czwartek, 6 kwietnia 2017

Byliśmy i wróciliśmy czyli etap pt.Szczepienia uważam za zamknięty

          W dniu wczorajszym wraz z dwoma mymi nie zawsze pociechami udałam się do Wrocławia .Taaak wiem znowu co poradzę ,że tam jest tylu lekarzy .Wyruszając bladym świtem na pociąg nie przypuszczałam ,że dzień ten okaże się pełen wrażeń i wartkiej akcji .
          Pobudka 6 rano pociąg 7:49 na miejsce dojechaliśmy 9:20, przeczucie podszepnęło mi aby zakupić bilety powrotne (i pustka przy kasach również ) .Następnie rzut oka na plan podróży przygotowany wieczorem , bo wiecie przezorny i tak dalej w obcym mieście .Sprawdziłam w który autobus i gdzie mamy wsiąść , upewniłam się czy mam właściwą trasę i liczbę przystanków .Niby wszystko gra do autobusu 15 minut , Ewa zdobywa wiedzę na temat obsługi automatu biletowego .Plan realizowany , bilety zakupione , autobus linia jakaś tam już zapomniałam ale na Broniewskiego miał nas dowieźć i dowiózł , Przychodnia rzut beretem od przystanku ale- no właśnie zawsze to ale .Ale skręciłam nie w tą stronę co trzeba .Dotarliśmy prawie pod szpital na Kamieńskiego i to był ten moment żeby zawrócić , gdyż nie ta strona i nie ten adres 1,5 km nazad .Wróciliśmy do punktu wyjścia .Chwila zwątpienia , rzut oka na rozpiskę i pytanie przechodniów o drogę .Oczywiście tuż za rogiem a konkretnie za dwoma .Uf i tak pół godziny przed czasem .Wchodzimy a tam remont na całego .Grzecznie pytam czy dobrze trafiłam bo my na wizytę .Kobita jakaś z uśmiechem -A nie dostała pani smsa od 10 tego się przenosimy wsiadajcie w autobus i jedzcie .No chyba k...a nie rzekłam w myślach .W pół godziny na drugi koniec Wrocławia komunikacją miejską no się nie da .              Postanowiłam zatem przejść do następnego punktu naszej wycieczki .Poradnia d/s szczepień dla dzieci z grupy podwyższonego ryzyka .Niedaleko , prosta trasa , 30 min spacerkiem .Żeby nie czasem ,nie wczoraj i nie dla nas .Idziemy sobie , młody miauczy ,że chce frytki i na plac zabaw , większe ,że chińszczyzne a ja siku,.Dla zobrazowania w lewo ulica i długoooooooo nic, w prawo ulica i to samo .Plac zabaw -młody wyrwał do przodu , Z nadzieją rozglądam się za małym biało niebieskim domkiem -nadaremno .Sytuacja nabiera barw , on nie chce wyleźć , ja się zaraz zesikam, Ewka miauczy ,że głodna .Trzymajcie mnie .Na szczęście mój mózg przetrawił ,że w promieniu najbliższych kilkunastu km nie znajdziemy wc  i mogliśmy ruszyć dalej .Idziemy szukając skrętu w Przybyszewskiego ,który znajdował się jedną przecznicę przed nami na głównej drodze .Ale jak to my , zniecierpliwieni spacerem i niesprzyjającymi warunkami postanowiliśmy jednogłośnie skorzystać z nawigacji w telefonie .Co mnie podkusiło .Matko jedyna .Skręć w lewo , w lewo , w lewo .W rezultacie zwiedziliśmy dzielnicę tzw slamsów , wyszliśmy na szukaną wcześniej ulice Przybyszewskiego i oczom naszym ukazał się szpital na Koszarowej nasza ziemia obiecana .A na przystanku toy toy .Ha lekko nie ma zamknięty oczywiście .Zwróćcie uwagę ,że staliśmy koło ogromnego kompleksu szpitalnego wystarczyło wejść do środka i po kłopocie .Nie ja .Rzut oka na zegarek .Mać mamy jeszcze dwie godziny do wizyty .Autobus akurat podjechał więc zapakowałam  dzieciaki i pojechaliśmy nazad w stronę dworca .Wysiedliśmy koło ogrodu botanicznego i zaciągnęłam ich do przychodni gdzie leczymy Jankowi uzębienie .Po co a no po to żeby się w końcu wysikać .Brawo ja .Z uśmiechami na twarzy podjechaliśmy kilka przystanków tramwajowych na hanoi -czyli makaron i kurczaka w pudełku .Wysiadamy i mówię do Ewki ty leć i zamów a my cię dogonimy .Dla ciebie porcja dla Janka frytki .Prosty przekaz .Nie dla Ewki .Polecieć poleciała , zamówiła , siadła i czeka ona i ze dwie osoby za nią .Zaznaczam za nią .Ryż na ogół gotuje się 15 minut więc 30 min na posiłek powinno wystarczyć .Błąd .Nie w tej knajpce .Poszliśmy z Jankiem ciut dalej zamówiliśmy mu frytki , frytki się usmażyły wracamy do Ewki .A ta siedzi , wszyscy obsłużeni ci co byli za nią oczywiście a ta siedzi .Poniosło mnie , normalnie się zdenerwowałam .Raz ,ze czasem oczekiwania dwa faktem ,że moja pociecha zamówiła dwie porcje a ja tego dziadostwa nie jadam .W rezultacie po opieprzu , raz dwa biegiem na tramwaj i autobus i nazad .Pomimo dwóch godzin wolnego przed wizytą spóźniłam się 10 minut .Można , można .Jaś zniecierpliwiony , on chce lizaka ,on chce kanapkę , idziemy już .Zanim wypełniłam papierzyska minęło kolejne 20 minut .W końcu weszliśmy do gabinetu pani dr .Całe szczęście ,że na wizytę się nieco przygotowałam.Oczekiwania przerosły rzeczywistość .Pobieżne zapoznanie się z dokumentacją nowego pacjenta ,znikome informację ze strony lekarza na temat szczepionek stosowanych  w przychodni ,pytanie czy dziecko zdrowe i lapidarna informacja ,że dziś dostanie szczepionkę .No nie tak szybko .Pytań trochę mam w związku ze specyfikiem więc pytam , Janek lata w te i z powrotem , trzaska drzwiami , ignoruje lekarkę .Ja się wkurzam ale w końcu uzyskałam informację o specyfiku .Jako ,że jechałam z opcją podania młodemu szczepienia na błonnice i krztusiec w tzw formie aceleralnej , czyli bez żywych wirusów .I taką też otrzymał .Dostałam też wytyczne dla lekarza kierującego . A w nim kontrowersyjne szczepienie MMR za trzy lata .Kto z kogo robi debila .Pytam się baby podczas wizyty ,czy dalsze szczepienie min MMR wykonają martwymi szczepionkami .No tak a na papierze coś zupełnie innego .Czytam sobie tą że informację dalej a tam zalecane szczepienia dodatkowe na meningokoki .Jak w tym porąbanym kraju ma się cokolwiek zmienić , skoro lekarz który ma ponoć pomagać i leczyć , kłamie w żywe oczy , odwala kolejkę aby sztuka i zastraszony lub przekupiony przez lobby farmaceutyczne wciska ten sam kit co i miejscowe punkty szczepień .Pielęgniarka poproszona o ulotkę szczepionki zrobiła minę jakbym poprosiła co najmniej o dawkę czystego uranu .Kompletna degustacja moimi absurdalnymi żądaniami i pytaniami , dopytaniami .Pytam grzecznie jak zgłaszają Nopy .Ale że co ? A nie nopów nie ma ,nie występują no chyba ,że zaczerwienienie .Trzymam w ręce ulotkę , gdzie wśród skutków ubocznych jest wymieniony min.Bezdech , drgawki , sinica , napady padaczkowe krótkotrwałe .A lekarz który ma to podać pacjentowi twierdzi ,że skutków nie ma .Co to ma być rzeczywistość równoległa ? Ech rezultat jest taki ,że od wczoraj bacznie obserwuję młodego i na szczęście oprócz pobudzenia nic mu nie dolega , za to z pasją pokazuje wszystkim swój plasterek na ręce .Z całą pewnością ponowne wizyty w tym przybytku się nie odbędą .Dalsze zbędne szczepienia też oświadczenie już złożone w miejscowym punkcie szczepień pani mocno niezadowolona ale na pytanie , czy dostanę papier gwarantujący brak skutków ubocznych po szczepieniu odparła zdecydowane nie .No cóż to wiele wyjaśnia .Podać dziadostwo tak , wziąć za to odpowiedzialność nie .Czyli etap kolejny zakończony nieco inaczej niż założyłam w wersji optymistycznej ale zakończony
               Można by się pokusić o przypuszczenie iż po tej wizycie wsiedliśmy w autobus , potem w pociąg i dotarliśmy do domu .A figa z makiem .Zanim odebrałam wytyczne od doktorki , moje dzieci przepadły zostawiwszy wszystkie klamoty samopas w tym kasę i dokumenty .Jan zwiał starszej siostrze , kierowany instynktem i głęboką potrzebą opuszczenia tego jakże niemiłego mu miejsca prysnął w tempie iście sprinterskim głównym wyjściem .Zbieram klamoty i ruszam za nimi kiedy zza zakrętu leci małe niebiesko -zielone i drze się -Mamoooooooo gdzie jesteś!!!!!!!! .Za nim zdyszane i zziajane większe , w wyraźnie morderczymi zamiarami wypisanymi na twarzy mało pary nie puściła uszami .No nikt nie powiedział ,że pilnowanie Janka jest lekkie ,łatwe i przyjemne .Dom wariatów .Rzut oka na zegarek i akcja panika 14 ta za 49 minut mamy pociąg .Masakra o której autobus ?, Biegiem na przystanek młodego na barana bo się zmęczył i odmówił współpracy .Lecimy .Oczywiście fakt ,że na bilecie kolejowym mam godzinę odjazdu podkreśloną przez miłego pana kasjera i figuruje jak wół 15:59 umknął mojej uwadze .Dobiegliśmy do autobusu , usadowiwszy się liczę upływające minuty .Jak zaraz ruszymy i nie utkniemy w korku i zaraz będzie tramwaj to zdążymy .Jedziemy plan powrotny pomaleńku się krystalizuje .W międzyczasie sprawdzam rozkład jazdy i z ulgą stwierdzam iż odjazd naszego pociągu będzie miał miejsce za półtorej godziny .Oddycham głęboko , sadowię się wygodniej i jedziemy .Na Dworcowej mamy wysiąść mówię do Ewki i jedziemy .Minęliśmy przystanek na którym zwykle wysiadamy , bo a )mamy czas , b )podjedziemy bliżej po co łazić c) wiemy na jakiej ulicy mamy wysiąść .Po raz kolejny w dniu wczorajszym los postanowił mi pokazać swe kapryśne oblicze .Jedziemy , jedziemy i jedziemy w pewnej chwili Ewka oznajmia -mamo widziałam dworzec o tam , fakt widziała .Ale jedziemy bo Dworcowej jeszcze automat nie wyczytał .W rezultacie prawie godzinę zmarnowałam na nasłuchiwanie przystanku , który już dawno mineliśmy .Zrezygnowana wysiadam z pojazdu i nazad takim samym tylko w drugą stronę .Jedziemy czas ucieka , dzieciaki padają ze zmęczenia .I olśnienie ej ja wiem , gdzie jestem , niedaleko jest dworzec pkp .Wysiadka i biegiem .Ledwo dyszę bo bieganie nie należy do moich ulubionych zajęć .Do tego z torbą pełną dokumentów na jednym ramieniu i  Jankiem na drugim  .8 minut do pociągu .Poddaję się nie zdążymy .I doping z dołu .-Dawaj mamo , biejgnijmy szybciej i szybciej .Dasz radę .Pięciolatek mnie wyprzedzał .Miny przechodni bezcenne .No to zmobilizowałam resztki sił mknę niczym przy pasiona gazela .Boczki mi podskakują , udka bolą a płuca wołają o oddech .Już widzimy dworzec , zbliżamy sie do przejścia iiiiii no nie czerwone .Stop zrezygnowana na Ewkę , Ewka na mnie .Następny pociąg o 18 pozostały 4 minuty .Pyk zielone ostatni zryw .Wpadamy na dworzec .W tym momencie Janek przypomniał sobie ,że jest tu mc donald i frytki i lody do picia i on zostaje .Dobra pod pachę i mówię grzecznie ,że pojedziemy na frytki pociągiem .Dość szybko dał się przekonać .Tuż przed wejściem na peron kolejny stop , nie ma windy .On chce windą on schodami nie wejdzie i już .To już nie był maraton to był trójbój wersja hard .Wyobraźcie sobie 85 kg lecące biegiem schodami w górę w obciążeniem 20 km wierzgającym i szarpiącym się na wszystkie strony .Ależ miałam ochotę się zatrzymać ,przełożyć gada przez kolano i..... na szczęście nie było czasu .Równo z gwizdkiem odjazdu znaleźliśmy się w pociągu .Na tym nasze przygody powinny się zakończyć ale nie .Udaliśmy się tradycyjnie na koniec składu aby Jan miał przestrzeń na odreagowanie .Jednakże ostatni wagon zarezerwowany został dla piwoszy , palaczy i  wracających z pierwszej zmiany .Trudno zmuszeni zostaliśmy do podróży wśród ludzi na małej przestrzeni .Jak w takich warunkach funkcjonuje pełen emocji autysta , posiadającym własny egzemplarz tłumaczyć nie trzeba a reszta i tak nie jest w stanie sobie tego wyobrazić , to po prostu trzeba przeżyć .Rezultat był taki ,że Jan szalał , ja starałam się go temperować , Ewka drzemała a ludzie pomału i z niejakim zawstydzeniem ewakuowali się w dalsze rejony pociągu .Jeszcze nie dojechaliśmy do kolejnej stacji a w naszym przedziale został tylko pan który miał bardzo mocny sen i my .Nadmienię ,że na korytarzu stali ludzie i nikt nie kwapił się aby posiedzieć na wolnych wygodnych fotelach .No cóż podróż pierwsza klasa.Przetrwałam te dwie godziny w jakimś stanie zawieszenia .Pod koniec podróży , dosiadł się jeden odważny pan .Jasiek szaleje ,pan się wychyla pogląda karcąco a ja tylko wzruszyłam ramionami i pan powrócił na swoje miejsce aczkolwiek na uszy nałożył słuchawki .No hmmmm dlaczego ? I w końcu dotarliśmy .Mkniemy do naszego stalowego rumaka .A tu rozlega się -frytki i lody do picia chcę i na żółty plac zabaw , masz kurtkę , idziemy nie będzie ci zimno .Zajechaliśmy po frytki o placu mógł zapomnieć dość na dziś .Jedyne o czym marzyłam po tym dniu to żeby już wybiła 21 i żeby położyć szkodnika spać .Mało wychowawczo wręczyłam synowi tableta i opadłam niczym porzucona kukiełka .Ostatnia szara komórka zdobyła się na wysiłek i zmusiła mnie do przejścia w tryb wieczorny , na szczęście większość czynności wykonuję o tej porze niejako z automatu  więc raz dwa  i nastąpił koniec dnia .Na szczęście

Brak komentarzy: