poniedziałek, 30 marca 2015

szpital na Kamieńskiego czyli skamieniała służba zdrowia

Po trzytygodniowym odchorowaniu wirusa , oraz dwutygodniowym okresie dmuchania i chuchania na Janka żeby broń boże chłopina nie zachorował znowu przed planowanym pobytem na oddziale metabolicznym .Udało nam się w zdrowiu szkodnika utrzymać i w wyznaczonym czasie stawiliśmy się  w szpitalnej izbie przyjęć SSW we Wrocławiu byłam tak zaabsorbowana faktem ,że będziemy leżeć w szpitalu ,że od samego początku zignorowałam sygnały ostrzegawcze  ,które aż raziły .Na początek wspólna izba przyjęć dla dzieci ze skierowaniem na badania planowe(zdrowe) oraz dla dzieci chorych czyli wszelkiej maści kaszle , katary , gorączki itd .No ale .Odczekaliśmy w kolejce co nasze .Na oko około 60 minut .w końcu weszliśmy do gabinetu .Pani doktor zebrała wywiad , humor miała nie za ciekawy ale pełen profesjonalizm dzielnie znosiła bieganie młodego po gabinecie , demolowanie wagi elektronicznej , która ku zadowoleniu młodego zaopatrzona była w fantastyczny wyłącznik typu pstryczek -elektryczek .Przez dwa miesiące przytył 1,5 kg aż się zdziwiłam bo przy jego diecie to wręcz zakrawa na cud .No ale tak sobie siedzimy a właściwie ja siedzę (bo młody wykańcza tate na korytarzu) i podpisuję stertę papierków na jeden musiałam sobie chwilunie poczekać bo się skończył i mila pani poszła zrobić kopię i wsiąkła .W między czasie do gabinetu wrócił mały pacjent  z oddziału laryngologicznego z zaleceniami dla pani doktor , które wprawiły ja w stan prawie amoku .i tak mimowolnie stałam się świadkiem wymiany uprzejmości między lekarskich na temat etyki zawodowej .Pouczające aczkolwiek kompletnie zbyteczne .Jako że nikt mi nie powiedział czy to już wszystko w naszej sprawie nie bardzo wiedziałam czy mam wyjść ,czy zostać .Jednak po około 10 minutach kompletnej ignorancji mojej skromnej osoby przez personel medyczny i coraz gorętszej wymiany zdań do słuchawki .Postanowiłam opuścić gabinet samowolnie .Kolejny komunikat zignorowany -bo jak ma cie leczyć personel który nie umie ze sobą współpracować .Po wyjściu z gabinetu rzuciła mi się w oczy kartka ,że ze względu na wzmożony okres zachorowań na infekcje grypopodobne odwiedzin na oddziale pediatryczno-gastroenterelogiczno-metabolicznym się odwołuje .Kolejny sygnał zignorowany wyszłam z błędnego założenia ,że jak się wychorował to nie załapie , bo niby od kogo .No i w końcu po 2 godzinach znaleźliśmy się na sali numer 10 załapaliśmy się na obiad plus dla pań z kuchni .Jeszcze nie było wiadomo gdzie nas położą a juz mila pani poinformowała ,że jakby co to obiad będzie czekał na nas w kuchence .Pięknie .Później pielęgniarka pokazała nam nasz tymczasowy lokal .oraz oprowadziła po oddziale .Fajny oddzialik mały i przytulny , 6 łazienek , świetlica dla dzieci z zabawkami , grą interaktywną tudzież darmowym telewizorem .oraz z panią która w godzinach od 8-14 zajmuje się dziećmi prawie jak na zachodzie .Prawie , bo pani zajmowała się wyłącznie zdrowymi dziećmi z którymi można się było komunikować dzieci zdrowe i chore bez różnicy wszystkie razem , grę mogła włączyć tylko pielęgniarka(oczywiście dopóki nie wyczaiła jakaś operatywna mama jak ta sistra to robi  )I gotowe .Pierwszy dzień mijał spokojnie i nudno wręcz.Zaczęliśmy od rozpakowania klamotów .Sale mieliśmy sami   więc luzik zupełny .Cieszyło mnie to nie możliwie bo tłumaczenie od nowa ,że mamy autyzm i z czym to się je zbrzydło mi dokumentnie .Jasiek się przyczaił więc personel był zaskoczony jaki on pogodny , grzeczny i wogóle czy ta diagnoza to prawdziwa jest .No ale potem przyszedł czas na pobranie krwi i założenie wenflonu i młody pokazał ile ma siły i determinacji ,żeby tylko nie dać się po kłuć .Jednak się udało  .Później dostaliśmy kubeczek i mieliśmy zbierać siku 60 ml czyli pół kubeczka .Wyczyn nie lada jak osobnik sika do pampersa i raczej siku nie woła .Oczywiście o tym ,że istnieje opcja założenia woreczka do którego siku sobie radośnie leci jakoś nikt nam nie powiedział .Ale nic to daliśmy radę .Młody szybko zapomniał o przykrym pobycie w dyżurce , zjedliśmy obiad , wyszliśmy zobaczyć jaki jest rozkład dnia który okazał sie bardziej rozciągliwy niż najrozciągliwsza ciągutka i resztę dnia spędziliśmy na świetlicy .Nocka minęła w  miarę znośnie i ku mojemu zaskoczeniu młody spędził ją w swoim łóżku .Kolejny dzień zaczęliśmy od bycia na czczo  czyli pobudka 5,30 obchód około 8-9 rano , pobranie krwi po obchodzie i usg brzuszka .Najpierw więc daliśmy rączce pić , a potem przez skórę wcieraliśmy kisielek co było dość zabawne .Młody wywalił się na plecki i o dziwo dał sobie pooglądać wnętrze , ciut gorzej było jak trzeba było na brzuszku poleżeć ale po krótkiej szamotaninie dal radę .I znów obiad , kolacja , spać Po południu dołączyli do nas nowi lokatorzy .Przedstawiciel płci takiej samej jak Jasiek w towarzystwie mamy po krótkiej obserwacji odsapnęłam , gdyż najwyraźniej miało się obyć bez tłumaczeń dlaczego mój syn zachowuje się chwilami jak zło wcielone .No i tak od słowa do słowa i wyszło ,że mamy na sali dwa autystyczne tornada , pełne radości ,życia i chęci do psot .Pigułka , która wpadła na pomysł ,żeby ich razem umieścić nie wiedziała biedna co czyni najwyraźniej .My tam przywykłyśmy ale reszta świata została nieco w tyle .Chłopcy się najwyraźniej polubili i znaleźli wspólny język .Ciekawym doświadczeniem było obserwowanie tej dwójki , dopiero mając możliwość spojrzenia na innego chłopca o podobnym poziomie mogłam zrozumieć dlaczego tyle osób wątpi czy to autyzm ,  ponieważ gdyby nie drobiazgi w zachowaniu sama miałabym wątpliwości ot dwójka urwisów .Z tym że jeden ma zadatki na matematycznego geniusza a drugi jeszcze sie nie określił , chociaż poszedł w ślady kolegi i postanowił pokazać rodzicom ,że umie liczyć do 10 i rozróżnia cyfry .Mam maleńkie poczucie winy ,że podczas pobytu nie ćwiczyłam z młodym ale doszłam do wniosku ,że należy nam się urlop .Czasem tęsknię do bycia wyłącznie mamą a nie terapeuta i nauczycielem .I poleciałam na łatwiznę zwalając zapełnienie młodemu czasu za pomocą internetu i teletubisiów .Oj czasem po prostu trzeba i już .No i fajnie by było gdyby w nocy Jasiek nie za gorączkował jak zwykle u nas 39 od razu bez sygnałów ostrzegawczych .Nocna zmiana ok poszłam po pielęgniarkę , zmierzyła mu temperaturę , wyszła , przetarła oczy zmierzyła drugi raz i zapytała co dajemy młodemu w domu i zaraz przyniosła czopek i do rana przetrwaliśmy .a rano zaczęła się droga przez mękę a właściwie przez kordon pielęgniarskich uprzedzeń i zacofania .Pani doktor przyszła osłuchała młodego zleciła leki przeciwgorączkowe  i stwierdziła ,że zostaniemy jeszcze nockę bo może to jednorazowe .Młody czopek dostał o 3,30 rano więc ,żeby nie dopuścić do gorączki kolejny powinien dostać  6,30 jako że postanowił również zwymiotować dostał zalecenie na kroplówkę nawadniającą .Około 10 poszliśmy do zabiegowego upomnieć się o leki na gorączkę czym wprawiliśmy personel w palpitację oddaliśmy krew do badania i idąc za ciosem zapytałam o kroplówkę na co usłyszałam  zaskoczone a to wy macie zleconą jakąś kroplówkę? No i kolejna godzina zeszła .Młody jak nigdy zasnął , i większość choróbska przespał.Szczyt mojej cierpliwości nastąpił kiedy rano nasz współlokator miał mieć pobraną krew do badania które powinno być wykonane w czasie kiedy mięśnie są rozluźnione a dziecko wypoczęte .  czyli na zdrowy chłopski rozum skoro ma założony motylek wystarczy ruszyć tyłek z dyżurki pobrać krew wsadzić do  lodówki i po sprawie ale nie ma tak lekko i prosto .Mój ancymon wstał znów przed szóstą więc zaraz rozległo się radosne hejooo z sąsiedniego łóżka i harce w najlepsze .I jak już piguła raczyła dotrzeć w okolicach 8, 30 aby pobrać krew to młodzi szaleli w najlepsze .Nie wiem czy była taka niezadowolona z natury , czy ze względu na okoliczności ..Jeśli jednak oczekiwała ,że dwa małe tornada wyleżą spokojnie przez trzy godziny aż hrabina sie raczy pofatygować to raczej nie powinna pracować na pediatrii .Oczywiście kąśliwa uwaga ,że on(czyli Janek )musiał taki chory być przyjęty na oddział , bo niemożliwe ,że tu się zaraził .  To mnie babsko zagotowało . Na koniec zmaltretowawszy naszego współlokatora rzucił ironicznie że my zostajemy .O nie doczekanie .No i nie zostaliśmy .Pani doktor wypościła nas do domu .Najbardziej podobało mi się to ,że mimo choroby Janka nikt nie pomyślał ,żeby nas odizolować .No i zarażaliśmy .Dojechaliśmy do domu ,  zaraz leki po mojemu , telefon do doktora i do wyra odespać . No i mnie też zmogło dwa dni wycięte z życia .Jednak po dzisiejszej wizycie u internisty zero zapalenia płuc tudzież oskrzeli którego się spodziewałam sadząc po kaszlu który o mało nie położył mnie na kolana i to dosłownie .Jutro znowu z młodym pielgrzymka pediatryczna .Po drzemce popołudniowej nie był w stanie stanąć na nogi chociaż na rowerku przemieszczał się jakby nigdy nic .A jak próbowałam go postawić na nogi to stawał na palcach i zaczynał płakać , najwyraźniej bolą go ścięgna pod kolanami .Cholera mnie weźmie , co ja przywlokłam z tego Wrocławia oprócz pogardy dla przemądrzałej kadry pielęgniarskiej.Cały wieczór tylko było przytul mnie i przytul i na łapki i poleżeć koło niego .wegetujemy na rzepa . Niepotrzebnie dziś zabraliśmy go ze sobą do lekarza  ale i tak nie mieliśmy za wielkiego wyboru sam w domu nie chciał zostać(ironia)a ja nie byłam w stanie prowadzić auta .Więc szach i mat .A teraz chłopaczyna śpi i kaszle .Ale to pikuś .Bezsenna nocka bo cholera wie dlaczego nie staje na nogi  .Pewnie ,że mogę pojechać na sor odsiedzieć te kilka godzin ale wyjść z prześwietleniem ale chyba poczekam do rana do wizyty u pediatry ..Cholera jak nie urok to sraczka .Może to przez gorączkę a może to bóle wzrostowe albo jakaś inna cholera  .Nie mam siły gdybać .



cóż powiedzieć -oprócz nie polecam .Jak ktoś będzie się wybierał na badania metaboliczne do Wrocka to od razu na Traugutta bo i tak tam przesyłają pobrany materiał .Lekarze super to trzeba przyznać szkoda ,że reszta personelu cierpi na przerost ambicji i nie potrafi oddzielić prywatnego  życia od pracy i swoje niepowodzenia rozwiązują nie tam gdzie powinni 

Brak komentarzy: