wtorek, 9 czerwca 2015

Zielona Góra

Zakręciłam się, zamigotały myśli
W rozbłysku natłoku spraw
Zapominam dobre dni
Przepływają mi między godzinami
Gnają na złamanie karku
Nieokiełznane , bez śladu w otchłani pamięci
Zwyczajne,  wyprane ze wspomnień
W proszku codzienności

Rozpoczęliśmy przygodę z alergologiem .Ze względu na termin wybraliśmy Poliklinikę w Zielonej Górze .I tak też trafiliśmy na ul .Wazów do dr P . Pierwsza wizyta zakończyła się fiaskiem ponieważ Jasiek postanowił się rozchorować co dziwne nie jest ponieważ z powodu częstotliwości chorowania rozpoczęliśmy kolejny etap maratonu medycznego .No ale z gabinetu wyszliśmy z receptą na antybiotyk oraz steryd do inhalacji oraz syropek na alergię na wszelki wypadek .Niereformowalna jestem , recepty wylądowały w koszy a my u naszego doktora -zielarza .Po dwóch tygodniach a właściwie 10 dniach i syropku ziołowym za niecałe 10 zł młody znów stanął na nogi i ruszyliśmy na wizytę kontrolną .Czekaliśmy ponad godzinę od wyznaczonej godziny wizyty po to aby wejść wysłuchać zachwytów nad niezawodnością zaleconej sterydowo-antybiotykowej terapii i terminem testów na uwaga sierpień .Jak będziemy mieć szczęście to się młody nie rozchoruje .Rezultat wizyty trzeba zmienić lekarza , ten nie ma dla nas czasu .Przenosimy się do poradni alergologiczno-pulmonologicznej ul dalej w tym samym mieście .Pani dr polecona przez naszego doktorka od syropków , gorzej być nie może .No chyba ,żeby jednak .Obecny gabinet nie jest jednak na moje nerwy i na autyzm Jaska .Wiecie jak autystycy nie lubią czekać .Dla nas idealna sytuacja to prosto z drzwi wejściowych do gabinetu .Dziś sytuacja z czekaniem została uratowana przez żółte drzwi awaryjne i widoczną z animi windę .I zamykanie ich za każdą osobą wchodząca do poczekalni i radosne rozpoznawanie kto wchodzi pani , czy pan .i fru do mamy ze śmiechem .Po wizycie z uczuciem niesmaku udaliśmy się w drogę powrotną , po drodze wpadliśmy do wydziału komunikacji po odbiór dowodu rejestracyjnego naszego nowego/używanego rodzinnego pojazdu mechanicznego w szanownej instytucji urzędu miejskiego wykończyłam młodego bieganiem po schodach , pokonaliśmy 4 razy 3 piętra z półpiętrami na hasło idziemy na schody ? padał stanowcze- Nie ma schodów, nie ma .Po czwartej turze zniosłam go na dół na rączkach -moich oczywiście , potem do cioteczki Krystynki po zestaw rachunków do zapłacenia i do domu sprawdzić co ,,chłopcy" zdziałali pozostawieni samopas .Po powrocie zastaliśmy dom w jednym kawałku i robotę w miejscu gdzie była zanim udaliśmy się w podróż .Bez entuzjazmu zabrałam się za szykowanie obiadu , bo bardziej marzyło mi się wyciągnięcie konstrukcji w pozycji horyzontalnej .Sytuację uratowała agentka pzu z która mój małżonek się nieopatrznie umówił na spotkanie .Oni zostali samopas w kuchni a ja uwaliłam się obok Jaśka i przysnęło mi się nieco .Rezultat drzemki był taki ,że mąż pojechał do pracy bez obiadu i ze słoikiem surówki , którą sobie sam zmajstrował , cóż bywa i tak .W między czasie Jasio zasnął na siedząco na krześle czekając aż go mamcia przytuli i do teraz smacznie chrapie mam nadzieje ,że do rana wytrwa ,Ciut wcześniej muszę go obudzić bo zasnął niesamowicie upaćkany po całym pracowitym dniu no ale cóż począć czasem człowieka zmoże .Córka posprzątała pokój  , zaszantażowałam nieboraczkę ale się opłaciło będę stosować tą metodę wcześniej .Ogólnie nie było źle przynajmniej dziś .Jutro kolejny pracowity dzień .Pracownia na strychu prawie gotowa , jutro ostateczny szlif , Brachol zmontuje mi regały w piwnicy , żebym miała gdzie gromadzić moje przetwory ( w tym ciekawostki kulinarne jak kiszone ogórki bez grama soli )Przez panią Agnieszkę sezon słoikowy uważam za rozpoczęty .20 sztuk słoiczków z syropem , 4 z dżemem i ze 3 kg zjedzonych truskawek podczas obierania z szypułek .Mniam pycha mówię  wam .Truskawek muszę jeszcze trochę przerobić bo Jasiek jak tylko otworzy oczy leci do słoiczków i żąda soku   .To mi przypomina że muszę jutro dopilnować prace nad regałami w piwnicy bo co z oczu to i z serca .Masakrycznie późno czas spać , bo jutro znów w dzień mnie zmorze i męża głodem zamorzę nieboże

Brak komentarzy: