sobota, 31 maja 2014

Mamciowe nerwy



     Dzisiejszy dzień zaczął się niezwykle miło .Bez ścierania , szarpaniny , jęczenia .Od nawału domowych obowiązków oderwał mnie sygnał smsa od  Anetki ,która odkrywszy w sobie talent kulinarny, postanowiła zagrozić mojej diecie .No jak ja mam się odchudzać w takich warunkach .Ja sobie lubię pojeść , a do cioci Anetki mogłam sobie spokojnie pojeździć ,bo miałam komfort braku kontaktu  z wysokokalorycznymi posiłkami gdyż osobnik w/w utrzymywał iż gotować nie lubi i nie zamierza się uczyć na stare lata .I co sra ta ta .Tak pysznej pizzy nie jadłam od ostatniego wyjścia z mężem  kilka lat wstecz .Moją dietę szlag trafił .Po omłóceniu wielgachnej porcji a właściwie to calutkiej sztuki nie miałam sił ruszać się  .No jak tak można robić kumpeli no pytam się .Ciotka dokonała innej , dotychczas nieosiągalnej dla mnie rzeczy  .Używając prośby  i drobnych kwot pieniężnych sprawiła ,iż moje  dziecko wsadziło drugie  do wózka i zabrało na spacer  .I o dziwo wrócili po niedługim czasie jednak  po to aby  przyodziać się w inny strój .Wrócili cali i zdrowi .Powodem był sok marchewkowy który dziwnym trafem zamiast w brzuszku znalazł się na spodniach Janka oczywiście na części pośladkowej
.Potem  Jasiek przypomniał sobie jak fantastycznie rzuca się Kilerowi zabawkę do piwnicy z tym że dziś rzucał ją nie do piwnicy tylko z tarasu .Potem pobiegał troszkę góra dół po schodach , sprawdził wytrzymałość drzwi łazienkowych na trzaskanie . Wdrapał się na huśtawkę , dopadł  do chipsów i poświęcił dobrą chwilkę na ich degustację .Potem potrzaskał drzwiami od opelka (to nasz środek transportu).W końcu  postanowiliśmy udać się w drogę powrotną  .I tak żeśmy sobie posiedzieli i się zasiedzieli . Jeść dali , spokój dali , piękne widoki dali .No to szkoda było wracać ale jak mus to mus .Szwagierka też jakoś do domu po pracy dotrzeć musi .Więc zapakowaliśmy się do auta i  pojechaliśmy .Mąż pojechał odwieźć siostrę .Jasiek pociął do kurczaków , a Ewka przed tv .Jak prusaki przed światłem .Każdy w swoją stronę .Zjedliśmy potem barszczyk,wypiłam kolejną inkę .Poszłam podziwiać z Jankiem kurczaczki . Zepsuliśmy Wojtusiowi drzwi od łazienki .Poszliśmy do apteki  i przy okazji na spacerek (Wojska Polskiego,Keplera,Kołłątaja,Wojska Polskiego,Okrężna i do domu )Mąż pojechał do pracy.Ewka siadła przed komputer i mózg się dziewczynie  skurczył do wielkości orzeszka  .Ma przygotować pacę domowa na technikę i do tejże pracy potrzeba wyciąć i złożyć na pół kilka prostokątów o określonych wymiarach .I zrobienie tychże prostokątów okazało się czynnością ponad jej siły .znów wyjdę na kiepskiego rodzica ale po około 40 minutach przerzucania się durnymi zdaniami córcia dostała w łepetynę gdyż nerwy mi puściły .No ile w końcu można moja cierpliwość nie jest nieskończona .Serdecznie dość mam tego jej dorastania , tego tłumaczenia, tego popychania ciągle do przodu .Naprawdę nie mam na to wszystko już sił .Starość mnie dopada , przemęczenie, stres a ta mi jeszcze każdego dnia dokłada .Niektóre egzemplarze nie są dostosowane do przyjęcia informacji poprzez rozmowę jak z człowiekiem jak nie palniesz nie dotrze .Jednak dziś przekroczyła moje granice .Do tego stopnia ,że poprosiłam żeby zeszła mi z oczu .Chociaż raz posłuchała , za pierwszym razem .Dało mi to czas na ochłonięcie i zapanowanie nad gniewem .Masakra , normalnie .Obudziła we mnie morderczy instynkt .Ale się ogarnęłam , dziecko łyknęło świeżego powietrza i wróciło dużo normalniejsze .Ale jakoś tak mnie ten gniew nie chciał opuścić .A teraz zamiast iść spać i odpocząć siedzę przed komputerem i nie zanosi się na to że szybko zasnę .Eh żywot matki jest ciężki i niebezpieczny dla życia i zdrowia .Jutro mam nadzieję będzie lepszy dzień i zrobienie papierowych prostokątów okaże się jednak możliwe do wykonania a buzia utrzymana na krótko.Ja jestem naprawdę nadzwyczaj cierpliwym rodzicem ale mam granicę, której nie dam naruszyć .Czy nastolatkom tak trudno to zrozumieć ?Nic to pogadamy z tą moją pyszczącą paskudą jutro .Wiem nie powinnam podnośnić ręki na dziecko ale podniosłam i już .Najważniejsze ,że nie podniosłam po raz drugi bo bym chyba zatłukła na dobre .Ile to krwi napsuje zanim dojrzeje .Chciałabym żyć w czasach kiedy panienki w wieku Ewy umieszczano na naukach i odbierano grzeczne, ułożone i kochane  .Że też nie ma gimnazjów z internatem - szatańskie marzenie ale jakże by było miło cieszyć się dzieckiem bez tego etapu dorastania . W końcu sprawdziło się powiedzonko mojej mamy , którym mnie raczyła ,,Poczekaj będziesz miała własne dzieci to zrozumiesz "Oj rozumiem rozumiem .I cieszę się ,że między Jaskiem i Ewą jest spora różnica wieku są szansę ,że zdążę się ogarnąć zanim młody wejdzie w etap dorastania .A nas w domu było dwie niemal rok po roku .Biedna ta nasza mama z nami była .Oj biedna .

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Kochanie moje najdrozsze, ja juz dawno o diecie zapomialam:) a poza tym mialas byc dzisiaj na suflaczku I co? Sama musialam dwa zjesc....
A bycie mama to mile ale nieswykle wyczerpujace zajecie, ale pocieszajace jest, ze te male stworki potrafia jednym zdaniem lub gestem sprawic, ze na bowl ladujesz baterie I jestes najszczesliwsza mama na swiecie a dorosly, ,,odpowiedzialny,, stworek potrafi na koniec dnia spytac czym jestem tak zmeczona?:) Niczym Skarbie, dlatego teraz zasypiam...nie czekam:(