środa, 14 października 2020

Reset


Co my tu mamy? Jesień mamy. W tych szarościach i ,,korona" szaleństwie postanowiłam zresetować nieco umysł i połazić po ścieżynkach polnych i poszukać nieco barw. I pobyć z dala od cywilizacji. Telefon posłużył za aparat tym razem a nie narzędzie do śledzenia bezwartościowych informacji o kolejnej liczbie chorych , ozdrowionych, umarłych. Młody zrzucił nieco nadmiaru tkanki tłuszczowej i o dziwo wcale a wcale nie marudził. Może miało to związek z faktem, że mało pedagogicznie oznajmiłam ,że będzie mógł pograć na tableciuku jak wrócimy w domowe zacisze.


Jesienne niebo niewątpliwie jest zachwycające. Dobrze czasem zastopować i po prostu pogapić się na chmury, podziwiać ich skomplikowane kształty i podziwiać  możliwości natury. Że jak z niczego tyle ładnych rzeczy. 



Mój wędrowniczek, kumpel w wędrówkach, kompan do cichych dyskusji i do bycia ze sobą. Mój bufor bezpieczeństwa, cel w życiu i przypomnienie kiedy zaczynam zbyt często pytać- co ja tu właściwie robię. Normalnie to jest to czego mi potrzeba być dla kogoś. Konkretnie dla kogoś komu jestem potrzebna, kto docenia ,że się staram, wybacza błędy i zauważa kiedy znikam. Mam swojego idealnego faceta- sobie urodziłam i już. 


Coraz fajniej nam idzie, odpukać w niemalowane. Jakoś tak bez zbytnich dramatów siadamy do lekcji. Rano wstajemy niechętnie, ale bez fochów i płaczów. Mam wrażenie, że niechęć do szkoły znacznie się zmniejszyła kiedy nie musi wychodzić na przerwy. Ma chłopak własne pozytywne afirmację- Nie poddajemy się. Dawaj , dawaj. Potrafisz. Dasz radę. To nie jest takie trudne zobacz. Zaskakuje mnie też znienackami. Recytuje tabliczkę mnożenia np. albo Pawła i Gawła albo Stefka Burczymuchę, albo tak jak wczoraj wyciąga książkę do Polskiego i czyta na głos, albo włącza komputer i po kilka godzin ślęczy nad angielskim. Opowiada ze szczegółami co kto, komu i kiedy w klasie zrobił, kto był niegrzeczny, kto pięknie czytał i co pani powiedziała. zadania które robimy w domu wymagają co prawda dużo czasu ale mam wrażenie ,że coś mu w tej główeczce zostaje. Stimy występują nadal i znacznie się nasilają jeśli może korzystać z tablecika i grać w bezsensowne gry. Dlatego też zagryzam wargi i staram się wytrwać. Nie bójcie nic ,żadna ze mnie idealna matka bo jak mam serdecznie dość to sprzęt z szuflady i mam święty spokój na jakiś czas. Z nowości żywieniowych, po niecnie zastosowanym szantażu zjadł kilka łyżek zupy ogórkowej. sadzę ,że wiem gdzie leży problem, nie w smaku ale w konsystencji posiłków. Jedzenie musi być o fakturze serka homogenizowanego. wtedy jest tolerowane. Żadnych grudek, kolorów, faktur. Szkodnik budzi też irytacje u matki czyi mnie. Mamy nowe hobby, kontrole zużycia papieru toaletowego. Jeśli w domu zapada nagła i niezapowiedziana cisza, nie słychac żadnego mamo to, mamo  tamto, mamo owanto oznacza to, że młodzieniec siedzi w ustronnym miejscu i cichutko skubie listki papieru toaletowego wrzucając je do muszli. Co zrobić taka fascynacja. W związku z powyższym ,iż, że młody jawnie ignoruje przekaz werbalny o możliwych skutkach niecnego procederu , który z takim zaangażowaniem czyni. Papier ma reglamentowany. Komuna rządzi w naszym domu. Tak, że ogólnie jest spoko z drobnymi zawirowaniami.
Mimo wszystko codziennie rano zwlekam się z wyra i zaczynam dzień. Chociaż nie zawsze mam chęć. No dobrze ja nie mam wcale chęci wstawać. Najchętniej wcale, ale to wcale nie wygrzebywałabym się spod pierzynki. Tam jest najfajniej, cicho, cieplutko samotnie, wystarczy zamknąć oczy i udawać ,że świat na zewnątrz nie istnieje. Taaaaa, a w tej bajce są smoki? Więc wstaje i  każdego dnia wynajduje milion dennych i nudnych zajęć domowych. Rozwala mnie to oczekiwanie, ten bezruch, sztuczny spokój. Wkurza to korona szaleństwo wokół. Robią więcej testów i zaskoczenie że zachorowań jest więcej, no ciekawe jak to się stało? Durne obostrzenia, maseczki jesienią. Gdzie rok w rok były namowy lekarzy żeby nie zasłaniać o tej porze roku ani zimą ust i nosa, bo wdychanie mokrego powietrza zgromadzonego pod przykryciem jest szkodliwe dla płuc. Brak zachorowań w marketach, za to pełna izolacja w urzędach, bankach, instytucjach pomocowych. Błędy w aplikacjach internetowych, utrudniające a nie ułatwiające składanie wniosków. Cyrk w przychodniach. Sytuacja nr 1. Dzwonię rano, bo potrzebne skierowanie na rezonans. Dobra dzwonię to za dużo powiedziane podejmuje próbę dodzwonienia się do rejestracji. Zaczynam punktualnie o 7 rano i na przemiennie zajęte, nikt nie odbiera, zajęte, nikt nie odbiera. Dzwonimy na dwa telefony , pod cztery numery. Łącznie wykonaliśmy ponad 170 połączeń. Zanim podskoczyło mi ciśnienie, mąż zadysponował bezpośrednie udanie się do przybytku cudów medycyny współczesnej. A co mi tam, jedziemy. Dotarliśmy na miejsce. Przed nami jeden osobnik, za nami nikogo. Biała dama obsłużywszy Pana dostała jakiegoś dziwnego rodzaju pomroczności- zupełnie przestała nas dostrzegać, zero reakcji na pytanie, zerwany kontakt wzrokowy. Normalnie zaczęłam się zastanawiać czy z nią wszystko w porządku. Z werwą i zaangażowaniem zaczęła przeglądać jakieś dokumenty, w dyskusje się wdała z koleżanką z sąsiedniego stanowiska. Po raz kolejny tego dnia ciśnienie wzrosło mi niebezpiecznie wysoko. Postanowiłam zatem zadzwonić do kobity, może telefonicznie się uda. Wykręciłam numer, sygnał zajęte. Przypominam ,że stoję w odległości kilku kroków od stanowisk. Ku mojemu zdziwieniu ,żaden telefon w rejestracji nie zadzwonił za to wszystkie cztery były zajęte, taki cud. Zanim mnie trafiło na dobre inna pani postanowiła nas łaskawie zauważyć. O cudzie jak się zachować, całować stopy , lecieć do bankomatu po wyrazy uznania? Po lokalną prasę zadzwonić w obliczu tak wielkiej łaskawości? Noooosz morwa mać, ja naprawdę wszystko rozumiem ale to już chyba przesada? Morwa mać maseczkę miałam nie w tym odcieniu co potrzeba, metka mi nie wystawała markowego badziewia? Co to było pytam? Wyglądało na zaburzenia ze spektrum. Ok nie mam  nic przeciwko zatrudnianiu niepełnosprawnych ale niech wywieszą informację dla petentów o wyrozumiałość a nie tak z nienacka niepotrzebne nerwy. Koniec końców udało się zarejestrować do dr na następny dzień. O 12 miał być telefon a był koło 17- mały poślizg. Naprawdę trzeba mieć zdrowie żeby chorować. Następnego dnia otrzymaliśmy skierowanie do innego speca, żeby ten wystawił skierowanie na potrzebne badanie. Rezonans z kontrastem jamy brzusznej w trybie pilnym z kartą DILO( karta szybkiej ścieżki onkologicznej) na 9 listopada. Hmm dobrze ,że tego roku. Telefon do Legnicy nieco szybciej na 26 października. Zawsze to za trzy tygodnie a nie pięć. Ja cię p.... mać... wać... blać. Weź się człowieku nie denerwuj, nie stresuj, żyj kolorowo. To co na spacerku jesiennym ze mnie zeszło powróciło nazad. Wkurw totalny. No i tak sobie czekamy.23.10 mam wyznaczony zabieg okulistyczny - znowu. Ciągle ten sam tylko odraczany w czasie. Czy tym razem się uda? Czy lepiej odłożyć, bo w razie komplikacji wpiszą mi kowid w akcie zgonu, bo nie będzie gdzie badań kontrolnych zrobić? Naprawdę jestem w kropce. Ja się z całą pewnością nie będę nudzić w swoim prostym ,zwyczajnym, szarym żywocie.
Ostatnio nie lubię spać, nie mogę brać tabletek nasennych bo w każdej chwili może zaistnieć konieczność odpalenia pojazdu mechanicznego i wycieczki medycznej, a bez nich sny są dziwaczne i pokręcone, ciągle śni mi się brachol, mama. Czegoś szukamy. Teraźniejszość plącze się z przeszłością. Płaczą za każdym razem w każdym kolejnym śnie płaczą. Kurcze musze o tym pogadać  z doktorem. Optymalnym rozwiązaniem na stany depresyjne w moim przypadku jest znaczny wysiłek fizyczny. Niestety ćwiczyć nie lubię nadal a pracować chwilowo nie mogę a już szczególnie bez składkowo. Drzewo nacięte, strych posprzątany, prace zaliczeniowe popisane, notatki pouzupełniane, literatura przeczytana. Co ja mam ze sobą zrobić? Dziś zabrałam się za gołąbki. Rezultat w środku nocy utknęłam z prażącym się żarciem, jakbym nie mogła jutro tego zrobić jak człowiek w normalnych godzinach. Orzechowiec wyszedł mi przepyszny wam powiem. Prawie cała blaszka już wyszła -jak za starych dobrych czasów. Habazie na Wszystkich nieżywych zamówiłam przez internet obadamy czy wyjdę jak taki jeden na mydle, czy też nie. To mi się w tym szaleństwie podoba, kupisz wszystko bez wychodzenia z domu. Bez kolejek , o której chcesz, ile chcesz i na dodatek masz 14 dni na zwrot. Nikt ci nie włazi z koszykiem na plecy przy kasie, nie zabiera ostatniego rogalika z półki, nie ściga się kto pierwszy do kasy.  Kurczaczki ja to chyba aspołeczna jestem. Dobrze ,ze ten messenger jeszcze jest bo bym zbzikowała do reszty chyba.
Dziecko moje większe a konkretnie to takie dorosłe już można tak powiedzieć, obiecało mi kebsa jutro. Pożyjemy zobaczymy, może tym razem się uda. Bo jakoś tak nam nie wypalają te wspólne wyjścia. Zawsze coś. 
Czy ja Wam wspominałam, że byłam chorutka masakrycznie? Normalnie do tego stopnia ,że uwaga- zawiozłam młodego do szkoły przyjechałam do domu i jak zakopałam się pod pierzynkę to wylazłam na drugi dzień na chwilkę. O poziomie tego zjawiska niech świadczy fakt, że ostatni raz leżałam w łóżku jak miałam złamaną nogę czyli gdzieś tak 11 lat temu. Oj dało mi popalić cokolwiek to było. Niemoc totalna, sen pot i bezruch. Mąż zaglądał czy żyję. Sytuacja niecodzienna ja tak chora ,że wymagam leżakowania. Niewątpliwie się starzeje albo wyczerpał mi się moduł poświęcenie w imię wyższego dobra. Co zrobić nic nie jest wieczne nawet ja.

Brak komentarzy: