niedziela, 16 października 2016

Ot tak i cd tygodnia

Leniwie mijała nam niedziela po wczorajszych zmaganiach matki z jelitówką. chociaż licho wie czy to grypka szalejąca popularnie i wszech obecnie czy też zwykle strucie  Najpierw tato, Ewa i ja na szczęście nie wszyscy naraz. To by się działo. Synuś mój wyczuwszy , że matka mocno nie w formie dopadł się do telefonu i dziecka nie ma na pół dnia a my uradowani ciszą i spokojem odrabialiśmy rodzinnie nieprzespaną noc. W połowie dnia nastąpiła poprawa nastrojów oraz zdrowia więc spokojnie telefon zdechł i został odłożony. W związku z tym, że mama biedniusia i brzuszek boli i w ogóle jest jej nieciekawie synuś postanowił nieco rozświetlić mi trudy chorowania i zaczął liczyć sobie do 10 po angielsku. I nie klepał tylko latał po domu i wszelkie cyferki jakie znalazł  z zapałem nazywał na wyrywki wspak i po kolei . Potem narysowaliśmy po raz milion pińcetsetny  pociąg, tory, wagony i cyferki w wagonach  Po którymś z kolei razie zmazał wszystko i oznajmił -pisz Tobiasz i Tymek. Z własnej inicjatywy dopisałam Jaś wiec oczywiście nie mogło zabraknąć Kuby. Przy okazji zostałam poinformowana, że syn mój nie lubi pomarańczowej(kolor pomarańczowy dla niewtajemniczonych) co już mi  sugerowała mi pani Anetka szukając przyczyn rozbrykania Jaska w przedszkolu gdzie ściany w sali są no właśnie pomarańczowe  . Będzie się musiał przyzwyczaić Nikt nie będzie w końcu biegał za Jaśkiem i malował ścian bo ma chłopak uczulenie .W ramach odreagowania trudów życia pięciolatka w przedszkolu i chęci wykorzystania nowo nabytych umiejętności  całym dniu zalegania Jaś wymyślił sobie nową fascynującą i szalenie wykańczającą zabawę. Polega ona na tym, że młody podskakuje radośnie na podłodze  licząc a a właściwie bardzo głośno licząc do 10 po angielsku oczywiście przy czym na hasło ten  należy rzucić go na pierzynę . Podskakujące i rozbawione 18 kilo miłości. Po kilku razach człowiek czyli ja zaczynam szukać bezpiecznej kryjówki licząc, że mój prześladowca znudzi się i znajdzie sobie inne zajęcie. Ale nie ma tak dobrze i po krótkiej chwili wytchnienia zaczynamy na nowo łan to ,tu, triiiiii  hop. Na szczęście poszedł juz spać. A my w ciszy która tak sobie spokojnie zapadła zastanawiamy się co u licha będziemy robić skorośmy się całą trójka wyspali w dzień.Nastał nowy dzień .Poniedziałki nigdy nie były moim lubionym dniem tygodnia ,zresztą żaden dzień nie jest od jakiś trzech lat w związku z tym,że różnią się od siebie maleńkimi niuansami poczynając od pon kończąc na niedz..No ale wracając do poniedziałku .Jan w poniedziałki ma konie , na które podobnie jak do przedszkola twierdzi ,że nie lubi a potem leci ,że go dogonić nie mogę z wielkim bananem na facjatce .No to wiozę młodego do przedszkola po codziennym przekomarzaniu ustalam (ha ha ha )jakiś plan dnia .I zaczyna się .(chodzi o reklamę plusa z papugą i kabaczkiem )
-Jedziemy do plusia , na papugę ?
-Jak będzie zielona kropka
-A kiedy pojedziemy na papugę do galerii
-Jak będzie zielona kropka
I tak ze trzydzieści razy
-Mamo a pojedziemy na wakacje ,z rowerkiem po kamieniach dobra ?
-Najpierw jedziemy na konie
-Nie chcesz na konie ,nie lubisz konie, chce do plusa (salon Plus w galerii)
 -Hm , pomijam milczeniem występy typu  nie chcem ,nie lubiem , nie idem i po raz enty powtarzam
-Jak będzie zielona kropka .Po czym zmieniam front
-Jasiek kiedy pójdziemy do plusa ?
-Jak będzie zielona kropka  .Dobra?
I w tym momencie kończymy się przebierać i Jan zaczyna swą porcje maltretowania pań w przedszkolu .
Oczywiście zielone kropki to rarytas i nie pojawiają się za często a wręcz sporadycznie .Więc i wyprawy do salonu plusa nie są zbyt częste , ponieważ staram się konsekwentnie unikać tamtego kierunku jeśli kropka ma kolor pomarańczowy lub czerwony .No ale zamiast tego muszę jakoś czas dziecku wypełnić .Dziecko raczej nie lubi zabaw pod dachem a więc póki ciepło trzeba pokombinować i nadwyrężyć mięśnie .Wczoraj po konikach i powrocie do domu w barbarzyńskich przedpołudniowych godzinach .Jan zażądał wyjazdu na wakacje już i w tej chwili .Hę ,że co ?Chłopie czyś ty oszalał ,skąd ja ci teraz wytrzasnę wakacje .No ale główka pracuje .Myślę sobie czekaj ja ci dam wakacje .
-Dobra , ubieraj się jedziemy na wakacje.Ha ha miny domowników bezcenne wakacje w październiku i z marszu z pięciolatkiem i bez bagażu .Jaśkowi pewnych rzeczy dwa razy powtarzać nie trzeba .Więc raz dwa kurtka ,buty , czapka i gotowy
-Jedziemy na wakacje -podryguje podekscytowany .
-Tak jedziemy .Pojedziemy 53 .Od razu obiera właściwy kierunek .Do tego autobusu mamy akurat spory kawałek ale to nic w końcu jedziemy na wakacje .Oczywiście nie mam zwyczaju sprawdzać o której dany pojazd odjeżdża więc się okazało ,że mamy 40 minut siedzenia na przystanku umiejscowionym na końcu świata  w uroczym sąsiedztwie nieboszczyków .Dołączył do nas kolega Janka z osiedla Czarek ,równolatek rezolutny ,miły i przesympatyczny rozrabiaka z buzią która za nic nie chciała być cicho .Przez chwilkę do padła mnie iskierka ,żalu ,że i Jasiek mógłby być właśnie taki  ale w tym samym momencie Jan wpakował mi się na rączki złapał za szyje i oznajmił cichutko -Kocham Cię.Najwyraźniej wyczuł zmianę nastroju  i pstryk .Nie ma żalu , bo mój Jaś jest przecież właśnie taki jaki powinien być po prostu ma inny sposób na wyrażenie siebie .I tak ja z wyprostowanym trybem myślenia i Jaś w głowa nabitą tajemniczymi wakacjami. Wsiedliśmy do magicznego pojazdu komunikacji miejskiej numer 53 i ruszyliśmy .Dojechaliśmy prawie na drugi koniec miasta .Wysiedliśmy i udaliśmy się na naszą wielką wyprawę .Oczywiście zaczęliśmy od zaprowiantowania ww okolicznym sklepie .I ruszyliśmy ,Ul Rudnowską w stronę cukrowni .Potem Portową szlakiem rowerowym wzdłuż torów przez teren dawnego basenu odkrytego , potem przez mostek i do parku wzdłuż torowiska w kierunku muzeum .Idziemy , idziemy idziemy i nagle widzę jak moje dziecko słabnie z każdym krokiem , traci chęci i pada ze zmęczenia .W końcu rozlega się żałosne -Na rączki .No bracie myślę sobie nic z tego .-Ej przecież idziemy na wakacje to hasło ożywia go na kilka kolejnych kilometrów .W końcu docieramy na wakacje -które okazują się być napisem wyrytym na drzewie (ha ha czysty przypadek )Pokazuje synowi napis i mówię zobacz znaleźliśmy wakacje .Nie do końca chyba kupił moje wyjaśnienie ale był już tak zmęczony ,że okazało się wystarczające .Więc udaliśmy się po Ewcie i na przystanek po czym udaliśmy się do domu .Biedaczek do dziś odreagowuje w przedszkolu czerwona kropka , zero pracy , zero współpracy , zero motywacji ,na domiar złego odebrała go Ewa , uderzył się w ławkę przy wychodzeniu z kulek i okłamał perfidnie rodzoną matkę ,że dostał zielona kropkę a ta była wybitnie czerwona no to z wypadu do plusa znowu nici .Myślę sobie pojedziemy połazić do lasu .I szarpię się z tym moim synem , który chce i już on nie idzie i już , siada na ziemi i zostaje .Ale przekupiłam go mandarynką , parówką , bananem i bułką .Po za ostatnia pozycją zjadł , nastój mu się poprawił i zgodnie ruszyliśmy dalej .No i zobaczył,że nic nie wskóra to zaprzestał czepiania się różnych przedmiotów i poszedł dalej jak szanujący się pięciolatek .Jednak do lasu nie pojechaliśmy , bo tata potrzebował auta więc dostarczyłam synowi traktor z przyczepką i rozpoczął dzikie harce po domu .O rany jak ja nie lubię hałasu ale bardziej nie lubię sterczeć jak łoś w salonie plusa i gapić się na reklamę.Więc pojeździliśmy powsadzaliśmy autka do przyczepki , popisał cyferki na laptopie .I kiedy wujek przyszedł z pracy i zjadł obiad zwiał siostrze na dwór oczywiście bez kurtki i czapki bo po co .Do mamy .

Brak komentarzy: