poniedziałek, 21 listopada 2016

,,cudziki" nad Odrą

Cuda , cudziki , cudki i jakby tego nie nazwać zjawiska niespodziewane,niecodzienne, nie dające się naukowo wyjaśnić .Po aferze jabłkowej los wyrównał mi straty z nawiązką (sama se marchewki kupię a co i jabłek se kupie kilo albo dwa )I to pierwszy mały cud -dostałam więcej niż się spodziewałam i zupełnie nie z tej strony z której wsparcie mogłoby nadejść .Dobrze jest ,świat piękniejszy , kolory żywsze no dobrze jest i już .Kolejne cuda zafundował mi niezawodny Jan .W dniu wczorajszym pojechałam jako kierująca zawieźć córkę moją osobistą na XV Cecyliadę we Wschowie .Nawigacja padła ze starości więc wydrukowałam sobie trasę i sobie jedziemy .Ewa , Jan koleżanka Ewy ze scholi i ja .Do Wschowy ok .Łatwizna na kartce w lewo prosto i prosto .Nie da rady się zgubić .Ha ha może i nie ale dla chcącego nic trudnego .Pierwsza zmiana trasy na rondzie , gdybym jednak pojechała prosto po jakiś 100 metrach byłybyśmy na miejscu .Ale nie- zawracamy i przez centrum , przegapiłam skręt .Następnie zachowując zasadę trzymaj się szerokiej ulicy a trafisz zgubiłam się jeszcze dwa razy , uparcie wracając do punktu wyjścia i ignorując zupełnie cichutkie Ewy -mamo to tu tam trzeba wjechać jest taki schowany parking Przedostatni raz zgubiłam się próbując objechać budynek do którego zmierzaliśmy .Zapytacie jak można się zgubić jeżdżąc w kółko ano można ja potrafię .W końcu jednak udałooooo się .Zaparkowałam artystycznie wręcz , mój egzaminator na pewno nie byłby ze mnie dumny .No ale w końcu dotarliśmy do celu  .Mała salka i próba .rozgrzewka .Jaś uśmiechnięty nawet dał cześć jednej z dziewczyn  sam z siebie , po marudził nieco ale zaprzestał jak dziewczyny zaczęły śpiewać , słuchał mój syn słuchał .Tak zwyczajnie stał i słuchał .Potem przeszliśmy na scenę , a my z Jankiem na widownię , trochę nie chciał , wystraszył się  ludzi i hałasu ale został poskromiony obietnicą pojechania potem na lody do picia (shake )i frytki .Usiadł u mamy na kolanku i słuchał .Zachwycony był szczególnie występem równolatków (umiejętności niezbyt ale entuzjazm i zaangażowanie na 8 w skali do 6 .) A kiedy na estradzie zmieniły się kolory reflektorów to już w ogóle wpadł w zachwyt .Mamo- światło inne , widzisz ,świeci czerwone .Nadmiar energii został stłumiony przez samego zainteresowanego wydarzeniem i ograniczył się do szybkiego przebierania palcami u rąk ,stojąc na baczność .Niestety w związku z nieodpowiednim sprzętem do oświetlenia nie posiadam zdjęć a szkoda .Potem wyszła nasza schola i dziewczyny dały popis .pięknie śpiewały jak dla mnie ,Jaśkowi też się podobało .Chociaż nie mógł najwyraźniej zrozumieć co Ewa robi tam na scenie ale iść do niej nie zamierzał . Nie zamierzał również pozostać dłużej niż to konieczne .Jak tylko dziewczyny zeszły ze sceny Jan udał się do drzwi wyjściowych .Zamierzał zakończyć imprezę i udać się do auta ale usłyszał ,że idziemy na ciasto no to łaskawie dał siostrze dłoń i pozwolił się poprowadzić .Wytrzymał ponad godzinę w hałaśliwym, pełnym ludzi nowym miejscu .Zjadł kilka kawałków ciasta drożdżowego ( a do tej pory raczej nie jadał ) posiedział i zaczął wykazywać oznaki znudzenia .W stopniu zaawansowanym .Z właściwym sobie wdziękiem oznajmił -jedziemy już , na frytki i lody jedziemy .Chodż Ewa .Idzie Ewa .Mamo idziemy już .A wszystko z prędkością karabinu maszynowego .I to taki mały wysyp cudów
-aklimatyzacja w nowym miejscu
-zapanowanie nad stymulacjami
-zachowanie ciszy we właściwym momencie
-kojarzenie zdarzeń czyli będę grzeczny pojedziemy na lody
-artykułowanie potrzeb (jedziemy już )
-zachowanie podczas jazdy
-zachowanie w nieznanym otoczeniu
No to są właśnie cuda , pojawiły się ot tak sobie , niespodziewanie i nieoczekiwanie .Raczej byłam nastawiona na to ,że przesiedzimy w aucie cały występ lub łażąc po okolicy ale na szczęście wszędzie pełno było kałuż a Jan ostatnio ma fisia anty kałużowego .Unika kontaktu z mokrym podłożem .I zawiodły mnie moje oczekiwania bo obejrzałam występ bez niespodzianek .Ze względu na młodego i szybko zapadający zmrok pojechaliśmy jako pierwsi .Z powrotem się nie zgubiłam i zakodowałam trasę na przyszły rok .Mały włos Jan uciąłby sobie drzemkę ale się udało i nie zapadł w sen .Niestety loda do picia nie dostał bo maszyna sie zepsuła, ale frytki jak najbardziej .Odwieźliśmy Agnieszkę i podrzuciliśmy naszego szkodnika na lodowisko gdzie się żmija umówiła z koleżanką .Mało jej było wrażeń najwidoczniej na dziś .Leje jak z cebra , noc a ta na lodowisko Eh .Jan zaskoczył mnie wysuwając żądanie udania się do domu (tak tak do domu )sam z siebie .Do taty dziecko chciało i do domku .Słodziak .Przykleił się do telefonu a że późno już się zrobiło to dostał (patent polega na tym,że bateria jest słaba i po obejrzeniu około trzech krótkich bajek telefon pada .)Padł i Jaś i ja też nieco później , bo trzeba było nadrobić zaległości w ogarnięciu mojego królestwa na niedzielę .No i jak już skończyłam tup tup po kołderkę do szafy .A tu kołderki brak- środek nocy , zimno (niezależne ogrzewanie )matko kołdry to ja jeszcze nie posiałam , gorączkowo staram się przypomnieć sobie co ja tez mogłam z nią zrobić .Bingo tym razem schowałam ja w pojemniku w Jaśka łóżku .No i fajnie , bo przecież  nie obudzę dziecka ,żeby sobie kołdrę wyjąć .Po krótkiej walce wytaszczyłam spod młodego koc .ha ha udało się .I zakończył się dzień .Późnym rankiem Jan przy tuptał zapytał -Gdzie mój telefon ?Znalazł .Wrócił do siebie , wlazł pod kołderkę i włączył .Wylazłam , poskładałam , pościeliłam (tym razem szafa ) i mówię chodź synu ma śniadanie podniósł łaskawie głowę popatrzył mi prosto w gały i rzekł -Ja tu oglądam a ty mi przeszkadzasz .Oszzzz .Żeby zmusić szkodnika do reakcji pożądanych społecznie zmuszona byłam odebrać mu telefon .I kolejny cud .Myk , smyk fru fiu syn ubrany , bluzka , skarpety , spodnie -sam samiutki i błyskawicznie .Cieplutko się znów zrobiło więc w niedzielny poranek postanowiłam ,że dziś pójdziemy na mega długi spacer .Z tatą się umówiliśmy ,że przyjedzie po nas .I tak udaliśmy się do Anetki , po drodze weryfikując plany ze względu na zaistniałe okoliczności i w rezultacie łaziliśmy po lesie ,nazbieraliśmy grzybów na sos , Jasiek wytrąbił się chyba za wszystkie czasy i w końcu udaliśmy się w wyznaczonym kierunku chociaż po małej korekcie wylądowaliśmy u ciotek .Jasiek do cioci nie , on chce na plac , do lasu ,do domu, do taty .Doooobra no to idziemy do taty ale na nogach mówię do szkodnika a ten już przy drzwiach .Idziemy .Nie ma to jak szybka kawa kilkanaście kilometrów od domu .Poszli .Idą , telefony padły oba dwa .Tata w trasie i my w trasie ale nie tam gdzieśmy mieli czekać .Idziemy ,klnę na czym świat stoi ,ożył telefon Ewy (cud )tato dzwoni ,że gdzie my bo na drodze na pewno nas nie ma  .No ale widzimy auto wśród chwastów więc nazad i do asfaltu .Ach z jaką ulgą powitałam pojazd nasz mechaniczny (to nie cud to starość )Po takiej dawce świeżego powietrza Jan się rozbisurmanił .Kolejne trzy godziny biegał po domu udając pociąg z trąbieniem oczywiście .Wpadłam na pomysł zrobienia z miotły szlabanu .No nie .Tak się zafascynował ,że zapomniał o zmęczeniu .Miotła co robi miotła jest szlabanem kolejowym .I w ten oto sposób kolejne dwie godziny spędziłam machając miotłą i znosząc trąbienie w wykonaniu Janka .Rety nie wiecie z jaką ulgą powitałam czas spania .Dziś Jan nie odpuścił po powrocie do domu  udał sie na poszukiwanie miotły , przy pomocy Ewy ,po czym wręczył mi ten mój ulubiony sprzęt i oznajmił -trzymaj mamo no , bawimy się , Ale już .No wobec tak postawionej sprawy nie było wyjścia matka rzuciła wszystko i poszła bawić się z synem .Dziś ruszyłam nieco makówką i wykorzystałam zabawę do edukacji młodego .Żeby szlaban miotłowy wylądował w górze Jan musiał wykonać zadanie np przeliterować słowo .Policzyć po kolei do 10 wymienić owoc, warzywo , zwierzątko , udawać odgłosy , liczyć , podskakiwać i tp itd .Czynności które znał wykonywał bez problemu .Przy nowych nie wiedział jak ma się zabrać do dzieła i musiałam mu pokazać czynność , którą w danym momencie chciałam zobaczyć .W ten sposób uczyliśmy się oboje .Kolejny cud jak Jaskowi bardzo na czymś zależy stara się i szybko się uczy minusem jest ,że równie szybko zapomina ale pomału .Dziś byliśmy u naszego doktora po skierowania , zlecenie zaświadczenia .Za nami wlecze się przypominające szczepienie dpt więc nastawiłam się na wojowanie .A doktor na dzień dobry-O macie tu jakieś szczepienie zaległe .No mamy ale .Ale nie chcesz szczepić ,noto nie szczepimy .Nie ma problemu .Lekarz do mnie tak bez wojny , na spokojnie po ludzku .Jeszcze jestem w szoku pozytywnym oczywiście .Skierowanie sobie jednak wzięłam do wojewódzkiej poradni szczepień ,bo wzw zamierzam dokończyć .Odra świnka różyczka niekoniecznie .Jak wrócimy to się zobaczy .Wyjazd zbliża się wielkimi krokami .Finanse prawie ogarnięte , w piątek ostatnia transza  i podliczenie.Jak nic nie pokrzyżuje mi planów .Zbiórkę uznam za zakończoną sukcesem .W tym roku jedyna rzeczą której nie zdążę chyba ogarnąć to prezenty pod choinkę ale nie ma co demonizować w końcu kto tą choinkę ubierze jak mnie nie będzie ?Skóra mi cierpnie jak sobie pomyślę o powrocie ale nie nie dam się To będzie największy cud jak tato z córką się nie pozabijają i przygotują samodzielnie świąteczna kolację .Pozwolę się tym razem zaskoczyć ..Starczy tych cudów .

Brak komentarzy: