czwartek, 6 października 2016

No i w końcu

W końcu , wreszcie , nareszcie ,jak mi fajnie , jak cicho , jak spokojnie a wszystko to wraz z wybiciem magicznej godziny 21.Kiedy to dom zamiera , zastyga w ciszy i tylko szum lodówki rozprasza spokój milczenia .Siadam sobie w kąciku z uśmiechem na ustach spoglądam sobie na wyszorowana kuchnię czyli moje ulubione miejsce na ziemi i cieszę wzrok tym krótkotrwałym aktem czystości , którego harmonię zburzy jutrzejszy poranek i członkowie naszej malej komuny .Eh nie macie pojęcia jak rzadko udaje mi się utrzymać taki stan rzeczy .Po prostu jestem zbyt leniwa ale tłumaczę sobie to brakiem czasu bo brzmi poważniej .Pewnie gdyby moja św.teściowa cieszyła się zdrowiem do dnia dzisiejszego byłoby inaczej bo wstyd by mi było ją gościć w wiecznym bałaganie a tak mogę sobie odpuścić .Mogę tez z tego względu ,że nasze życie towarzyskie skądinąd  marne do tej pory po prostu absolutnie i zupełnie przestało istnieć .Pewnie dlatego ,że stałam się bardzo monotematyczna, zabiegana ,zajęta i w ogóle zapuściłam się jak dziki agrest .Podziwiam mamcie z makijażem na twarzy ,wyprasowane , odstawione , wyfryzowane , pachnące i dopracowane .Ja osobiście naprawdę nie mam czasu na te wszystkie babskie sprawki .Nawet brwi nie chce mi się skubać a jesień to moja ulubiona pora roku bo o goleniu nóg tez mogę zapomnieć .Eh .Za to wieczorem lubię sobie pobuszować tu i tam po sieci .Nie przesłaniami to jednak ważnych wydarzeń z mijającego dnia

np .fascynację młodego wrzucaniem drobniaków do puszki -skarbonki .Te jego komentarze siedzę i jeszcze mnie twarz boli od śmiechu
-Wskakuj jedyneczko .Do środka ,
-Pięć będzie się bawić w środku .
-Do zobaczenia ,do jutra , miłego łikendu .
-Wskakują do środka pieniążki ?

Najfajniejsza praca pod słońcem , i tak jak poprzednie fascynacje kilku godzinne zajęcie w skupieniu
Lepsze to niż siedzenie w domu i poddawanie się wszechogarniającej nudzie .Innym równie fascynującym zajęciem jest rysowanie po kredowej tablicy .Tablica leży na stole a Jaś rysuje .Bardzo dobrze ,że rysuje powiecie .Tak bardzo dobrze jeden minus za każdym razem rysuje to samo .Pociąg, wagony, tory .W pierwszym wagonie 03 w drugim 14 a w pociągu okno i 56 i tak po kilkanaście razy .Raz prawa ręka raz lewa jakby nie mógł się zdecydować .Po kilku dniach monotonnego powtarzania  nastąpiła maleńka zmiana .Jan samodzielnie rysuje małe kółka w pociągu .Samodzielnie czyli bez magicznego dotyku matczynej dłoni na nadgarstku .Wszytko inne rysujemy wspólnie .Siadam za nim na taborecie i delikatnie łapię tuż za nadgarstkiem i rysujemy .A konkretnie to Jaś rysuje praktycznie moja dłoń jest tylko elementem dekoracyjnym .Jednak sam jakby nie wierzył w to ,że potrafi i się poddaje i wtedy bezradność mnie dopada .Jak mam u licha przekonać tego uparciucha ,że potrafi ,że sam da radę .No pytam się jak .No i wyłazi ze mnie zniecierpliwienie powolnością procesu edukacji .Skoro nauczył się jednej rzeczy oczekuje ,że zaraz nastąpi lawina nowych umiejętności .Brzydka cecha wiem ale silniejsze to ode mnie .No ale póki co potrafię wyhamować w tych moich zapędach .
Najgorzej jest kiedy tak jak wczoraj wieczorem jest nie możliwie i nie naturalnie wręcz normalnie , zwyczajnie.Co jest takim powiewem normalności ?Jest nim moment kiedy mój syn przemyka pomimo , zatrzymuje się raptownie i patrząc na mnie z uśmiechem oznajmia z powagą -Kocham Cię .Co się dzieje wtedy w duszy nie da się opisać .Nie mam na to wystarczającej ilości słów.Jest też to chwila ,kiedy poleci do taty i rozlega się rozanielone -Mój tatuś .No i wkrada się podstępnie nadzieja ,że mija ten zły sen ,że zbliża się czas kiedy po diagnozie zostanie tylko papier .Ale rzeczywistość wraca na swoje tory utartych szlaków rutyny .Nie zawiązane drzwiczki szafek kuchennych zmieniają się w autobus w wersji dla niesłyszących czyli z natężeniem dźwięku dla umarłych .Bieganie w kółko , powtarzanie tej samej frazy wciąż i wciąż i ciągle od nowa .Zmiany nastroju gwałtowne i pełne pasji .Bez znaków ostrzegawczych ot tak po prostu ze śmiechu w płacz i na odwrót .Po raz kolejny uświadamiam sobie ,że mimo postępów nie zbliżamy się do normalności to raczej ten nasz autyzm stał się czymś naturalnym .Złoszczę się ostatnio , zarażam się nastrojami Jaśka , pozwalam się sprowokować tym jego gniewnym nastrojom i czasem zapominam ,że wystarczy go po prostu z uśmiechem przytulić i odwrócić jego uwagę od tego co sobie w tej swojej główce ułożył .Wszystko naraz .Chroniczny i uporczywy brak gotówki nie na podstawowe potrzeby bo tymi sprawkami zajmuje się nasz domowy księgowy .Ale na te lody , ciastka , autko .Ot takie tam głupoty .Wraz z jesienią na szczęście problem nieco się zmieni ,bo wyjść z domu będzie dużo mniej to i kasy nie będziemy wydawać .Za to teraz przed nami kolejne wyzwanie .Jedziemy na turnus rehabilitacyjny .Po raz pierwszy do Rusinowic do ośrodka prowadzonego przez zakonnice .Dojazd 300 km w jedną stronę .Pobyt 800 zł taka darowizna na rzecz klasztoru .I tak niewiele w zamian za noclegi z wyżywieniem i zajęciami w pięknej górskiej okolicy i to za 21 dni .Pewnie mam w końcu te 500 to co mnie nie stać .A no nie zupełnie .Bo oprócz wyjazdu na co dzień Jasiek tez potrzebuje funkcjonować .Zapożyczyłam się więc i trzymam mam odłożone w skarpecie oczekują na wyznaczenie terminu w tym samym dniu zostaną oddane w inne ręce . 
Jednak sama podróż , pobyt to nie wszystko ,coś przecież musimy jeść .Ja tam wielkich wymagań systemowych nie mam a i Jasiek nie jest w tej kwestii wymagający .Jednak mam świadomość ,że nie będzie chciał jeść serwowanych posiłków więc kolejne złotówki .Eh na razie ciułam , zbieram odkładam .Jako ,że nie należymy do żadnej fundacji ,nie mamy sponsorów ,ani innych darczyńców sama musze zadbać o wystarczająca ilość środków finansowych .Udałam się do miejscowego oddziału PFRON , gdzie jeszcze nie skończyłam mówić a kobietka już mnie poinformowała ,że nie maja funduszy na dofinansowanie turnusu , po czym łaskawie rzuciła okiem na skierowanie i ze spokojem powiedziała ,że i tak bym nie dostała wsparcia , ponieważ ośrodka nie ma na liście i że oni opłacają koszty pobytu na turnusach do 14 dni .Cóż to tyle jeśli chodzi o pomoc ze strony instytucji teoretycznie wspierających niepełnosprawnych .Miło za to zaskoczyła mnie nasza pani rejonowa z MOPS , zaproponowała bowiem wsparcie w formie zasiłku celowego specjalnego .Mam się zgłosić jak tylko otrzymam termin turnusu .Miłe to , bo sporadycznie korzystamy z tej formy wsparcia a tu proszę ludzki gest ze strony urzędnika .W pozytywnym szoku jestem do teraz .List ze skierowaniem wysłany dziś .I czekamy .Z niepokojem , bo będzie to pierwszy od pięciu lat tak długi pobyt poza domem .Tysiąc pytań i wątpliwości .Jak sobie poradzę , jak Jasiek to zniesie , jak się zaaklimatyzujemy .Fakt ,że ośrodek prowadzą siostry zakonne wogóle mi nie przeszkadza , ponieważ do tej pory główną role w procesie rehabilitacji Janka odegrała Siostra Małgorzata od Cichych Pracowników Krzyża .I nie zamodliłam się przy tym .Jakaś siła bezustannie czuwa nad nami pozwalając utrzymać się na powierzchni .Co do tego nie ma wątpliwości .W październiku kończymy projekt hipoterapii u Cichych i od października w naszym przedszkolu dyrekcja wprowadziła zajęcia hipo i dogoterapii .Może to i przypadek ale dużo takich się do tej pory wydarzyło .I następowały zawsze wtedy kiedy były potrzebne .Wiem wiem gadam jak jakaś nawiedzona .Ale jest jak jest .Wielu dobrych ludzi spotkaliśmy po drodze i nieliczną garstkę tych o których szybko chciałabym zapomnieć .I tak lecimy dzień po dniu .Kolejny poranek niesie coś nowego .Jak chociażby zmianę nastawienia Jaska do zmiany sali i piętra  .Na razie na hasło jedziemy do chłopców zrywa się i gotów tak jak stoi jechać do przedszkola .Oby jak najdłużej ..I tak mija wieczór w ciszy w tle sączy się polski pop nostalgiczny i nastrojowy .W sam raz do aury za oknem .

Brak komentarzy: