piątek, 27 maja 2022

Nutka zadumy.

     Pytacie mnie często jakim cudem na wszystko znajduje czas. Odpowiedź brzmi- nie znajduje. Po prostu wielu rzeczy nie robię. W sumie ostatnio jak nie mam ochoty czegoś robić to po prostu nie i już. Po za tym mam w głębokim poważaniu opinie innych na mój temat, tego co powinnam, muszę, co wypada, co nie wypada, kiedy, jak, z kim i za ile. Szkoda czasu i nerwów. Moja naturalna  siwizna włosów nie pojawiła się tuż po czterdziestce w wyniku farbowania, o nie. Ciężko na nią pracowałam starając się zaskarbić sobie uwagę i zainteresowanie ludzi, może nawet czekałam na pochwały, odrobinę docenienia wkładanego wysiłku. Się nie doczekałam. I jak to mawia taka jedna rybka- mówi się trudno i płynie się dalej.

    Skoro odpuściłam sobie zabieganie o atencję ze strony otoczenia, postanowiłam bardziej konstruktywnie spędzać czas, szczelnie go wypełniając pracą fizyczną tudzież poszerzaniem pojemności szarych komórek mózgowych. Siła i umysł - tych dwoje na piedestał wyniosłam i hołubię. Skoro fascynujący, pełen sadzy, smrodu, cięcia drewna, noszenia tegoż drewna tudzież węgla, sezon na palenie całodobowe został zakończony, zrobiła mi się życiowa luka, która błagała wręcz o wypełnienie. W sumie mogłabym skupić się na przygotowaniach do obrony pracy dyplomowej ale jakoś ufam, że dam radę. Tu chwalę się- za pierwszym razem moje wiekopomne dzieło o funkcjonowaniu autystycznego dziecka w środowisku, oparte na przykładzie osobistego potomka - przeszło Jednolity System Antyplagiatowy. Zaliczam ów fakt do spraw o wysokim stopniu pozytywności. Teraz wysyłam do dziekanatu i czekam na wyznaczenie terminu. Rzecz jasna idę za ciosem i dalej zamierzam pozostać w murach szanownej placówki edukacyjnej w Wałbrzychu. Magister ładniej na nagrobku będzie wyglądać.

    W międzyczasie trwają przygotowania do wymiany kilkunastoletniej instalacji gazowej, nic to że ruski gaz zakręcił. W ten sposób zdemolowałam część chałupy, po raz milionowy chyba. 

    Odgruzowałam stare wejście do mieszkania , robiąc miejsce na kotłownię gazową. Sporo pracy jeszcze. Co prawda bałagan niemożliwy ale nie ma tego złego. Okazało się w praniu, że pod gipsowymi ścianami tykała bomba z opóźnionym zapłonem, popalona instalacja, poprzerywane kable, kiepsko położona elektryka, brak zabezpieczeń. Jaki cudem to się nie zapaliło? Tylko Siła Wyższa to wie. No ale to już jest ogarnięte i uporządkowane. Jeszcze tylko: zbić pół ściany płytek, rozmontować widoczną na podłodze pozostałość ścianki z suporeksu, instalację firma od gazu ogarnie, rozebrać płyty gipsowe i stelaż na ostatniej ścianie, położyć tynk i zagospodarować. Pikuś, dwa dni i po robocie ;) Taaaaa pomarzyć dobra rzecz.  

                                                 

    Jak mówiłam jak nie mam ochoty czegoś robić to nie robię i już. Nie mam teraz chęci demolować to robota rozgrzebana a ja zabrałam się za porządkowanie obszaru w ogrodzie po kojcu. Żywymi zwierzakami w tym cyklu bytu ludzkiego nie zamierzam się zajmować długoterminowo. Jak z wnukami, mogę się chwilę pobawić, pogłaskać, kupić lody i starczy - do rodziców. Co prawda przez chwilę zafascynował mnie nowy kudłaty lokator, ale zdecydowanie przejęcie całodobowej opieki nad sierściuchem nie leży w mojej puli zadań fascynujących. Zatem opiece nad czworonogami mówię stanowcze stop. Tymczasem powrócę go fazy modernizacji obiektu rekreacyjnego przy posesji mieszkalnej. W związku z faktem ,że dachówki na dachu trzymają się jak się trzymają to rozsądnie było  rozważyć opcję przeniesienia basenu młodemu w tym sezonie w inne miejsce. To jak raz zwolniło się w narożniku. Mów mi Bob. Postanowiłam bowiem skonstruować podest o niebagatelnym rozmiarze 5.5 m x 3,5m, Rzecz jasna z palet i desek paletowych. W ten sposób takie coś mi wyszło 

                                       

                         

                        


Rzecz jasna zamiast wywieźć wykopaną ziemię zabrałam się za wykonanie ścieżki wiodącej do basenu.

              

Prace trwają, z przyczyn atmosferycznych byłam zmuszona porzucić prace na zewnątrz. No i wyjazdowo trochę. 5.33 rano kierunek - Wrocław. Ortodonta plus Zakaźny. 


    Potem przybyłam, włączyłam, wyszłam na wykłady na świeże powietrze. Uwielbiam uczenie się w trybie on line. Serio .

    Nowy tydzień nowe siły a oto i efekt końcowy moich prac kontruktorsko- ogrodniczo- rekreacyjnych. 
Znaczy jeszcze marzą mi się drobne otoczaki na ścieżce ale to nieco później. Jak moje fundusze dojdą do siebie po ceremonii młodego. O jacy my ładni jesteśmy na galowo ;).I tak 12 tego czerwca br. czas będzie pogodzić egzamin i imprezowanie. Ale jak nie my to kto? 
    W międzyczasie kończę demolowanie lokalu mieszkalnego i szukam tynkarza, chociaż jak zwykle ostatnio - prędzej chyba nauczę się sama jak znajdę jakiegoś gramotnego speca, a nie wysokiej klasy specjalistę cudotwórcę od remontów. Po przeprowadzeniu dziś kilku rozmów z "fachowcami" mam tylko jedno pytanie- Mistrzu gdzieś jest? To nie jest cud architektury tylko ściana do zarzucenia tynkiem, co tu jest skomplikowanego dla tynkarza? Kierunek mieszania gotowej zaprawy? Rzecz jasna te niedobitki które tu jeszcze widać usunę, ale chwilowo porzuciłam to fascynujące zajęcie gdyż poprzedni tynkujący użył czystego betonu, kleju, zaprawy? nie wiadomo czego ale co zamieniło się dosłownie w kamień i po centymetrze trzeba to zbijać. Zatem paznokci na imprezę nie zapuszczę. Trudno się mówi. Poniżej  widzicie stan po- w trakcie, tuż obok przed ;).
    No co trzeba mieć w życiu jakieś hobby. 



    Biorąc rzecz poważniej, są dwa główne czynniki dla których wypełniam czas praca fizyczną o mało kobiecej specyfice: pierwszy to chroniczny wręcz brak funduszy. Jak cię na coś nie stać a bardzo chcesz to mieć to sobie zrób. Proste jak budowa landrynki. Drugi powód - jak pracuje to nie mam czasu na rozmienianie wydarzeń na drobne. zastanawianie się, analizowanie, rozkładanie na czynniki pierwsze czy poszukiwanie przyczyn istniejącego stanu rzeczy. A jak nie myślę, to mniej się martwię.  Naprawdę życie jest proste tylko sami je sobie komplikujemy zbytnim rozmyślaniem i układaniem scenariuszy. 
    I tak pomalutku, powolutku zmierzamy do kolejnego celu. Po co na co i dlaczego? 
W tym wszystkim zawsze robimy coś dla innych, z myślą o innych, z nadzieją na rewanż i budzimy się pewnego dnia- sami, zajechani i umęczeni. Najważniejsze to ocknąć się w porę i zacząć żyć dla siebie, inni sobie wyśmienicie bez nas poradzą i bez naszego poświęcenia rzecz jasna. 
    I na zakończenie - historia naprawy pojazdu osobowego. Jadę ja sobie jak raz na 98 bo mi się był gaz skończył. Na ,ale się skończył. Kiedy dotarły fundusze to rzecz jasna wizyta na CPN musiała się odbyć. Zatem zajechałam z fasonem pod dystrybutor z LPG. Zatankowałam, przełączyłam magiczny pstryczek i klasyka- ja mu w gaz a on zgas. Noooosz K...a jego mać była najjaśniejsza. Nie ruszy za chiny. a pulpit na pomarańczowo. Dobra co oznaczają ikonki to już się naumiałam, zatem zasilanie i gaz. Ok. Przełączyłam się nazad na 98 i... ruszył. Podjechałam zatem na warsztat. Gaz trzeba zdiagnozować, może sondy przepalone( jedna wymiana 500 zł no może 650). Zaklęłam szpetnie i mało elegancko. No ale cenię sobie wygodę przemieszczania się pojazdem. Jadę zatem w ramach testu podrzucić do domu szwagierkę. I... historia lubi się powtarzać. Na gazie - gaśnie i w ramach bonusu przestały działać migacze. Dobra jakoś kawałek po kawałku pojechalim. Migacze powróciły samoistnie. W ten sam dzionek zaopatrzona w google, uniosłam maskę pojazdu mechanicznego i zaczęłam od uzupełnienia wszelkiej maści płynów, patrzę tak na tą maszynerię i tuz za filtrem gazu wypatrzyłam taki maleńki niebieski bezpieczniczek, skryty pod warstwą brudu i osadu. Pojawiło się pytanie- czy jak ja ciebie wymienię na młodszy model to ty cos wniesiesz nowego? Kto nie ryzykuje nie jedzie. Wydłubałam stary, przeczyściłam styki i zamontowałam świeżaka i rzecz jasna rundka wokół miasta wieczorową porą. Cyk odpalam, włączam gaz i czekam na wyrzut pomarańczowości. Tym czasem nic, silnik pracuje równiusieńko, kontrolki nie świecą. Zatem w drogę. No i okazało się ,że przyczyną owych błędów był ten maleńki kawałek blaszki w plastiku. Skąd wiem? Bo podjechałam jednak profilaktycznie podłączyć auto do komputera- błędów brak. No i będzie na tynkarza jak go oczywiście znajdę. Jeden konsultuje tynkowanie owej ścianę ze wspólnikiem, jeden nie odbiera telefonu a dwóch kolejnych milczy po deklaracji ,że gotowi są na podjęcie tego wyzwania. Deficyt na normalnego pana Stasia, Czesia, Romka i Zygmunta jak nic. Poszukam jeszcze ale coś mi mówi, że nadszedł czas sprawdzenia jak się używa pacy. Naprawdę  żadna ze mnie alfa i omega ale wkurza mnie podejście do drobnej pracy jak do zbudowania co najmniej piramidy. 
    Tymczasem jutro przed ostatni zjazd na uczelni i kończę etap edukacyjny. Jak? Kiedy? Czemu tak szybko?