piątek, 30 października 2020

Czas plag trwa.

 Jakoś tak u młodego wszystko leci utartym szlakiem i im jest starszy tym mniej się dzieje. Po podjęciu nauki w szkole podstawowej pomoc państwa ogranicza się bowiem do wypłaty 215 zł zasiłku rehabilitacyjnego, zajęć w ramach rewalidacji i logopedii a nawet psychologa pod warunkiem ,że jest na etacie szkoły. Niestety system jest tak skonstruowany ,że szkoła nie jest w stanie zatrudnić więcej niż jednego specjalistę na etacie wiąże się to z tym ,że jeśli nauczyciel ów po ludzku się rozchoruje, pójdzie na urlop lub tez postanowi zmienić ścieżkę kariery w trakcie roku szkolnego to zajęć nie ma i już. Młody ma to szczęście ,że jakoś lawiruje w tym systemie a szkoła do której uczęszcza robi co może aby realizować założenia IPETU. Z prywatnych terapii zrezygnowaliśmy gdyż a) finanse b) brak czasu c) konieczność odrobiny normalności. I jakoś nie wycofał się chłopina ani fizycznie ani umysłowo. Tam gdzie trzeba skubaniutki radzi sobie z iście zegarmistrzowską precyzją. Tam zaś gdzie powinien to w zależności od nastroju, pogody za oknem, aktualnego poziomu ,,wyspania emocji" raz dobrze, raz źle a czasem tragicznie. Jedynkę z religii zarobił za brak zadania domowego. Oczywista oczywistość zabrałam się w świętym oburzeniu pisać do pani katechetki -że jak to dziecko z orzeczeniem , nie zaznaczone a jedynka jest. A potem się zreflektowałam ,że to ja robię w ten sposób z dziecka inwalidę, usuwając mu spod nóg przeszkody. Więc zeszłam na ziemię i pytam szkodnika

- A za co ta jedynka?

- O mamo to bardzo zła ocena jest. 

-Ja się ciebie nie pytam jaka to jest ocena tylko za co?

-No zadania domowego nie zrobiłem i trzeba to naprawić.

Taadam. W końcu kiedyś zabraknie osoby, która będzie o wszystkim za szkodnika pamiętać. Ma świadomość błędu oraz  wykazuje skruchę i chęć poprawy. Cel wychowawczy - krok ku samodzielności wykonany. Maltretuje to biedne dziecko nauczył sie samodzielnie uruchamiać komputer co za tym idzie konieczna jest moderacja treści , które przyswaja. On gierki a matka gry matematyczne, puzzle, krzyżówki. A co jak szaleć to szaleć. No i obywa się bez buntu. Przynajmniej na razie. No to u młodego tyle.

Ja tym czasem konsekwentnie za ciosem reperuje zdrowie, w dobie covida powiem Wam to gra na najwyższym poziomie. Jedziesz naprawdę w nieznane. Jest czy nie jest zadyma jaka mu towarzyszy zwala z nóg. Pakiet onkologiczny np. czas oczekiwania na badanie miesiąc- 100 km od domu. Po czym bach info w tv ,że zamrażamy badania. Po kilku godzinach sprostowanie ,że onkologicznych nie. Uf ale nie na długo. Termin pyk coraz bliżej , dzwoni pani i informuje co by pół godziny wcześniej przybyć. Dobre i pół godziny. Jako, że na trasie akurat w tym dniu ktoś sobie blokadę dróg zaplanował no i normalnie jest ona niemożliwie zablokowana bo ciągle trwa jej budowa trzeba było wyruszyć wcześniej, dużo wcześniej. Po dotarciu na miejsce okazuje się, że niepotrzebnie bo badanie się przeciągnęło i godzinę po wyznaczonym terminie się odbyło. Na pytanie o wynik , znaczy kiedy pada odpowiedź - za trzy tygodnie. Na kartę Dilo? Ale ta karta jest u nas nie ważna , jakby była od nas z poradni z naszą pieczątką to by było dwa dni a tak to jest nieważna. He, że co? rejonizacja w onkologii? Nic to zanim badanie się odbyło personel wykonujący zdążył w międzyczasie odbyć kilka wyjść poza budynek na papierosa, za każdym razem w kilkuosobowej grupie. Tacy zarobieni, przerażeni pandemią i szalejącym wirusem. Nic to badanie w końcu zrobione. Kolejne trzy tygodnie oczekiwania- szybka terapia onkologiczna. Kogoś poniosło z nazewnictwem. 

W związku z zabiegiem odskrzydlenia mojego oka niestety kontakt ze służbą zdrowia mam dość częsty ostatnio ,a nawet bardzo. Na moim widzącym oku tworzy się histeria współczesna - tak histeria. W tv widok karetek ustawionych w kolejkach pod szpitalami, dramatyczny apel medyka. W tym i tym szpitalu o tej i tej godzinie taki dramat. Kilkanaście godzin przed szpitalem. Covida mogę nie zauważyć ale ciągu karetek to się raczej nie da nawet jednym okiem. Będąc w tym samym miejscu, w tym samym czasie widzę zupełnie co innego. Pytam jak? A tak a sytuacja z dzisiaj. Pierwsze szycie oka z niewiadomych przyczyn nie przetrwało i pocerowano mnie od nowa po raz drugi. Nie polecam doświadczenia w tym stylu nikomu. Panie dr , bo tym razem we dwie naprawdę się starały, ale sytuacja , kiedy leżysz na plecach, masz nie ruszać głową, w oko świeci ci rażące światło, a co by się nie zamknęło podtrzymuje je metalowy rozpierak, jest naprawdę mało przyjemna. Kropimy? kropimy. Leżysz sobie więc i starasz się ignorować fakt zbliżającej się do twojego oka igły, albo palców w lateksowej rękawiczce tudzież wacika, nici. Jak z porodem - kłamstwo goni kłamstwo, bolało, było nie miłe, a po zabiegu jestem jednooką bandytką. Na szczęście szwy trzymają tym razem, kilka tygodni będą się powoli rozpuszczać. Poprosiłam o zmianę antybiotyku, najwyraźniej na żel mam uczulenie. Po tygodniu od zabiegu dziś spojrzałam prawie normalnie na świat. Na krótko ale jednak. W zaleceniach mam się nie denerwować- standard, nie dźwigać przez kilka tygodni, nie wykonywać gwałtownych ruchów, o prowadzeniu auta mowy nie ma.  W sumie mam leżeć i pachnieć. Ino się nie da. 

Powiedzcie mi co myślicie o takiej sytuacji. Firma X zatrudnia od wielu lat specjalistę kadr i płac. Idziecie sobie do takowej firmy zakładając, że osoba owa posiada wysokie kwalifikacje i problemów z naliczaniem świadczeń nie będzie prawda? Na drodze waszej błyskotliwej kariery zawodowej staje jednakże pandemia wirusa o nieznanej etiologii, w kraju panika, szkoły zamknięte, dziadków nie macie, dziecko z orzeczeniem i wtedy wchodzi premier i mówi - idźcie na zasiłek opiekuńczy. No i idziecie, bo niepełnosprawny dziewięciolatek w domu przy lekcjach on line ni jak nie ogarnie , a może jednak? Dziecko czy praca? Dziecko czy praca? No ba, że dziecko. I tak od marca do lipca robicie przyspieszony kurs empatii, spokoju, opanowania i wielozadaniowości, do dodatkowych zajęć dochodzi wam nauczanie na pełny etat. Zasiłek wpływa z miesiąca na miesiąc coraz później. Ale wpływa potem maszerujecie na urlop. każą idziecie, bo wszyscy w tym samym czasie idą i już. Po urlopie dopada was zapalenie zatok, skutek maseczkowania non stop. w między czasie dotyka was osobista tragedia- śmierć w rodzinie, choroba. No i nie ma opcji bez pomocy specjalisty się nie obejdzie kolejne miesiące obijania się. Dla firmy jesteście ciężarem, ale sytuacja jest patowa. Nie chcą was zwolnić, chociaż pada taka deklaracja a sami nie możecie z różnych przyczyn. Wynagrodzenie chorobowe wpływa w ratach i po zapytaniu o powody. Pewnego poranka dzwoni telefon. kontynuując terapię u specjalisty dowiadujecie się, że oczekiwany termin zabiegu skrócił się o dwa lata. Ja nie teraz to kiedy? Jak oślepniecie? No to pod nóż. Prosty z pozoru zabieg nieco się komplikuje. Trzeba powtórzyć. W tym czasie dociera do was informacja, że w wyniku bliżej nie określonej kontroli  w zakładzie X okazuje się, że świadczenia przez prawie pół roku były błędnie naliczane a wy w ramach zaleceń kontrolera macie pomniejszone owe świadczenia o połowę. Ot taka niespodzianka pod koniec miesiąca. Jak oceniacie ową sytuację? Czy osobnik niewygodny z punktu widzenia finansów firmy X zasługuje na karę za cudzą pomyłkę? Tak tylko pytam czysto teoretycznie. 

A na koniec dnia młody rozwalił wc. W sumie samo się rozpadło ze starości. Szkodnik nic oczywiście nie powiedział, do łazienki zwabił mnie szum wody. Myślę sobie leje trzeba okno zamknąć zanim ścianę zaleje. A tu moim oczom ukazuje się wieloelementowy kompakt WC w otoczce z wody, ściana zamokła ale nie ta której się spodziewałam. Co to ja miałam, leżeć i pachnieć? Tak. A mówiłam ,żeby nie zasypywać szamba mówiłam. Jutro ma przybyć specjalista. Tymczasem kurz opada woda wsiąka a kibla kolokwialnie mówiąc połowicznie brak. Ot taki deser na zakończenie dnia. Napisanie prostego tekstu zajmuje mi tydzień. Dobrze, że nie trafiło na sesje egzaminacyjną. Skąd ten urodzaj na nieszczęścia? Jakiś fragment planu? zaczynam czuć się jak wcielenie Hioba tylko mniej wierzące i bardziej jakby damskie. Co raz to nowe próby. Nic to leki jeszcze mam i działają a to najważniejsze. Zawsze mogę się spakować , jebnąć to wszystko- parafrazując do nowo mody językowej i bogactwa wypowiedzi dostępnych w mediach i wypalić w Bieszczady. Zaszyć się w głuszy bez internetu, telewizji, cywilizacji i zacząć żyć po ludzku, w spokoju tak zwyczajnie. Do emerytury jeszcze 11 lat nie mogę się doczekać. Tymczasem dojrzewam do powrotu na rynek pracy ale tak na poważnie. Co wyjdzie obadamy.

Na zakończenie covidowa scenka rodzajowa. Akcja rozgrywa się w pewnym szpitalu. On przywozi ją na kontrolę. Ona opatulona bo aura deszczowa, jesienna i pochmurna wysiada z auta. W budynku D-19 musi potwierdzić ,że to ona nikt inny. Westchnęła i zaczęła niepewnie stawiając kroki zmierzać ku budynkowi. Drogę utrudniał nie tylko deszcz ale opatrunek na oku. Dotarła do drzwi i z ulga chwyciła klamkę, tą część trasy już znała, bywała tu wcześniej. Wspięła się po schodach, zatrzymał ją uzbrojony w termometr pracownik ochrony- Pani poczeka- wymamrotał mocując się z włącznikiem elektronicznego ustrojstwa, widać było nieobycie ze sprzętem tej klasy, udało się. Wycelował przyrząd   w jej czoło- zapiszczało dioda zapaliła się na zielono. - Do kogo? Do rejestracji - wysapała przez bawełnianą maseczkę, opatrunek uwierał niemiłosiernie, świat był za mgłą a ona nie jadła śniadania.- a to tam? Strażnik machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku. Wtedy zadzwonił telefon. To ON nieco zniecierpliwiony oczekiwaniem chciał wiedzieć gdzie ONA jest? Westchnęła zaraz będę. Deklaracja ta okazała się na wyrost. Ale na dziś ta wizyta? Na pewno, ale nie ma w systemie? A karteczka od pani dr? Dobra to daj na innego dr. Proszę poczekać dam kartę. Ale karta zniknęła, wykonawszy kilka telefonów pani w rejestracji zamierzała się poddać. I w tym momencie w zasięgu wzroku ukazała się postać w lila fioletowym fartuchu z naręczem kart. To była pani dr do której ONA była/ nie była/została zarejestrowana w trybie inne na kontrole. Dostała kartę i udała się do budynku D 40, chroniąc dokument przed deszczem wsadziła ją pod kurtkę. Ah ON czeka przy aucie, z nutka rezygnacji zawróciła, dotarłszy do pojazdu z przykrością zauważyła, że jest on pusty, na darmo nadłożyła drogi. Wróciła, skuliwszy się przed strugami , naciągnęła kaptur na głowę ruszyła ku pierwotnemu celowi.. Dotarłszy rozejrzała się ale JEGO nigdzie nie było widać. Na drzwiach którymi zazwyczaj docierała do celu dziś ktoś umieścił wielki znak STOP przejścia brak. Stanęła w żółtym polu , tym razem automat zmierzył temperaturę. - Proszę iść.  Korytarzem potem na piętro i poszukać windy. Westchnęła i ruszyła w drogę nieznanymi korytarzami. Ponownie zadzwonił telefon ON pyta gdzie jest. ONA mówi ,że przy windach. ON zaskoczony ,że też. Oboje mówią prawdę tylko ta leży na innych piętrach, zmyliwszy czujność strażniczki przy głównym wejściu ON przemknął drzwiamiktóryminiewolnowejść. Cóż za szaleństwo ileż ryzyka w tym działaniu, łamiemy zakazy. Spotkali się w punkcie do którego zmierzali, usiedli każde na swoim krześle oddzieleni obecnością foliowego worka miedzy nimi posklejanego niebieską taśmą. Razem a ciągle na dystans. Ta analogia wpełzła do jej myśli. Nudziła się, czas mijał. ON zabijał nudę transmisją programu w smartfonie. Czuli się tu swojsko, mimo niewygody krzesełek. Jak przy każdej wizycie zaskakiwała ją niezmiennie życzliwość personelu, rekompensowało to w jakimś stopniu zmarnowany bezsensownie czas. Dokonało się. Kontrola wypadła pomyślnie, za parę dni jednak powróci tu znowu, żeby zyskać pewność, że wszystko poszło tym razem dobrze. Wsiedli do windy, Ona ledwo zdążywszy zerwać z wieszaka kurtkę, popatrzyła na NIEGO z wyrzutem, nie patrzył w jej stronę i nie dostrzegł dezaprobaty za ten niepotrzebny pośpiech. Winda zatrzymała się w korytarzu na końcu którego znajdowały się wspominane wcześniej drzwi. Poszli więc, najwyżej nas zawrócą, pomyślała. Jednak po tej stronie drzwi nie istniały żadne zakazy, ludzie przed nimi tłoczyli się w korytarzach i wylewali przez drzwi. Wyszli więc jak inni. Obejrzała się za siebie. Oddział Zakaźny. Stop. Przejścia nie ma. Nerwowo zatrzymała spojrzenie na szklanych drzwiach, odetchnęła z ulgą dostrzegłszy, że jeszcze trwa kompletowanie tegoż oddziału. Cóż życie w dobie pandemii wywraca znany świat westchnęła, ruszając za nim do samochodu. Odjechali.

To tak na  zakończenie 

Brak komentarzy: