Zaopatrzyłam się w śrubokręt , wkręty do drewna oraz na wszelki wypadek probówkę , nie żeby sprawdzać napięcie tylko za względów praktycznych (to jedyny śrubokręt w domu zdatny do użytku )a że leniwa jestem
postanowiłam użyć sprzętu mechanicznego , który ku mojemu ogromnemu żalowi padł na 10 wkręcie a nie chciało mi się iść po ładowarkę do garażu
Jasiek oczywiście też ciężko pracował przynajmniej przez chwilę
więc chcąc nie chcąc zabrałam się za ręczne wkręcanie .W tubach fajne jest to że nie trzeba rysować spirali , bo już jest wystarczy co jakieś dwa cm wkręcić śrubkę i gotowe
efekt powinien wyglądać tak od wewnątrz
przykleiłam je bunakolem
później pokryłam materiałem
i uwiązałam na sznurku na wszelki wypadek gdyby klej był przeterminowany
Etap kolejny kg kamyczków różnej maści do tego kasza gryczana około szklanki oraz tyle samo jęczmiennej
Pomocnik konstruktora sumiennie wykonywał przydzielone mu zadanie wrzucania kamyczków co nie przeszkadzało mu w zajadaniu lizaka (witaminowy jakby się ktoś pytał)
Po wsypaniu kamieni , zabezpieczyliśmy drugi koniec naszej radosnej twórczości i zasiadłam do maszyny ,żeby uszyć koszulkę , bo jak to takie gołe wygląda
wyszło mi cos w rodzaju długaśnej skarpetki , trochę się umordowałam z założeniem bo ciasnooooo trzeba , żeby już kleju nie używać
I ta da da dam oto nasz pierwszy własnoręcznie wykonany kij deszczowy .
W późniejszym czasie zamierzam jeszcze wykończyć brzegi sznurkiem ozdobnym ale to jak młody wyzdrowieje , bo normalnie nie ma jak się ruszyć .Dziś mimo okropnego zimna i niechęci wyszliśmy na chwilkę na dwór , poszliśmy kupić ptysia i pobiegać z aresem na ogrodzie (takie nowe hobby młodego ) Psina nasza nauczona boleśnie ,że małego się nie przewraca , nie taranuje ani nie robi mu nic innego , omija go szerokim łukiem a czasem nawet da się pogłaskać .A Jasiek ma radochę .I od tego momentu zaczął się huragan .W młodego wstąpiły nowe siły witalne .Pozbył się czapki i radośnie przyleciał mi to pokazać , kiedy byłam zajęta nalewaniem psiakowi wody . Więc Janka za bety i prosto do domu , szkodnik mały z jednego jeszcze nie wyzdrowiał a już mi funduje następne siedzenie w domu o co to to nie .Nie ma głupich .No i wrzask bo on chce na dwór , a matka że nie i tak sobie pokrzykiwaliśmy w korytarzu .W końcu się ogarnęłam , przekręciłam górny zamek i oddaliłam się napawać małym zwycięstwem .Moja radość nie trwała długo szkodnik dość szybko zorientował się ,że dalsze ryki są bezskuteczne i udał się w moim kierunku .Rozpoczęła się walka o pilota .Piszczy i piszczy i piszczy więc się poddałam tym razem i pytam gadzinę co włączyć , a ten zamiast się ogarnąć , jęczy i mamrocze cos po swojemu .Więc w akcie desperacji wzięłam jego mały łepek w ręce i patrząc w oczy mówię -Chłopie jak mi nie powiesz wyraźnie co chcesz obejrzeć to nic z tego nie będzie bo ja nie rozumiem co do mnie mówisz . i w poczuciu porażki pozwoliłam mu się wyrwać .Chwilkę jeszcze pobuczał po czym usiał jak basza wsparty na poduszkach i oznajmił -- ew eon .No to jesteśmy w domu Lew leon może być .Myślicie że bajka zatrzymała go w miejscu o nie ma tak dobrze. Bajka sobie leci a Jasiek z doskoku ogląda , przy okazji włażąc na stół , wyciągając chleb z chlebaka ze stanowczym żądaniem zrobienia mu kanapki z mlekiem (w proszku ) po skonsumowaniu .Doszedł do wniosku ,że moje plecy to idealny obiekt do wspinaczki , i że drażni go jak mama tak spokojnie siedzi sobie i czyta .I od 17 głupawka , nie do opanowania, bieganie, skakanie, wdrapywanie się na co się da , między innymi próbował wjechać rowerkiem na krzesło , bezskutecznie na szczęście co skwitował cytatem z bajki -ojej nie da jady za wysoko .I popędził sprawdzić ,czy się tato po obiadku odpowiednio zrelaksował .Najwidoczniej nie gdyż za chwilę z pomieszczenia szumnie nazywanego sypialnią dobiegł dziki wrzask a potem -Czy ty oszalałeś ?Skierowany do pociechy oczywiście .Na co pociecha zareagowała nowym wybuchem nieokiełznanej radości tak go rozbawiło skakanie po umęczonym ojcu ,że aż się zanosił ze śmiechu .Znów się obraził , bo go tato pod prysznic ze sobą nie zabrał i w ramach protestu zdjął koszulkę i nie założył .Tym razem nie wojowałam bo i tak za chwilę miał się szorować to niech sobie polata w negliżu .Cały szczęśliwy wlazł do wody , wymoczył się , i przebrany w pidżamkę , napakowany chlebkiem zamiast paść (12 godzin w ciągłym ruchu ) w najlepsze dopadł się do telefonu mamy żeby
sobie pooglądać jak się bawił z pieskiem
W końcu tato zgarnął go pod pachę , włączyliśmy bajeczkę do słuchania na noc i aż trudno w to uwierzyć ale szkodnik prawie natychmiast zasnął jak kamień .Na a my my tez byśmy chcieli ale jeszcze kilka rzeczy trzeba zrobić .Kanapeczki dla męża , posprzątać ,żeby rano nie wleźć w bajzel po co sobie humor psuć .Napisac na blogu ,zażyć długiej cudownie gorącej samotnej kąpieli bez dobijania się do drzwi i paść i zapaść w sen .Cudnie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz