poniedziałek, 2 listopada 2015

Zmienny jak pogoda

Kurcze jeden dzień świąteczny na dodatek w niedziele a ja wykończona jak po maratonie . Cyrk na kółkach , no nie da się inaczej .Sprzątanko, gotowanko , szykowanko .Mąż postanowił mnie nieco odciążyć i zabrała się za gotowanie bigosu .Pycha wyszło , naprawdę chłopina ma talent kulinarny .Szkoda tylko ,że do sprzątania pozostał inny bigos .Cóż zrobić jak sobie wychowałam tak mam więc trzeba było rękawy zakasać i do roboty . Oczywiście dzień przed świętami i tak nie miałam nic lepszego do roboty jak doprowadzać moją kuchnię do stanu używalności. Więc żeby jakoś zapewnić sobie rozrywkę w to sobotnie , cieplutkie przedpołudnie postanowiłam w końcu posadzić nowe drzewka , w miejsce tych które ostatnio ususzyłam podczas akcji przesuwania płotu  .Sztuk trzydzieści konkretnie , Młody ubrany gania koło mnie i -puścić Ajesia , biegać Ajesia , no to na swoje utrapienie puściłam zwierzaka , naiwnie wierząc ,że będą się bawić grzecznie z boku .O naiwności .Durny pies latał od grabi do łopaty i po świeżo posadzonych roślinkach , Jasiek za nim z radosnym łaaaaaaaaa, gdzie piłka ? Poszukując piłki , biegając , latając za psem mały szkodnik i tak znalazł czas ,żeby wywrócić mi taczkę z torfem zerwać sznurek i wywalić się prosto w świeżo posadzone sadzonki ,do tego wielgachny pies latający jak ze sraczką .Należało przywrócić równowagę zarówno wewnętrzna jak i zewnętrzna , Zadanie to rozpoczęłam od naprawy równowagi nr 2 (łatwiejsza do realizacji )pies do kojca , Jasiek do taty , ja do łopaty .I świat wrócił do normy .Dwie godzinki i gotowe , posadzone, podlane , poukładane .Nagle uderzyła mnie myśl ,że teraz nie zostało mi nic innego jak stanąć przy garach żeby upichcić coś na ząb , bo dwie sztuki zaraz wrócą , każda ze swojej pracy , jedna zaś wkrótce się do pracy uda .Ale jakaś taka niechęć mnie ogromna opanowała ,że tylko obrałam garnek ziemniaków do bigosu  upichconego przez małżonka , wstawiłam na gaz i czym prędzej czmychnęłam na podwórze w poszukiwaniu alternatywnego zajęcia , co by broń Boże nie patrzeć na tajfun jaki szalała w moim ulubionym pomieszczeniu .Oczywiście cały czas miałam świadomość ,że akcja ratunkowa i tak mnie dopadnie ale po co się spieszyć .Postanowiłam więc przetransportować worki ze słomą bliżej beczki (łudzę się ,że zabieg ten przyspieszy proces pozbycia się w/w worków w procesie spalania beczkowego nocą ciemną)Jak pomyślałam tak tez uczyniłam .Przynajmniej połowicznie , ponieważ tylko połowa była zawiązana a ja zaplanowałam sobie wożenie a nie wiązanie worków . No i przystąpiłam do dzieła .Panowi oczywiście plackiem w domu -bo każdy po swojej pracy zmęczony -rozumiem nie nalegam .a guzik nie rozumiem , bo ja zasuwam cały tydzień i jakoś muszę siły znaleźć , wyboru nie mam .Zawsze chciałam mieć na imię Michał serio i sikać na stojąco .Faceci maja o niebo lepiej na tym ziemskim padole.No ale skoro moje lalunie poległy i zaległy cóż było robić jak zakasać rękawy i fru do roboty.Jasiek jakoś tak domu się trzymał o dziwo i tatusi .No i bardzo dobrze widocznie emitowałam mnóstwo negatywnej energii .Więc prze taszczyłam te nieszczęsne wory  na drugi koniec podwórka .Jak już je przytaszczyłam to  się okazało ,że została na środku sterta płyt do połamania i druga już połamana ale chaotyczna .oraz stosik drzewa na opał , które żadną miar anie ułożyło się w drewutni tylko kisło na ziemi .Samo się nie zrobi .Rzucam więc , tymi płytami , drewnem i przekleństwami na lenistwo rodu męskiego kiedy w zasięgu mych oczu pojawia się mąż -myślę sobie oho domyślił się i idzie pomoc nieść .Ho ho ho nic bardziej błędnego .Zmywarka zasygnalizowała awarię .Eh .bez komentarza .Jasiek nadal okupował domowe pielesze , ku mojej radości .Po jako taki uporządkowaniu posesji , mknę ku domowi .I o nie może by tak koło domu zrobić , bo to i niedziela i święta a tu sajgon i wariactwo .Więc nie wchodząc do domu , na szybcika ogarnęłam i ta część podwórza , zaglądając przez okno do chałupki .A w chałupce same chłopy .Dwóch przed tv jeden przed ekranem telefonu .W końcu ma się ta wolną sobotę.No to jeszcze ogarnięcie domu i można udać się na odpoczynek wieczorny . Ale jeszcze trzeba roślinki zawieźć na cmentarz , lampki , stroiki , kwiatki .Jako że mój rodzony ojciec jak zwykle nawalił i nie dotarł ze swoim dwukołowcem , zapakowaliśmy z Małym klamoty na wózek dziecięcy oraz taczkę i wyruszyliśmy porozwozić .Pięknie na cmentarzu , ciepło , jasno , jakoś tak radośnie .Chciało się usiąść i podumać no ale czas gonił , pora późna i sen ciągnął ku domowi .Więc szybko , szybciutko , zgodnie z ruchem zegara , rozpoczęliśmy akcje znicz i kwiatek .I w końcu kiedy wszyscy już udali się na zasłużony odpoczynek ja oczywiście zabrałam się za umycie podłogi .Planowałam jeszcze placka ale doba mi się skończyła
.Więc pobudka 6 rano Jasiek pod nogami bo tato w pracy , Placek upiekłam , ciasteczka nieco mi się przyjarały ale dały się zjeść .rosół wstawiłam i czas było pojechać po szwagierki i dostarczyć na uroczystości .I chociaż to nie czas na cuda , Cud nastąpił .Jasiek jakoś tak unikał Martynki ,bawić się nie chciał , uciekał  , nie dawał się po dotykać , poprzytulać a dziś .Nie odstępował dziewczyny na krok  .I na dwór i wytarmosił i wymęczył .Jako że część rodziny przeniosła się do innego domostwa , a druga zażądała odwrotu do domu , Więc odwiozłam i dołączyłam .Torta pojadałam , gdyż szwagier męża miał urodziny ,Jasiek znów dopadł Martysię , w ramach świeżo odkrytego uczucia , biegał , hasał i na deser ugryzł w palec .Na pożegnanie wyściskał, wycałował i udał się do domu . I  w końcu dzień się skończył .A dziś jak zwykle .-Nie chcesz do przedszkola , nie lubisz .Co nie przeszkodziło mu w międzyczasie ubrać kurtki , butów i udać się na autobuś ..Ani marudzić od przystanku do przedszkola , ani podczas przebierania .No i w końcu chwila wytchnienia .Popracowałam sobie trochę później pojechałam z pociecha numer 1 do dentysty .Nie wiem dlaczego pani doktor przez cała wizytę podejrzliwie mi się przyglądała .Być może dlatego ,że rok temu miałam przyjść na kontrolna wizytę .Ale też może dlatego ,że pociecha ostatnio była 3 lat temu .I ma szczenę w opłakanym stanie .A cóż ja mogę na silę zaciągnąć .Bolało to sama poszła i chodzi .W listopadzie jeszcze dwie wizyty a potem po nowym roku .No i cyrku cd .Pojechałyśmy po Jaśka , ten w bek bo on serseniem nie pojedzie , autko mi zbił niedobry .Obiecałam ,że zawieziemy Ewę do domu i potem pojedziemy autobusem daleko .Podziałało .Dojechaliśmy a w domu płacz , bek i ryk bo on autobusem .No i zonk co robić jechać czy nakarmić męża przed nocką .Ratunek przyszedł ze strony najmniej oczekiwanej .Córka moja wyrodna , zabrała szkodnika na przejażdżkę autobusem , Na szczęście jesteśmy od dziś posiadaczami karty miejskiej .Wrócili frytek pojadł , pooglądał z tatusiem tvn , potem przeniósł się na swój tv , zażył kąpieli i w końcu o 19 z minutami został namoczony i śpi .Jakoś tak ostatnio nic nie ćwiczymy w domu ani sekwencji ani nic innego za to bez końca wałkujemy alfabet w każdej postaci .Postanowiłam od jutra ten stan rzeczy zmienić .Ha zobaczymy co mi z tych planów wyjdzie .

Brak komentarzy: