środa, 4 lutego 2015

Zapalenie oskrzeli

         Dopadło nas w końcu zapalenie oskrzeli .Na własne życzenie zresztą i przez moją głupotę .Zachciało mi się w sobotę  spaceru do szwagierki .Pogoda ładna , ciepło wiaterek .No i jak tu siedzieć w domu .Nie da się .Jednak nie byłabym sobą ,gdybym nie nawywijała  Gotowi do drogi i zaopatrzeni w rowerek biegowy (jaka zima taki sprzęt )maszerujemy po Ewcię pod kościół , gdyż akurat miała próbę chóru .Jednakowoż , próba się przeciągnęła więc wysłałam jej sms z trasą i wolnym krokiem ruszyłam za młodym .Nasza wyprawa zakończyła by się pewnie bez choróbska gdyby nie to ,że na drodze Jaśka nagle pojawiła się olbrzymia kałuża .Nie zdążył i noga wylądowała w zimnej wodzie a ja zamiast sprawdzić ,czy but nie przemókł pomacałam wierzch , wychodząc z założenia ,że zimowe to nieprzemakalne .No i były nieprzemakalne od kostki w górę .No a że Jasiek komunikuje się jak się komunikuje  to mi nie zakomunikował ,że mu w skarpetce woda chlupie i tak z wodą w bucie , z rowerem w garści przebrnęliśmy przez okoliczne pola , tonąc w błocku po brzeg podeszw , dotarliśmy do asfaltu .Wszyscy wypompowani dokumentnie i ubabrani po pachy ale za to w wyśmienitych humorach .Zimno się nieco zrobiło więc młodego na barana , rower pod pachę  i kłusem do cioci . Na miejscu się okazało ,że stopa mokra . Kto by się przejmował jedną mokrą skarpetką .Wypiliśmy kawkę ,stopę osuszyliśmy zadzwoniliśmy po tatusiową taksówkę i pojechaliśmy do domciu .Niedziela bez niespodzianek przynajmniej do wieczora .Potem lawinowo , katarek , kaszelek , niespokojna nocka, a nad ranem gorączka ponad 39 to akurat norma bo zazwyczaj tak to u nas wygląda  .Więc bez paniki .Początek taki jak zwykle .
            W poniedziałek rano już nie było tak spoko .Kaszel nie brzmiał znajomo ,  zaaplikowałam młodemu posiadane środki farmaceutyczne i złapałam za telefon .Ku mojemu zaskoczeniu przychodnia odebrała po pierwszym dzwonku  , ale numerków już nie było i został zarejesrtowany na dzień następny .Trudno  trzeba czekać .Mąż pojechał  rano do pracy .Ewcia do szkoły .A my zostaliśmy we dwa .Nie było najgorzej bo kaszel jeszcze nie dał popalić a gorączka nieco młodego otumaniła .W rezultacie cały dzień się przesnuliśmy .Następnego dnia udaliśmy się do pediatry który ku mojemu zdziwieniu ogłosił ,że to zapalenie oskrzeli .Zastrzyki i tu nastąpił mój zdecydowany protest .Skończyło się na zawiesinie plus syropki , czopki ,osłonki . 150 w aptece by zostało, gdyby nie fakt ,że oprócz antybiotyku pozostałe środki w domu były . Oczywiście nie obyło się bez konsultacji w gabinecie numer dwa .Wizytka standard 80 zł inhalacje z antybiotykiem  gratis sztuk pięć i potwierdzenie ,że to jednak tym razem oskrzela .Się nie chwalę ,że mnie stać na prywatnego lekarza bo jak kto czytał , to zauważył ,że prywatnie wyszło taniej o połowę niż  w przychodni rejonowej .Jak na razie poprzednia noc była w miarę spokojna pomijając fakt ,że młody padł jak kawka koło 16 tej a mi od razu zaświeciło czerwone światełko perspektywy pobudki o 3 nad ranem .Ale moje obawy okazały się nieuzasadnione bo Jasiek wprawdzie wiercił się jak owsik ale przespał całą noc do 7 rano .Pomimo gorączki i osłabienia i tak cały dzień szalał . Miał napady kaszlu i chociaż mi cierpła skóra na dźwięki jakie się wydobywały z tego młodego człowieka jemu nie przeszkadzały w rozrabianiu .Jako że nie dostaliśmy zakazu przebywania na powietrzu w ramach dotlenienia poszliśmy wypuścić Aresa ,żeby się wybiegał .Jasiek oczywiście uczepił się moich spodni i nieufnie patrzył na zwierzaka .Zapamiętał jak go ostatnio sponiewierał , kiedy sam go wypuścił z kojca ale o tym już było gdzieś tam na blogu .I po raz kolejny syn mnie zaskoczył .zwróciłam się do tego małego rzepa z pytaniem i wyszedł nam taki dialog
-O co chodzi robalu?
-Boje się - spojrzenie prosto w moje oczyska , łapki kurczowo uczepione nogawki ,
-Czego się boisz?
-brak odpowiedzi spojrzenie typu inny zestaw pytań poproszę
-Boisz się pieska ?
-Kak .Ares -i cały schował się za mnie .
Niesamowity jest po prostu i już .Pomimo tego ,że widocznie się bał dał się namówić na pogłaskanie bestii .Ares miał ochotę nieco młodego wytarmosić ale ostatnia lekcja nie poszła w las .Więc się ogarnął i pozwolił pogłaskać Jaśkowi i o dziwo jeden i drugi wyglądał na zadowolonego .No i zapędziliśmy psa do jego lokum a sami poszliśmy do domu oglądać,,  Jasia ".
Przez choróbsko ominął nas dwa bale karnawałowe jeden w przedszkolu a drugi z panią Asią . Kurcze coś ostatnio jak impreza to my na chorobowym .Nic to zrobimy sobie kameralne dwuosobowe przyjątko

Brak komentarzy: