sobota, 4 kwietnia 2015

Kolorowy zawrót głowy -czyli wielkanocne szaleństwa z Jaśkiem w tle

        Uwielbiam święta , po prostu jak tylko się zbliżają ogarnia mnie amok i nie mogę się na niczym skoncentrować tylko na pichceniu, smażeniu,gotowaniu i ogarnianiu domu ,żeby wyglądało po ludzku  .A serio -nie wiem kto i po co nawymyślał tyle tych imprez , nic a nic nie jestem mu za to wdzięczna .Czy my nie możemy jak cywilizowani ludzie wyjść do restauracji na świąteczny obiad z torebką i wymalowanymi paznokciami , bez nerwów, szalonej bieganiny po biedronkach , bo koperek tani a tu mandarynki i gulaszowe .Ludzie kochani , przecież ja się przez te dwa dni przygotowań postarzałam o co najmniej kilka nowych lat .I po co to wszystko ?Ja się pytam po co ? Żeby godzinę przy stole posiedzieć , a potem pół dnia umierać z przejedzenia a na koniec połowa jedzenia do kosza bo ile można .
Jednak nie- lubię święta ,nie lubię przygotowań do świąt .Na dodatek z Jankiem u boku to zaczyna przypominać jakiś poligon doświadczalno-wykończeniowy .Z racji tego że za oknem mamy sezon na piękny okrąglutki księżyc mój mały autysta wyłazi z siebie i daje mi nieźle w kość .Coraz więcej szkodnik rozumie dodatkowo  w sposób cywilizowany zaczyna wyrażać swoje żądania i zapotrzebowanie. Więc siłą rzeczy ja jako rodzic numer 1 mam przechlapane .Ostatnio wygląda to tak pobudka 6 rano głośne -wskakuj(sam się zaprasza)następnie ładuje mi się na twarz 16,5 kg zaspanego Jaśka. Chwile trwa zanim odkryje ,że ta część ciała która spoczywa na mojej twarzy absolutnie nie powinna się tam znajdować odwraca się leniwie wbijając mi po drodze łokcie ,pięty , brodę i inne wystające elementy swojej kościstej nie wysokości aby w końcu  wysapać -Przytul mnie .Jak już się wy przytula zamaszyście łapie mnie za oba uszy i radośnie informuje- to jest uchi .Potem zaśmiewając się nieprzytomnie usiłuje mi wepchnąć palec do nosa  i ryczy -nie do nosia .Jak już i ten paskudnik zostanie zaspokojony przenosi się na trampolinkę brzuszna i rozpoczyna akrobacje wyczynowe .w nosie ma że wszyscy jeszcze śpią .On wstał więc wszyscy wstają .Jak już mnie wymęczy maszeruje do tatki wdrapie się pod kołdrę poleży 5 minut i rusza gotowy do akcji pt .,,Dajmy matce popalić "I się  zaczyna dzień w pełnym galopie , z krótkimi przerwami na teletubisie .Przez te świąteczne szaleństwa nie mam jak nagrać jak pięknie Jasiek zaczyna śpiewać piosenki z bajek , za każdym razem bowiem albo akurat jestem czymś upaćkana , albo telefon mi się ładuje albo coś kipi .Słowa niewyraźne wprawdzie ale za to stara się powtarzać melodię i nawet mu wychodzi .Wkurzająca czynnością w wykonaniu Jaska staje się szczypanie i podgryzanie w najmniej spodziewanym momencie oraz niecodzienne okazywanie radości wyrażane zamaszystym uderzeniem w plecy .Pamiętacie z podstawówki takie przyjacielskie klepnięcie po którym zatykało .No to o czymś takim piszę .Równie irytujące jest oblizywanie .Polega to na tym ,że najpierw szkodnik odrywa mnie od garów radosnym -Przytul mnie mamo. złapana na haczyk oczywiście przytulam bo kto by się oparł takiemu zaproszeniu . W nagrodę czeka mnie soczyste polizanie po policzku albo przyjacielskie szczypanie w szyję lub tarmoszenie za uszy  a do tego dzikie podskakiwanie albo podduszanie w ramach uścisku miłości .Ale co tam czego się nie robi dla smyka myka .Jak już mnie wy maltretował fizycznie zaczyna się znęcać psychicznie (zauważcie ,że w domu mam jeszcze dwa inne osobniki ,które można by było również męczyć ale nie po co są matki )I się zaczyna.
Jak już jestem obok zaczynania to  zaczynamy wolną amerykankę jeśli chodzi o jedzenie .Po tym choróbsku znowu mu się odwidziało i drugiego dania nie dotyka zupa przez zęby , najlepiej mleczna , ciastka i lizaki no i może trochę chleba z mlekiem .Więc jak chcę szkodnika nakarmić to mam do wyboru latać za nim z miską albo poczekać cierpliwie aż zgłodnieje i usiądzie jak człowiek do stołu i sam się upomni. Wersja numer dwa ma zastosowanie jak rodzic 1a jest w pracy .Faceci maja jakąś obsesje na punkcie karmienia potomstwa czy tylko mój egzemplarz tak ma .Kurcze na wszelkie piski ,jęki i odgłosy tylko jedno -A może jest głodny ? Litości jakby miał piszczeć za każdym razem z głodu to już dawno by zniknął .Ale nic to damy radę i z tym .A właśnie umknęło by mi wydarzenie miesiąca jakie Jasiek zafundował mojej pięknej fioletowo-zielonej kuchni a właściwie ścianom .Nie przeczuwając niczego złego postawiłam w korytarzu garnek z olejem po frytkach(zimnym olejem)i powędrowałam zajrzeć do wędzarni .Po powrocie coś mi nie gra .Ściany pochlapane , młody cały mokry i uśmiechnięty od ucha do ucha .Nawrzeszczałam na Ewkę jak brata pilnuje ,że się cały namoczył i ściany mokre nie zajarzyłam ,że to nie woda tylko olej .Dopiero jak młody postanowił znów wsadzić łapki do tłuszczu i odcisnąć ślad dłoni na ścianach począwszy od korytarza a skończywszy na łazience .Dotarł do mnie ogrom zniszczeń .A ta mała zaraza latał z tymi tłustymi łapkami i radośnie wrzeszczał myju myju myju Jasiu myju . Tak więc po świętach czeka mnie skrobanie ścian i pomalowanie kuchni od nowa i bardzo dobrze  bo miedzy Bogiem a prawdą odstawiłam fuchę ostatnim razem i patrzeć się na to moje dzieło nie mogę więc cudnie wyjścia nie ma trzeba pomalować .(tak maluję ściany też kobieta powinna mięć zainteresowania a co ) No i mimo wszystko przebrnęłam przez chaos przygotowań .Ciocia Lucynka upiekła mi makowiec i sernik (od tych świąt począwszy zamierzam chorować co roku jeśli to pozwoli mi się załapać na takie pyszności kulinarne )Nie wiem jak się odwdzięczę bo masę pracy mi zaoszczędziła a sama pewnie nie wiedziała w co ręce wsadzić .Cioteczko dziękujemy bardzo , bardzo bardzo .Jednak mimo tak wydatnej pomocy mały włos zabrakłoby mi czasu w tym roku .Udało się wprawdzie jednak za cenę bałaganu, nerwów, pyskówki ,niechęci oraz mega zmęczenia .I uroczyście przysięgam to ostatnie takie zwariowane przygotowania do świąt .Zupełnie jakbym pierwszy raz się do tego zabierała .Eh .Nic to udało się wszystko gotowe , Jutro zasiądziemy sobie do stołu i zjemy a potem będziemy dogorywać jęcząc z przejedzenia .Wszyscy oprócz  Janka .W tym roku z przykrością ale będzie bez prezentów od zajączka .Wszystkie środki finansowe poszły na szpital .Ale co się odwlecze to nie zając .Przykica ciut później (taką mam przynajmniej nadzieję .)Wiem ,że Ewci będzie nieco przykro bo do tej pory co by się nie działo to coś się tam zawsze znalazło .Jednak to już nie jest dziecko (przynajmniej nie do końca)a ja nie mam siły stawać na uszach po to tylko żeby było .Świat się nie zawali .Mimo wszystko zajączek przyszedł do mnie otrzymałam parę cichobiegów na wiosnę .Jak znalazł bo zima odchodzi do lamusa .A w to miejsce kupię coś moim robaczkom i zrehabilituje się za królika A tym czasem moi mili  .
Najlepsze życzonka, pięknego słonka, smutków małych jak biedronka, szczęścia wielkiego jak smok, smacznego jajuszka, mokrego Dynguska i prezentów bez liku.


A tu perełeczka -ja 30 kg temu 

Brak komentarzy: