niedziela, 31 lipca 2016

Raczek Nieboraczek

Niczym raczek nieboraczek chadza tyłem ten mój syneczek .Zalicza aktualnie etap powrotu do starych fisiów .Do łask powróciło uporczywe , nagminne , uprzykrzające, czasochłonne , wkurzające jeżdżenie środkami komunikacji miejskiej potocznie zwanymi autobusami .Wraz z odnowioną w sobie pasją, do spędzania wolnego czasu w autobusie linii obojętnej ,powróciło trzaskanie drzwiczkami od mebli i wyjące naśladownictwo dźwięków zasłyszanych podczas przejażdżek .
Po znacznym ograniczeniu słodyczy oraz odcięciu od mediów wszelkiego typu nastąpiła zmiana  w zachowaniu młodego , Nie jestem pewna czy w dobie dobrych zmian i ta się do takich zalicza .Marudzi ,jęczy ,stęka piszczy .Opornie reaguje na wszelkie próby zastępstwa leniwego wgapiania się w ekran na bardziej wyczynowe spędzanie czasu .O pisaniu mowy nie ma .Na widok kartek i długopisu wieje , kredki służą do rozrzucania po domu lub turlania po stole , tablica zakurzona stoi w kącie .Mamy impas edukacyjny .I powrót do wypróbowanych szablonów .Czyli trampolina , rzucanie piaskiem w psa, autobusy i jęczenie .Świdrujące , wszechobecne ,szalone jęczenie .Rozważam zakup stoperów w ilości hurtowej .
Są oczywiście plusy , mniej dostrzegane ponieważ obleczone we wszechobejmujące jęczenie ale są .Dziś doprowadził mnie ten mój syn do łez .Łez ze śmiechu .Nie pamiętam kiedy ostatni raz tak zabójczo sie chichrałam ,ciekły mi łzy , bolała przepona i gęba też .Jak tego dokonał ? Otóż prosto bardzo za pomocą włosów pod pachami . Leżymy sobie leniwie , jako że niedziela , wolne ,laba itd , pozwoliliśmy sobie na obejrzenie bajki .Więc leżymy tak zgodnie , Jasiek sukcesywnie zagłusza dialogi dźwiękami autobuso- naśladowczymi kiedy nagle czuje jak jakaś nieznana siła podrywa mi ramię do góry  .Odwracam się a tu mój synuś z mocno zaaferowana minął wpatrzony w owłosienie odrastające sobie swobodnie .Sama mina wystarczyła ,żeby się posikać ze śmiechu , jednak mój mały odkrywca nie poprzestał na obserwacji , z pełnym skupieniem próbował wyrwał , zmazać iw końcu łaskotać  swoje odkrycie .Zniechęcony brakiem rezultatów na chwilkę porzucił to jakże pasjonujące odkrycie i udał się na badania porównawcze do taty .Przekonawszy się ,że i ojciec posiada owłosienie w w/w miejscu -powrócił .Z pełnym zaangażowaniem
do dalszych obserwacji .Tego nie da się opisać to trzeba zobaczyć.
W ogóle ranek zaczął nieźle .Wczoraj z lekką temperaturą padł o 17 tej i o 6 rano w niedzielny poranek podniósłszy mi jedną powiekę radośnie oznajmił -dzień dobry mamo .Po czym udał się budzić resztę domu .
Jakimś cudem udało mi się powstrzymać niecnotę do 8 od postawienia wszystkich na nogi .Wstawiliśmy rosołek ,który po kilku minutach gotowania wylądował w zlewie , bo mięso po wrzuceniu do wrzątku wydało z siebie zapach bynajmniej niezbyt świeży .(Społem kopernik , jakby ktoś nie chciał nabyć kurczaka zagrażającego życiu i zdrowiu .)Po kompletowaniu innych składników i uratowaniu tego jakże istotnego niedzielnego dania udało nam sie sklecić lichy rosołek .Po śniadaniu Jan zabrał się za łażenie za tatą  .Jako ,że rodzic zamierzał opuścić dom i udać się do kościoła , nie pozostawiono mi wyboru i użyłam hasła -Jasiu jedziemy autobusem .No ba ,że jedziemy , w trybie bziuuuuu ubrany i gotowy stał w drzwiach .Był tak podekscytowany ,że pominął ostatni fiś w stylu nie idę pierwszy .Ale ochłonął wrócił do domu , wypchnął mnie za próg i oznajmił -idziesz pierwsza .No cóż mus to mus i już .Poszłam a mój syn za mną tup tup tup raźno tuptał .No i zaliczyliśmy kilka kursów w koło miasta .Potem udaliśmy się pooglądać rybki i zjeść loda truskawkowego po czym zadzwoniliśmy po rodzica numer 1a ,żeby nas odebrał z galerii na trasie przelotu na stacje paliw .Syn w drodze ,zażyczył sobie jechać daleko w  góry .No raczej nie .Potem na jeziorku , na fontanny i do domu nie jedziemy .I tu się mylił , bo jechaliśmy i to jak najbardziej do domu , domciu , domeczku , domuniu .I chciał czy nie chciał pojechał .
Trochę się pokręcił ,po marudził i przykleił się do taty .Obserwacja stanu podgorączkowego trwa ,jednak intuicja moja podpowiada mi ,że jest to tzw trzydniówka .I nie interesuje mnie jak mój syn to zrobi ale jutro am wstać zdrowy , ponieważ mam jutro umówiona wizytę u lekarza na którą czekałam równy rok i nie zamierzam czekać kolejnego .Jutro też mąż mój po długiej nieobecności związanej z chorobą  powraca na łono zatrudnionych pracowników ochrony .Więc mój syn chce czy nie musi ozdrowieć .Tego dnia nie zepsuje mi nic i już .
Fajnie ostatnio spędziłam czas z gagatkiem numer dwa ,z którym udałyśmy się na zbieranie szczawiu .Wyprawa szczawiowa owocowała oprócz szczawiu w humor , żarty, i miło spędzony czas .Fotoleracja z tego wydarzenia niebawem .
I tak to idzie , do przodu krok do tyłu dwa .Idzie sobie on i idę sobie ja
.Pogoda sprawia ,że mam wrażenie jazdy na wyładowanym akumulatorze .Niedospane nocki i niskie ciśnienie sprawiają ,że życie staje się lepkie i ciągnące.Ha nawet ostatnio złapałam się na tym iz nakrzyczałam na swojego synusia .I po co i tak zrobił swoje a ja niepotrzebnie zmarnowałam resztki energii .Na szczęście projekt badawczy -pacha .Obudził we mnie resztki pokładów energii , co zaowocowało włączeniem komputera i nadrobieniem zaległości .Jako ,że regularnie dość czytam innych blogujących rodziców odnoszę wrażenie ,że nie tylko Jan ma etap powrotu .Więc może to jakaś fala , która zniknie wraz z pełnią .

Brak komentarzy: