sobota, 30 marca 2019

Dzień z życia matki Polki

    Jasiek radzi sobie coraz lepiej , sprawniej .Za to ja nie za bardzo .Jedno choróbsko mija zaraz przyłazi nowe .Jak grzyby po deszczu . Z moim autystą jest tak ,że jak chce mu przekazać jakąś nową wiedzę , muszę to robić powtarzając  po milionie razy , zachowując stoicki spokój i równowagę .Pikuś jak człowiekowi nic nie dolega . Tylko cierpliwość i nerwy na wodze .
    W zeszłym roku nauczył się jeździć na rowerze , na dwóch kołach . Ten dzisiejszy , piękny, słoneczny ,sobotni dzień mieliśmy odświeżyć tą umiejętność .Plany nieco nam się jednak przesunęły , bo matce się zachciało zaniemówić i pojechać na tzw pomoc doraźną . Matko jedyna wczoraj to jeszcze szeptem ale jakiś dźwięk był . To ,że dziś od rana się nie pojawił to moja zasługa ,Zamiast od razu pójść do lekarza to nie , bo może przejdzie .No i nie przeszło i  nie jest lepiej .W domu radość-matka nie gdera , nie poucza , nie krzyknie .Świętują a mnie roznosi . Doprawdy bardzo zabawne .Mać nie dla mnie .
    Dobra na Pomocy dr .popukała w plecy , zajrzała w gardło , stwierdziła ,że osłuchowo jest ok i kazała nakupić tabletek do ssania , oraz udać się do swojego lekarza . Taaaa , tyle że mój lekarz do 4 kwietnia ma wolne .No to do domu .Stracona godzina .A w domu nalot -Idziemy na rower ? Kiedy pójdziemy na rower ? Mogę pojeździć na rowerze ?Co ci jest mamo , nie możesz mówić ? A na rower pójdziemy do parku na tory ?Mamo .Jak mam mu wytłumaczyć ,że boli mnie głowa , nie mogę mówić i w ogóle ,że mam ochotę zakopać się pod kołderkę i zniknąć .Nie da rady .Rodzic 1A próbował ratować sytuacje ale bezskutecznie .Ma być mama ,z mamą , bo mama obiecała .Nosz mać była. Dobra idziemy . Do parku na tory absolutnie wykluczone , na szczęście mamy niedaleko domu spory i wiecznie pusty parking koło sklepu meblowego .Nawet klomby są i można przysiąść .Teraz zadanie za milion punktów jak wytłumaczyć dziecku zasadę używania hamulca ręcznego bez użycia narządu mowy ? Ha .Da się licząc na łut szczęścia .Wpakowałam gościa na siodełko , popchnęłam i poszedł jak złyyyy .Pędząc z lekkiej górki z szalonym błyskiem w oku i dzikimi okrzykami sam odkrył do czego służy ta biała rączka w rowerze .Dał radę i ja tez .Po dwóch godzinach zakomunikował chęć powrotu do domu .Nareszcie .
     Obiad , ja bo  min raz w tygodniu trzeba zjeść coś jadalnego . Dziś akurat nie wyszło , bo ryż nie posolony , ryby nie posypałam przyprawa i wyszedł mi zielony sos bo wsypałam za dużo koperku .Włażę do domu , pranie dalej leży w misce ,drugie woła z pralki -wyjmij mnie .W domu cisza i bezruch .Tak się nieco uniosłam ,żem wysyczała  komendy .Nosz matka chora , ledwo żywa ,zmęczona a tu nic się samo nie z zrobiło. W takim nastroju obiad mógł nie wyjść .Nikt jednak słowa nie powiedział .No i dobrze . Ojciec do pracy , brat do siebie , Córcia u siebie , matka pod kołderkę a Jasiek samowolka , czytaj dorwał się do pilota . .Eh zdrzemnęło mi się i zamiast poczuć się lepiej , wstałam z bólem głowy na dokładkę . Na szczęście dzień już się skończył .Czas spać .Może juro będzie lepiej .Mam nadzieje ,że tak 

Brak komentarzy: