piątek, 29 sierpnia 2014

Turystyka medyczna -całość z naniesionymi poprawkami

Zapominam zaciera czas wspomnienia
Twój dotyk już nie parzy
Nie dłuży się czas w oczekiwaniu na szczęk klucza
Przychodzisz niby mój ale takim cię obcym widzę
Z westchnieniem unikam otwarcia oczu
Odejdź ....
Nie czekam bo ciebie nie ma
Tamtym wróć z początku migotaniem w duszy
Zachłannością i nienasyceniem
Dotykiem który boli tęsknotą i pragnieniem 
Zapominam zaciera codzienność szaleństwa
Zabiera mi ciebie kawałek po kawałku każdego dnia
Pusto tu cicho i dobrze
Bez ciebie mogłabym żyć
Potrafię mając o tobie wspomnienia

                No i jakoś poszło.wyruszyliśmy wczoraj o godzinie 8 z minutami .Na dworzec i tak dotarliśmy o wiele za wcześnie ale i tak lepsze to od siedzenia bez sensu w domu .Zeszłam sobie wolniutko trasą za pocztą polską i spokojnie bez wysiłku znalazłam się na peronie pierwszym  wraz z wózkiem tudzież pociechami .Pierwszy maleńki uśmiech losu , bo nie musiałam taszczyć wózka z młodym po tych diabelskich schodach które prowadzą normalną trasą na perony.Życie matki w tym mieście jest naprawdę wyzwaniem a podróż kolejami polskimi zaliczam do sportów ekstremalnych .Więc znalazłam się na peronie , wsadziłam do wagonu  najpierw Ewkę następnie młodego a potem wtaszczyłam wózek .Oczywiście zlokalizowałam wagon dla podróżnych z większym bagażem .I tu zonk gdyż pan konduktor wózek owszem pozwolił wstawić ale nam już nie pozwolił podróżować obok niego .Taka rezerwacja służbowa .No cóż usiedliśmy więc sobie w pobliskim wagonie i jedziemy .Ludzie wsiadają , wysiadają itd .Wszystko było ok do momentu , gdy dziewczyna siedząca po przekątnej  nie wyciągnęła coli tudzież czekolady .A Jasiek ostatni posiłek zjadł o 20 poprzedniego dnia .No i am am am .Masakra ale wpadłam na genialny pomysł i  zapchałam gadowi pyszczek lizakiem a do łapek dostał telefon na który przezornie zgrałam kilka odcinków jego ulubionej bajki i tak dzięki dwóm lizakom i dwugodzinnej bajce dojechaliśmy do Wrocławia.Tym razem obyło się bez stresu ulicznego , gdyż znałam trasę . Mieliśmy jeszcze półtorej godziny.Dotarliśmy bez niespodzianek na miejsce nie licząc sandałka Ewy który w tym momencie postanowił się rozkleić .Zameldowaliśmy przybycie w rejestracji .Podpadłam personelowi sprzątającemu ignorując zupełnie zakaz wjazdu z wózkiem .Jak niby oni sobie  wyobrażają ,że zostawię sprzęt i będę się szarpać z dzieckiem czy jak .Więc ignore .wpakowałam się do windy olewając mordercze spojrzenia i na trzecie piętro .Na miejscu okazało się ,że jest godzinne opóźnienie i trzeba czekać .Znów wielki ukłon dla techniki i naklejek .Naklejki były bardzo pomocne w odwracaniu uwagi Jaśka od burczenia w brzuchu .W międzyczasie wyszła do nas pani anestezjolog zebrała wywiad i kazała uzbroić się w cierpliwość .Wyboru wielkiego nie było .W końcu przyszła kolej na nas .Pani doktor zapytała czy Janek da sobie założyć wenflon .Nie znałam odpowiedzi na to pytanko . Próba pierwsza zakończona wyjęciem wenflonu przez Jaśka w trybie bardziej niż natychmiastowym .Ale za to tylko trochę się skrzywił .No więc maseczka na buzie i do snu .Pani doktor trzymała mu głowę , ja łapki a pielęgniarka nogi . Jasno i wyraźnie dał znak ,że od wbijania igły jest dla niego gorsze trzymanie tego czegoś na twarzy . Dzięki połączonej sile się udało i zasnął .Mama została wyproszona na zewnątrz a Jasiek no cóż chrapał aż miło .Doświadczenie to zaliczam do tych z serii -nie chciałabym tego powtarzać . W październiku kolejna tura .Nerwy napięte do granic możliwości a na dodatek w ramach tradycji turystyki medycznej  trzeba było podjąć błyskawiczną akcję naprawczą obuwia Ewki  .Cudnie po prostu .biegiem na dół , poszukiwanie sklepu w którym można kupić klej , chwila zabawy  w szewca i galop z powrotem .Po dotarciu na górę okazało się ,że Janek już jest na sali wybudzeń .Zabieg trwał niecałe 20 minut.Leżał tam taki biedniutki z nowym wenflonem w łapce i krokodylkiem na paluszku , dziwnie łykał powietrze intubacji .Wybudził się po godzinie , upłakał się niemożliwie a po całkowitym wybudzeniu zachowywał się jakbyśmy dopiero weszli na poczekalnie .Nerwy dały o sobie znać. Całe napięcie  z ostatnich dni o mały włos nie sprowadziło mnie do parteru .Nadmienię ,że ostatni raz zemdlałam na lekcji wf w 8 klasie ale za to dzięki szkoleniu przeprowadzonemu przez pana Dolatę poradziłam sobie z ogarniająca słabością  .W końcu matki nie mogą sobie pozwalać na taki luksus jak chwilowa nawet nieświadomość  .Posiedziałam więc chwilkę z głowa między kolanami popiłam wodą przegryzłam bułką i z powrotem do Janka  Na szczęście jeszcze się nie wybudził ..Usunięto mu sześć zębów . Różnica właściwie żadna bo i tak były starte do linii dziąseł ale coś mu brakowało bo sprawdzał językiem co chwilę .Na szczęście nie bolało ale za to głód mu dokuczał okropny .A tu można zjeść za godzinę .Daliśmy radę z przebojami oczywiście bo jakżeby inaczej. Ja po prostu nie mogę zrobić wszystkiego tak jak trzeba od razu .Więc but został sklejony , Jasiek obudzony na dobre i głodny sakramencko .Na dodatek w buzi pustka więc pchał łapki ,żeby sprawdzić co to za zmiana nastąpiła .Po półtorej godzinie od zabiegu nie było znaku że cokolwiek się działo z jego ząbkami .No to ruszyliśmy w drogę powrotną .Wszyscy głodni i nieco wykończeni oprócz Janka .który jak zwykle tryskał energią i nie mógł się napatrzeć na te wszystkie samochody, tramwaje, światła  ludzi .Jak rybka w wodzie .Więc idziemy sobie gadamy i skręcamy w lewo .Oczywiście nie tam gdzie trzeba .Wpadłam na to spostrzegając ze zdziwieniem ,że kościół który mijaliśmy w tamą stronę jakoś tak się od nas oddalił ale dzielnie obraliśmy kurs i metoda na chybił trafił wyszliśmy w okolicach dworca PKP .Hura .Wpadłam więc na genialny pomysł zakupienia młodemu szejka w Mc donalds .No bo to i zimne i do picia zgodnie z zaleceniami po zabiegowymi .Więc Ewka po zakupy a my z Jankiem do kasy po bilety .Zgodnie z rozkładem pociąg mieliśmy za dwie godziny . do głowy mi nie przyszło żeby np pojechać nie do Głogowa a przez .Bo jakoś tak się złożyło ,że po kupieniu biletów informacja kolejowa wypiszczała komunikat ,że pociąg do Zielonej Góry przez Głogów odjedzie o godzinie 17 . czyli za kilka minut . Ale przewoźnik inny , obiad trzeba zjeść więc trudno poczekaliśmy na wykupione połączenie .W związku z brakiem na dworcu popularnej knajpy w/w ruszyłam na druga stronę dworca z przekonaniem ,że tam być musi .Jasiek na szczęście jakoś dzielnie znosił trudy wycieczki choć Ewka narzekała standardowo na ból nóg tudzież innych części ciała .Ale jogurt dla młodego był ważniejszy niż jej obolała anatomia .Więc idziemy sobie , jak na złość ani jednego sklepu spożywczego rzut oka na druga stronę ulicy w stronę dworca PKS i decyzja ,że tam to pewnie same fast foody .Maszerujemy wiec do galerii po dotarciu na miejscu przejściu parteru w poszukiwaniu delikatesów , zła jak osa pogoniłam dzieciaki swe z powrotem na dworzec .Ewka coraz bardziej padnięta , Janek głodny jak nieboskie stworzenie a ja wściekła .Mieszanka cud miód .Maszerujemy druga strona chodnika w stronę mijanego dobra chwilę temu dworca PKS a naszym oczom ukazuje się co ?  Co mogłoby być tuż pod nosem ale lekko schowane za parkanem ?Biedronka , mały, żółty dyskont spożywczy z ulubionym tutti cola i lodami . Jak ziemia obiecana .Więc z uśmiechami na twarzy dokonaliśmy niezbędnego zaopatrzenia i z łupem spożywczym rozsiedliśmy się na zewnątrz  i zabraliśmy się do pałaszowania .Jasiek w takim tempie zjadł cały wielgachny jogurt ,że w szoku byłam .No i oczywiście nabrał jeszcze większego animuszu i sił do rozrabiania .Ale przezornie nie wypięłam go z wózka więc był uziemiony . Na szczęście też co chwilkę jechał jakiś pociąg więc  się udało dotrwać do odjazdu. W końcu ruszyliśmy na peron piąty oczywiście jedyny we Wrocławiu bez windy ale za to z taką  platformą dla wózków inwalidzkich obsługiwaną przez służbę kolei . Z ciężkim sercem zabieram się za wciąganie wózka po schodach ale skądś pojawił się rycerz rycerski i uprzejmy i pomógł mi wtaszczyć mój ciężar na górę .Przeżytek taki a zupełnie młody więc nie wiem gdzie on się taki uchował w erze gier komputerowych ale wdzięczna byłam jak nie wiem co . Znowu kłopot z wdrapaniem się do przedziału ale i tym razem znalazł się młody gniewny który wyglądał raczej jakby miał ochotę komuś właśnie przyłożyć a nie taszczyć cudze wózki a tu z błyskiem uśmiechu raz dwa młody i jego pojazd zostali umieszczeni w wagonie .Cudnie .I było już całkiem dobrze  .Niestety limit na dżentelmenów najwyraźniej mi się wyczerpał .Wagon ten bowiem najwyraźniej objęty był rezerwacja dla osobników wracających z pracy i najwyraźniej zdegustowanych faktem podróży w towarzystwie dzieci i towarzyszącej matki .Jedno piwko , drugie  butelki oczywiście przez okno w końcu spracowany nie będzie taszczył butelek do domu i głupi komentarz ,że nawet zapalić nie można .No tak mi kur.....wa mać było przykro .Nawet za bardzo nie trzeba było odpowiadać .Wypięłam młodego i pozwoliłam mu pobrykać po wagonie chwilka i mieliśmy wagon tylko dla siebie . Cóż uroki znudzonego trzylatka z autyzmem .Zawsze są jakieś dobre strony , chociaż czasem trzeba je mocno odkopać . W ten sposób dotarliśmy do celu .Na dworcu czekał mąż mój  i w trybie ekspresowym znaleźliśmy się w domu .Janka nic na szczęście nie bolało , noc przespana , nerwy ukojone .Teraz tylko czekanie na następną wizytę w październiku .Jakoś pójdzie, chociaż tym razem rozważam opcje podróży samochodem ,Zobaczymy jak to będzie .Ważne ,że problem z głowy a raczej z buzi .W poniedziałek do przedszkola .Hm no tu na pewno będzie o czym pisać . A tym czasem do usłyszenia
 Tak wyglądał Janek dwie godziny po zabiegu czyli bez większych zmian

Brak komentarzy: