środa, 3 listopada 2021

Czym jest cierpienie wobec piękna

     Ostatnio jak wiedzą niektórzy -znaczy większa część miasta, kupiłam w końcu coś dla siebie. Nie żadne tam brewki z norek syberyjskich, paznokcie z akrylu. ale uśmiech sobie zafundowałam egoistycznie. Oczytałam się najpierw a jakże., napatrzyłam na maczane w szklaneczce szczęki i mówię sobie chcę czegoś trwałego, co mi na spotkaniu rodzinnym z paszczy nie wyleci - to po pierwsze. Po drugie chcę pozbyć się w końcu smrodku, który stanowił ( jak mniemam) naprawdę duży problem estetyczny. Zatem wiedziałam czego chcę i ile mogę przeznaczyć. Uzbrojona w tą wiedzę obejrzawszy najpierw uzębienie znajomej ;) udałam się na konsultację do stomatologa. Da się, zrobimy, koszt XXXXX (ileeeee? dobra sprzedam najwyżej nerkę). Nie pytałam czy będzie bolało, ile wizyt, jaka procedura. Przecież wszędzie wygląda to tak samo a wujek Google tym razem perfidnie mnie oszukał niepełną wiedza w zakresie procedur protetycznych uzupełnień stomatologicznych.

1. Szlifowanie zębów tzw. filarowych nie boli- taaa pod warunkiem ,że szlifujesz zdrowe zęby pod estetyczne uzupełnienie i nie masz nadwrażliwości a PH w jamie ustnej nie powoduje, że znieczulenie po którym nie czujesz twarzy przez trzy dni i tak nie działa.

2.Czekają cię dwie wizyty- yhm nie wiem kogo. Całe życie nie byłam tak często w gabinecie dentystycznym i to na własne życzenie.

2a. wizyta 1 - konsultacja i konfrontacja oczekiwań a realiów. Po wyprostowaniu ścieżek myślowych, wyznaczenie kolejnego terminu.

2b. wizyta 2- szlifowanie zębów pod korony, wyciski, nałożenie mostu tymczasowego na dwa góra trzy tygodnie zanim porcelanki od protetyka nie dotrą. Szlifowanie mimo zapodanej końskiej dawki znieczulenia bolało, ale dało się wytrzymać. Za to trzy dni po założeniu koron tymczasowych ból dziąseł i samych kikutów zębowych sprawił ,że miałam ochotę złapać za kombinerki i uporzadkować sytuację. Oczywista oczywistość w weekend a że ja z pokolenia jestem, któremu obce są takie zjawiska jak dzwonienie do lekarza a w szczególności do dentysty ,w sobotę  grzecznie przeczekałam do poniedziałku. Dzwonię i mówię, że boooooli. Dwa opakowania paracetamolu, poltram tudzież ibuprom max zazyte. Zapraszam zatem. Po dotarciu do gabinetu ból zniknął. Doktor zapodał mi jednakowoż kilka niezbyt miłych stuknięć w koronki i orzekł ,że to pewnie dziąsła, bo dość mocno przy szlifowaniu dostają w żyć. Wyraził przy tym zaskoczenie, stopniem nadwrażliwości uzębienia . Jak nie minie mam dzwonić - świątek, piątek. Nie zadzwoniłam, 

2c Zapraszam po odbiór zębów- szeroko się uśmiechnęłam swoim , szczerbatym jeszcze i pokruszonym uzębieniem. skąd ta radocha nie wiem. Ale rzeczywistość przerosła moje oczekiwania. Tymczasowe korony założone zostały na tzw, cement tymczasowy. Naiwnie sądziłam, że doktor jakimś płynem poleje i zdejmie jak kapturek. a takiego. Najpierw ostrzyknięcie twarzy znieczulaczem, który przypominam działał ale słabo. Taki mój urok najwyraźniej bo pół roku wcześniej usuwanie zęba nr 2 w szczenie też do najfajniejszych nie należało mimo podwójnej dawki znieczulenia. Co poradzę ano nic a zębów zacisnąć nie mogłam.Po chwili kiedy moja twarz przestała w zasadzie stanowić fragment mnie dr wziął takie sobie dłutko, młoteczek i rozpizył akrylki. Po czym z dumą wyciągnął z czeluści gabinetu mój nowy piękny i nieskazitelny uśmiech. Cudo powiadam wam nie mostek. Ale zachwyt nie zniwelował niezbyt przyjemnego cd.Dr ów czarujący zgryz umieścił w mojej szczęce, nacisnął , nadusił, wcisnał, potrząsnął, wyjął, wydłubał jeszcze kawałek zaległego tymczasa i ponownie wcisnał. Matko jedyna i ja jeszcze za to zapłaciłam ;) masochistka ze mnie, nie powiem. Efekt wizualny  przeszedł moje oczekiwania. O masz goooossszzzz. Pięknie. Dr mówi, że teraz trzeba to zdjąć i przykleić ale, że całkiem fajnie się trzymały to w porozumieniu uzgodniliśmy wizytę po wszystkich świętych.  Niby trzymało się całkiem mocno pod warunkiem, że nic nie gryzłam bokami, twardszego od powietrza. Jak mnie poniosło na kanapkę to nocka z bańki, ból powrócił po czym jak przez noc most wrócił na miejsce znikał. Przez ten miesiąc zrzuciłam ponad 10 kg, dr dokonał niemożliwego, schudłam ;) leżę sobie patrzę a tu podstawek mi nie wystaje( znaczy brzuszysko)retyyyy ale że jak to się wydarzyło? Ano jak możesz pić ino i to nie za zimne ani za ciepłe ani za słodkie ani za kwaśne ani  za twarde to niewiele produktów zostaje do wyboru. Podbierałam mężowi nutridrinki, małe , syte, włosy po nich gęstsze jakieś ;) paznokcie też ale co dobre nie trwa wiecznie

3. wizyta cementująca mój nowy zgryz na dobre w szczenie. Co ja sobie myślałam decydując się na most protetyczny? Kto mi ten pomysł podsunął? Bez znieczulenia, bom chciała ewentualne poprawki nanieść przed przyklejeniem zgryzu. Dr szast, prast i oto trzyma mój zgryz w dłoni. Teraz będzie nieco obrzydliwie bo po tygodniu użytkowania nie klejonego mostu. Mimo szorowania zębów po każdym posiłku płukania dentoseptem tudzież Gimbaxem na zmianę, fetor zebranych resztek jedzenia i bakterii był przeokropny. Bez znieczulenia? Co ja miałam we łbie? Dr uspokoił , że to na tym etapie naturalne zjawisko i w dalszych pracach nie pojawi się  ów niezbyt miły aromat. Brrr aż mnie otrzepało. Ale dobra, siedzę z rozwartą paszczą i słyszę radosny głos dr- mam spirytus i nie zawaham się go użyć. Bardzo słowny facet- użył na moich oszlifowanych kiełkach. Ów wacik z czystym spirytusem posłużył do dezynfekcji. Tu jest tylko jedno słowo które się pojawiło w mojej głowie w tym momencie w którym wacik zetknął się z zębem i dziąsłami. W sumie jednak po 10 minutach wyszłam z gabinetu z pieknym jasnym zgryzem i po niecałym dniu nie czuję ,że to jest w sumie proteza. Gryzę, uśmiecham się, nicnie boli, nie uwiera, nie ciśnie i wyglada rewelacyjne. Obawiam się czy ów feler kosmetyczny w postaci niezbyt przyjemnego zapachu nie powróci ale ufam słowom doktora ,że nie . 

    Ta cała sytuacja niczego mnie nie nauczyła, niczego. Teraz zbieram na dół ;)Miesiąc i oto jest on -mój wymarzony uśmiech. Jak nie zacznę żreć to plastyka brzucha odpadła z listy teraz jeszcze dolna szczęka, nos i cycki i mogę umierać szczęśliwa. Jakby ktoś chciał zostać sponsorem dalszego ciągu realizacji moich marzeń o pełnym uroku, białym uśmiechu piszcie śmiało wyślę numer konta ;)

    Taka mała rzecz a tyle radości. Lata zaniedbań i kompleksów zrobione w ciągu jednego miesiąca. Na co ja tyle lat czekałam? Zamiast inwestować w chałupę trzeba było w siebie przynajmniej nie poszłoby na zmarnowanie. Zatem ciułam;) 

2 komentarze:

Emel pisze...

Brawo Pani Moniko 😊 A naklejka "Dzielny pacjent" była?
Fajnie, że cierpienie się opłaciło. 😊

szarutkiekolorki pisze...

A gdzież tam, uśmiech szeroki za to już tak i zaproszenie na wizytę za 3miesiące.