyruszyliśmy z młodym na plac zabaw .Wiem pora nieco dziwna ale co robić jak mus to mus .Wyjazd na badanie o 6 rano .Po przedniej zabawie na placu i spacerku ,oraz zaliczonych mocno zdziwionych minach  ludzi jadących do pracy, wróciliśmy do domu .Zapakowaliśmy się do auta i ruszyliśmy  w drogę .Młody nie zamierzał spać więc spokojnie sobie jechaliśmy  w wyśmienitych humorach ... do czasu aż mąż zapytał czy skierowanie wzięłam .Oczywiście zapomniałam . Zawróciliśmy po nieszczęsne skierowanie . Mieliśmy  spory zapas czasu i  bez większych niespodzianek zajechaliśmy do szpitala .Młody nie lubi nowych miejsc więc zaczął świrować .Pani nas zaprosiła do gabinetu .Tata zasiadł na krzesełku z synem a pani próbowała założyć młodemu na głowę żelową siatkę i jakieś takie metalowe coś . Linki z siatką się udało ale to metalowe coś notorycznie  próbowało wypaść .Ja zabrałam się  za przygotowanie butli i uśpienie synusia .Jako że obiekt badań nie miał najmniejszej ochoty spać z tym czymś na głowie i w nowym miejscu protestował z całych sił .Mąż wymiękł i opuścił gabinet tortur , ja niestety nie mogłam pójść w jego ślady .Po około 50 minutach ryku tak się synuś zmęczył ,że mimo wszystko zasnął. To był ostatni dzwonek , najzwyczajniej w świecie byłam zdecydowana przerwać badanie ale na szczęście młody w tym momencie słodko zasnął .Dał sobie  podłączyć resztę sprzętu .Na koniec badania się obudził i zaczął płakać ale kiedy dotarło do tego małego rozumku ,że zaraz opuści miejsce tortur dał się rozbroić .Wsiedliśmy do auta i fru do domu . Zostawiliśmy tatę w domu żeby sobie przed praca ugotował obiad i odsapnął a my ruszyliśmy na zajęcia .Na rehabilitacji było super chyba jeszcze nigdy nie był tak grzeczny i wyciszony .Może trzeba by było codziennie wstawać o 4 ? Nieeeeee po jednym poranku mam serdecznie dość .Badanie się udało , na ćwiczenia zdążyliśmy więc jest ok .Starszy osobnik płci żeńskiej jako sto latka olewa ostatnio naukę wobec powyższego zmusza mnie do bycia surowym i wymagającym rodzicem .Więc skoro nie chce się uczyć ma pracować w domu .O cudzie pomogło .Piąteczka z chemii jest i dziecko jakieś takie odkrywcze się zrobiło .W niedziele jedzie do Słupska po dyplom z wyróżnieniem w konkursie poetyckim .Kolejny zresztą w tym roku .Czyli jakoś leci pomału do przodu


wtorek, 13 maja 2014

Etap w podróży.

Czas zatrzymał się w Twoich oczach
W spojrzeniu zanurzonym w głąb siebie
W oczach niewidzących nic tylko wnętrze
W rozbieganych źrenicach umykających przed moimi

Czas zatrzymał się w Twoich rączkach
W tańcu niespokojnych paluszków
W trzepocie rozbieganych dłoni
W chaosie powtarzalnych gestów

Czas zatrzymał się w Twoim uśmiechu
W ciągle roześmianych usteczkach
W dzwoneczkach niepohamowanej radości
W rzeczach śmiesznych tylko dla Ciebie

Czas zatrzymał się w Twoich ruchach
W ciągłym nieokiełznanym pospiechu
W wirze szalonych obrotów
W nieustannym biegu maleńkich stóp...

Tak bardzo chciałabym by czas
znowu zaczął biec

      Bycie mamą nie jest łatwe , a już bycie mamą małego człowieka pogrążonego we własnym świecie naprawdę potrafi dać w kość .I nie to dziecko jest w tym wszystkim najbardziej absorbujące ale ta cała latanina .
      Dziś byliśmy w Nowej Soli u znanego neurologa dr .B .Wszyscy się zachwycali jaki to miły , kompetentny specjalista od dzieci autystycznych . Jadąc na wizytę miałam pozytywne nastawienie .Pierwsze rozczarowanie -przychodnia .Kompletny brak informacji latanie po piętrach i szukanie gabinetu .Jak już zrobiliśmy dwa pełne okrążenia jakiś tubylec się ulitował i wskazał nam właściwy kierunek .Maleńkie ciasne korytarze , brak poczekalni , za to WC na każdym piętrze (niewątpliwy plus u nas w ośrodkach przeważnie trzeba prosić o klucz od jedynej dostępnej )No to zajmujemy kolejkę i czekamy .Lekarz spóźnił się ponad 40 minut .Zadecydował ,że dzieci poniżej 1 roku wchodzą bez kolejki i tym samym rozłożył komitet kolejkowy na łopatki .Kiedy już poprzyjmował wszystkie najmniejsze maluszki .Kolejka ruszyła,, jak żółw ociężale " .No i kiedy młody znalazł się na granicy wybuchu nadeszła nasza kolej .Mimo oczekiwania w takich a nie innych warunkach moje nastawienie do specjalisty doktora nie uległo zmianie .Do czasu przekroczenia progu .Na dzień dobry usłyszeliśmy ,że jak leczymy dziecko we Wrocławiu to badanie EEG również powinniśmy wykonać tam . Sytuacja byłaby inna gdyby to doktor B leczył nam syna .No takie numery już przerabialiśmy .Jakby było nas stać na prywatne leczenie i badania to wybralibyśmy najlepszego lekarza a nie najbliższego .Jak mąż zaczął narzekać na koszty dojazdu , kolejki to się doktorek opamiętał ,że my biedne żuczki na NFZ korzystamy a nie na Płacimy .Wtedy rozpoczął monolog o niekompetencji lekarza który zlecił nam wizytę u niego .No zupełnie jakby za badanie płacił co najmniej z własnej kieszeni .W końcu z łaską wielką dostaliśmy skierowanie na badanie .Z tymże skierowaniem , zmęczonym szkrabem i nerwami napiętymi zaistniałą sytuacją udaliśmy się do budynku Szpitala wielospecjalistycznego do pracowni EEG w celu ustalenia terminu .Przygotowałam się na kolejne czekanie co najmniej 3 miesięcy w kolejce a tu niespodzianka badanie będzie 16 maja czyli za trzy dni .Ciekawostką jest fakt ,że dzwoniłam wczoraj do tejże pracowni gdzie podano mi orientacyjny czas badania na lipiec tego roku . Więc jednak nazwisko lekarza na skierowaniu ma wpływ na termin wizyty .Uradowani tym niespodziewanym zbiegiem okoliczności i przemiłym podejściem pani która z nami rozmawiała .Z pogodą ducha przyjęliśmy następujące wytyczne:
W dzień badania położyć młodego o 23 wybudzić o 4 rano
1)zapakować w auto i na 7 ,35 dostarczyć do gabinetu pilnując coby nie zasnął
2)umyć głowę (ktoś kto ma autystyczne dziecko wie jak wygląda mycie głowy a dla niewiedzących mój egzemplarz nie daje sobie myć głowy .Po każdej próbie jest wyrywanie się i ogłuszający wrzask zakończony wyciem z bezdechami włącznie .Jak muszę mu umyć głowę to robię to etapami czasem schodzi nam godzinka  )
3)podać lekki posiłek (lekki posiłek to płateczki na mleczku a młody nie cierpi chronicznie płateczków śniadanie bez gęstej owsianki albo tostów albo smażonych pierogów ,albo fileta w panierce to nie śniadanie )
4)zabrać wszystko co dziecko bierze do spania (no tu niewiele będzie koszula nocna z kokardką do przytulania , butla z oszukanym mlekiem i mama )
Po przyjeździe młody dostanie gustowny czepek z elektrodami i zadanie dnia uśpić młodego na czas badania.No to ciekawe będzie .Normalnie młody zasypia sam .Dostaje w łapkę butlę , przytula się do ulubionej granatowej koszuli mamy (bez mamy)i śpi a i roletę trzeba zasłonić musi być ciemno  .Jak tata nocuje w domu(czyli nie ma nocnej zmiany) usypiają się obydwaj nawzajem , czasem na dużym łóżku , czasem na małym .Efekt jest zawsze taki sam zasypiają obydwaj z tym że osobnik większy zerwany ze snu kategorycznie zaprzecza jakoby chrapał .A mały wczepiony jak rzep w ubranie nie daje się oderwać .Ale nie budzi się podczas przenoszenia taty do właściwego łóżka .
Wiec to będzie ciekawe doświadczenie .O 5 rano trzeba będzie młodego zabrać na spacer .Jakby był chodnik albo ścieżka rowerowa do Nowej Soli najzwyczajniej w świecie poszlibyśmy na pieszo a tata by nas dogonił ale ta opcja odpada ze względu na brak wymienionych wyżej czynników .Wobec tego zostaje szczypanie młodego w kostki  czego serdecznie nie znosi, podczas jazdy naszym wehikułem  Przerasta mnie wizja tego dnia , wrzeszczący młody , zdenerwowany tato po nocce i utrzymanie młodego w stanie czuwania .Zajefajnie będzie po prostu .Czas chyba sięgnąć po jakieś proszki na uspokojenie .Cóż pożyjemy zobaczymy .Na pewno podzielę się z Wami wrażeniami






niedziela, 11 maja 2014

Blondynki w lesie .

Wtulam się w Twoje  ramiona
udami przylegam do Twoich
jeszcze senna
chłonę ciszę poranka
zdumiona spokojem
jaki zamieszkał w mojej duszy
jedna noc
jeden szept
jeden uśmiech
 i tak łatwo zapomnieć
zatrzeć w pamięci
całe zło
wiele dni
wiele łez
wiele słów
i zapragnąć od nowa


              Jeden dobry uczynek zamazuje sto złych.Czasem tak łatwo ponownie się  sparzyć ,łatwo zapomnieć i  wpaść w pułapki emocji .Bywa .Nie ma sensu rozbierać tego na czynniki pierwsze .Ostatnio odkryłam ,że  kiedy nie układam scenariuszy tylko korzystam z okazji wszystko jakoś tak łatwiej się toczy .No i tyle na poważnie
              Wybrałam się dziś z dziećmi na spacerek . Rano rosołek , mąż po nocce do spania a my  w samochód i fru do szwagierki na obiadek .Nadmienię  , iż szwagierka mieszka w malowniczej okolicy w której są trzy domy  otoczone lasem i zagonami pól .Prowadzi tam droga pożarowa numer 45 i tejże drogi należy się trzymać  udając się na spacerek po lesie  . Pogoda śliczna .droga przez las prosta i na dodatek utwardzona , czyli spacerek .Młodszy nie miał wyboru , a starsze zachęciłam szantażem .Czyli niezawodne jak nie pójdziesz to... . Nie wiem dlaczego ale jeszcze działa .Więc w wesolutkich nastrojach ruszyliśmy całą trójką w ostępy i gęstwiny .Kodując w głowie położenie poziomek oraz jagodowisk z najlepszym dojściem , cieszyliśmy się śpiewem ptaszków , brakiem aut i ludzi .Wolniutko krok za krokiem szliśmy sobie .Trzymając się zasady dom cioci na prawo ,skręcaliśmy w ścieżki które nas kierowały w prawo .Jak nietrudno się domyślić dwie blondynki w lesie plus nieletni blondyn oznacza -zgubiliśmy się .Mimo wszystko kontynuowaliśmy naszą niespodziewaną wycieczkę w myśl zasady ,że w końcu gdzieś wyjdziemy .I dotarliśmy -do rozdroża a tu drogowskazy .Zgodnie z informacją do osady mieliśmy 1 km (jeden )więc ucieszeni ruszyliśmy wytyczonym szlakiem .Ponownie natknęliśmy się na krzyżówkę niestety bez magicznych strzałek .Oczywiście na drzewie jak wół wymalowane było 45 ale na 49 było z górki .Więc jak rasowe blondynki zignorowałyśmy oczywisty fakt ,że nasza ścieżka ma na prawo iść i poszłyśmy na łatwiznę .Więc tak sobie idziemy droga malowniczo wije się wśród wysokich wzgórz .Wiatr widać tylko  w koronach drzew .No to idziemy idziemy, idziemy i idziemy .Prawie już byłam zdecydowana posłuchać głosu rozsądku i zawrócić ale w tym momencie las się skończył a naszym oczom ukazała się mieścina zupełnie inna od tej która powinna się w tym miejscu znajdować .Wyciągnęłam więc  telefon i dzwonię do szwagierki.
-No halo .Mam pytanie do ciebie .Jak daleko masz do Mierzowa?
-Niedaleko a co?
-Bo jesteśmy w Mierzowie
-A gdzie macie auto?
-Koło Ciebie-nastąpiła chwila ciszy i salwa śmiechu .-Ty jesteś niemożliwa .Ziemniaki już wstawione .-To zmniejsz gaz trochę się spóźnimy . Tu obie z córą zaczynamy się chichotać jak to blondynki
-No to dawajcie zaczekam .
     Zaczepiamy dwóch tubylców i pytamy o dalszą trasę najlepiej krótką i z asfaltem  .Mili panowie wskazują nam właściwy kierunek i wyruszamy .Naszym oczom ukazuje się miły widok .Prosta szeroka żużlowa droga .Wyszliśmy w punkcie wyjścia więc do domu szwagierki zostało nam pokonanie dwóch kilometrów pod górkę .Krótki spacerek przed obiadem trwał 2 godziny a więc trasę wydłużyliśmy o jakieś 15 km. Ale za to jaki obiad był pyszny dzieciaki wciągnęły jedzenie błyskawicznie ,bez marudzenia pierwszy raz chyba .Poplotkowałyśmy sobie i czas było udać się do szwagierki numer dwa na kawę .Tym razem samochodem prosto z punktu A do punktu B  bez przygód .Ale dzień mimo wszystko był bardzo udany .Teraz czas na porcyjkę ćwiczeń i do spania jutro zaczyna się kolejny pracowity tydzień .Więc trzeba zregenerować siły .
Są na tym świecie rzeczy które wszystko rekompensują .Należy do nich widok domów kiedy zaczynasz tracić  nadzieję .

piątek, 9 maja 2014

Bezradność

Najgorszy dźwięk -bezradny płacz dziecka
Które nie może inaczej wypowiedzieć swoich uczuć .
Najgorsze uczucie - bezradność rodzica
Kiedy nie może znaleźć właściwych uczuć w żałosnym płaczu
Kiedy tuli w ramionach ciężar niewypowiedzianych słów
Drgających w kruchym uścisku drobniutkich ramion
Najgorszy stan duszy -bezradność
Kiedy można tylko czekać aż ucichnie łkanie
Aż wyschnął łzy
Kiedy przychodzi czas by nauczyć się czytać
między łzami zamknięte uczucia .

      Tydzień prawie minął zabiegany, zalatany. Trochę tu trochę tam .Nie zawsze było kolorowo ale i szarości jakby mniej .Dziś o bezradności nie byle jakiej ale mojej .O odcieniach płaczu .O zrozumieniu .O uczeniu się wciąż od nowa .Mój syn ciągle szuka sposobu na porozumienie się z otoczeniem .Teraz testuje płacz i jęczenie .Czyli jak coś chce zakomunikować najpierw jęczy a potem wrzeszczy .Niewiele z tego wrzasku mu wychodzi bo sam się z siebie zaczyna śmiać i mówi ciii przykładając paluszki do buzi .Jest niezłym manipulatorem. Od jakiegoś czasu stosuje płacz jako formę przymuszenia matki do zachowań zgodnych z jego oczekiwaniami .Np nie lubi hipoterapii ponieważ przez 30 minut musi utrzymać  swój rozbrykany zadek w miejscu .Więc ryczy . Drze się w wniebogłosy .Jednak Pani Beatka nie daje się nabrać na te szalone występy .Jan zostaje umieszczony w siodle, mama za drzwiami i następuje magiczna chwila kiedy jeszcze chwilkę popiszczy dla zachowania twarzy  a potem z wielce zadowoloną miną rozpoczyna przejażdżkę , rozdając buziaki .Na początku naprawdę czułam się bezradnie , gdyż kiepsko znoszę płaczące dzieci a tych które posiadam w tej sytuacji niestety nie mogę po prostu oddać rodzicom .Ale dotarło do mnie ,że ten mały szubrawiec znalazł sobie na mnie sposób.Więc uczę się rozróżniać, te wszelkiej ekspresji. płacze .Trochę mi to zajmuje ale jest coraz lepiej .Najgorzej jest na zajęciach  w Poradni Psychologiczno -Pedagogicznej, gdzie młody koncertuje jakby go ze skóry żywcem obierali .Z zegarkiem na ręce drze się równe 5 minut a potem zaczyna jakby nigdy nic zajęcia.Okropne uczucie kiedy siedzisz pod drzwiami i słuchasz jak twoje dziecko wrzeszczy .Ale wiesz ,że nie możesz wejść .tzn mogę w każdej chwili ale mam świadomość że nie dzieje mu się krzywda i że będzie lepiej dla  nas obojga jeśli zostanę na zewnątrz i wychodzi na to że tak właśnie trzeba .We wrześniu idzie do przedszkola więc dobrze ,że teraz powolutku odrywam pępowinę .24 godzinna mama , wciąż , ciągle i bez przerwy mama.Wiecie jaki fajny jest ten piątkowy wieczór po 21 szej kiedy zapada cisza , emocje opadają , zakładka książki zachęcająco spogląda z półki i nikt ale to nikt nic już ode mnie nie chce .No więc jest cudnie .Zmykam zaraz na codzienną porcje ćwiczeń .Niekoniecznie jestem po nich chudsza ale zdecydowanie polepszyła się moja kondycja .Więc warto chociażby po to aby zapomnieć o bólu pleców po całym dniu i rano tak zwyczajnie wstać by stawić czoło temu co jeszcze budzi moją bezradność.


wtorek, 6 maja 2014

Być mamą -z przymrużeniem oka

Jak w kalejdoskopie
Śmiech i płacz
Radość i gniew
Szczęście i cierpienie
W ciepłych kolorach szarości
Wirują uczucia
Dzieci nie cierpią
Dzieci nie ranią uczuć
Dzieci są szczęśliwe
Więc dlaczego
W moim kalejdoskopie
Kolory rozmyła
Zasłona dziecięcych łez



          Blog to właściwie pomysł  znajomych .Postanowiłam więc sobie popisać o blaskach i cieniach macierzyństwa z nastolatką i autystą w tle ,tudzież zaprezentować swoją niesklasyfikowaną dotychczas w gatunkach literackich okazjonalną poezję.Powyższy poemat powstał po kolejnym niemiłym poranku spędzonym w towarzystwie mojej -nastki .Pierworodna  pociecha to ,,porażka wychowawcza" .O wszystko trzeba się wykłócić, o wszystko walczyć .A nie wierzyłam kiedy mi mówili --,,Poczekaj   będziesz miała własne dzieci to zrozumiesz" .Śmiałam się w nos tym mądrościom ludowym   .Mam własne i rozumiem  .
      Wybryk natury mi się udało stworzyć .Siedzi z nosem w książkach .Czyta poezję, tworzy własną .Nie pije , nie pali , nie bierze narkotyków , nie włóczy się z rówieśnikami  .Masakra normalnie .Na szczęście buntuje  się .Jako rozbestwiony wychowawczo rodzic zadziwiająco źle znoszę ten okres dorastania pociechy .Może dlatego ,że brakuje mi po prostu sił .Młodszy potomek wysysa ze mnie wszystko .Jest autystą -dodam nietypowym nie dał się zaszufladkować w normy i tabelki  do tego ma uczulenie na tv -no czy ja nie mam pecha ?Jak prawie trzylatek może nie lubić magicznego pudełka z reklamami .Do tego bardzo lubi świeże powietrze .Dziedzic rodowego nazwiska  wypuszczony samopas bryka radośnie w przydomowym ogródki i zawzięcie szczeka na przechodzących ludzi .I co jakiś czas sprawdza , czy matka już skończyła i może z nim wyjść na spacerek .No więc po takim magicznym dniu od 6 do 23 a czasem później  jestem tak padnięta ,że nie mogę zasnąć .W prezencie mam poranne utarczki o bzdety .Zjedz śniadanie , umyj uszy , czesałaś się dzisiaj .Łóżko magicznie się pościeli czy jak ?W tym czasie ma pociecha udaje ,że używa wody i mydła .Spina byle jak włosy .Zwija kołdrę w kłębuszek i kierując się do wyjścia ignoruje kanapki na stole .Podczas kursu na drzwi wyjściowe przypomina sobie o zeszycie do matematyki .I coś co najbardziej mi osobiście podnosi ciśnienie -jęczy .Ton głosu ma mocno żałobny , zawodzący , irytująco wkurzający .Jak tylko zaczyna mam ochotę gadzinę zakneblować .Uprzedzę wasze pytanie .Tak próbowałam zrezygnować z udziału w tych porankach jednakowoż nie da się  .I tak zamiast rano sobie słodko pospać - użeram  się i gderam .Potem wstaje zaraza numer 2 i dzień się kończy szybciej niż bym chciała .Macie tak ,że doba to za mało? Ja mam tak cały czas , to jakaś choroba chyba jest .Bycie mamą mnie czasem przytłacza .Ale ogólnie daję radę .Jak mawiała moja znajoma .Fajnie by było wrócić do pracy i odsapnąć przez te 8 godzin , no ale póki co jeszcze ciągnę wychowawczy .Tylko nie wiem kto kogo stara się wychować .Na razie mamy remis .