niedziela, 14 lutego 2016

Trochę nowych umiejętności

Wcinam ziemniaczki .Niby nic a jednak ponieważ po wieloletniej awersji do tegoż dania jak grom z jasnego nieba nastąpił zwrot upodobań kulinarnych .Wczoraj na obiad -ziemniaczki , na kolacje ziemniaczki .Na śniadanko ? Kto zgadł łapka w górę .Podpowiem popularne warzywo na z ta dam ziemniaczki .Na obiad również to samo danie  kartofelki pyrkoczą a Jan rozwalony na fotelu -ziemniaczki byś zjadł , głodny jesteś .Chwila ciszy i żałosne -głodny jestem.Na kolacje raczył zjeść dla odmiany chlebek z domowym dżemem i kawałek bułki na sucho popił kakaem na wodzie .Po czym pooglądał owieczkę , przyszedł się przytulić , wdrapał się na moje brzusio i zażądał- masowaj plecki mama .No i tak masowalim ,że chłopina zasnął .Nic dziwnego od choroby jakoś tak dużo się dzieje pozytywnie oczywiście .Nauczył się nowej rowerowej akrobacji , która przyprawia matkę o palpitacje .Nabieram kondycji w związku z faktem ,że Jasiek rozsmakował się w -pojeździć na powórku na owerzie .Rundka podstawowa Wojska Polskiego od wylotu z miasta do skrzyżowania z Sikorskiego do krzyżówki na Lipową .Okrężna druga nitka (ta dłuższa)i do domu .dwie godzinki i Jasiek dzielnie pedałujący .Pewnie nieco komicznie wyglądamy z uwagi na fakt ,że do bagażnika przywiązana jestem zielonym sznurkiem ale nic to lepiej niech się śmieją jak mam płakać bo się młody zagapi .


załapał również kilka rzeczy wymagających poczucia humoru , np powrót do wcześniej wykonywanych czynności ,  żeby mama mogła je uwiecznić niezawodnym telefonem komórkowym 

nauczył się również współpracy z rodzeństwem co zaowocowało no 
wa sprawnością fizyczną -wdrapywaniem się przy pomocy liny .Eh szkoda ,że nie ma tak na co dzień ale nie maco wybrzydzać .Ja próbowałam młodego nauczyć tej sztuczki wielokrotnie i nic a tu proszę raz z dzieckiem wyszła i ta dam umie małpiszonek  .O żesz ale te filmiki długo się ładują .Mam nadzieję ,że będą możliwe do obejrzenia .Bo jak nie .... to i tak je będę robiła

Wczoraj wybraliśmy się na spacerek do cioci Wiesi i Lusi .Nieważne ,że zawędrowaliśmy na skróty przez cudze pole po kostki w błocie ,że zmarzłam jak nieboskie stworzenie ,że daleko ,Ważne ,że Ewka nóg nie połamała naprawdę spacer w rolkach po grząskiej ziemi to nie lada wyczyn .Cwaniara miała zapasowe trampki .Jasiek umazał się jak nieboskie stworzenie ,ale radość przy każdej próbie zrzucenia błota z butów bezcenna , kurtce tez się oberwało na szczęście założyłam mu dwustronną Tak na oko 12 km nam wyszło przez te skróty i co zamiast paść na pyszczek Jaś zarządził -plac zabaw u Martynki .Ewka się poddała i popędziła do ciotuni nabrać oddechu .I rozgrzać się nieco a my jeszcze na dobrą godzinę udaliśmy się do parku linowego .Pracowicie minęła mi ta moja 40 rocznica urodzin .Aktywna forma wypoczynku .Ha ha i Jasiek zjadł po powrocie do domu w/w kartofelki . Więc czego jeszcze można chcieć .?


Brak komentarzy: