wtorek, 30 maja 2017

Powiewy normalności

Tej wiosny znów kilka pierwiosnków udało nam się wyłapać .Dzięki ludzkiej,,życzliwości,, od jakiegoś czasu znów nasze dni przypominają dzień świstaka .Pobudka,śniadanie,terapia w przedszkolu .do parku na tory albo na plac zabaw albo pobiegac na rowerze ,wieczorem bajka na tv i czy mogę się pobawić tabletem mogę mamo .Może ,bo ileż można wymyślać zajęć dla pięciolatka .Na dworze nie posiedzimy bo zatrzęsienie komarów ,duchota i skwar .Jan jakiś przyduszony tą pogodą ,stłumiony i jakiś taki przełączony na wolne obroty .Dziczejemy w sobotę byliśmy w gościnie u Martysi z okazji I Komunii św.oczywiście o odstaniu w spokoju  na mszy mowy nie było , dobrze jeszcze do kościoła nie dotarł a już było -wracamy,idziemy, koniec już ,chcę na plac zabaw .Po czym udał się na zwiedzanie okolic uroczego poniekąd kościoła w Białołęce aby nabrawszy rozpędu urządzić sobie biegi wokół przybytku .Tak więc niejako siła wyższa zmusiła nas do udania się w miejsce bardziej odpowiednie dla mojego,,rozpuszczonego bachora,, jak obrazowo ujęła zachowanie Janka jedna z ciotek,babć czy kuzynek .Oczywiście teatralnym szeptem broń boże bezpośrednio .A że gorąci nerw mi nieco puścił wcale nie szeptem odrzekłam ,że Jan jest nadzwyczaj grzeczny jak na autyste .Pańcia umilkła a my poszliśmy sobie bo nie było sensu męczyć ludzi naszą obecnością .W ten sposób upiekliśmy dwie pieczenie synuś bawił się na placu a ja słuchałam mszy bo przyznać trzeba akustyka na medal .Siedzimy sobie ,zadumałam się nieco , bom dawno w kościele nie była ,zawiesiłam się aż tu leci ten mój antychryścik i coś mu dziwacznie wokół stopy powiewa ,coś się zaczepiło myślę .Spoglądam raz ,drugi a to coś sobie dynda .Jan zaś ze spokojem - mogę iść na boso , zepsuło się .Nosz mać podeszwa od obuwia odpadła w kawałkach .Myk obuwie do kosza syna na ręce i lecimy do szwagra coby nas podrzucił do domu .Całe szczęście ,że stał na zewnątrz .Pojechalim , wrócilim Jan niechętnie bo chciał do parku na tory .Ale dał się namówić .Martsia wyglądała ślicznie .Pojechaliśmy na salę .Po usadowieniu się w miejscu najdogodniejszym do szybkiego i częstego opuszczania pomieszczenia zabraliśmy się za pałaszowanie .Jan o dziwo do stołu usiadł , Na pytanie czy chce makaronik było stanowcze -nie mi dziękuję.Zdzierżył do ziemniaków .Po czym głosem zabiedzonego kota oznajmił -ale nie mam ciasta .Miałczał ale siedział, w końcu pani kucharka się ulitowała i nieco nagięła porządek podawania potraw i postawiła koło Janka paterę z ciastem. Przeżegnałam się w duchu i nałożyłam mu potężny kawałek potem drugi i o zgrozo trzeci .Wyłapawszy spłoszony wzrok męża ,wzruszyłam ramionami w geście ,,jakoś to będzie,, .Ale nie było tak tragicznie , nieco przyspieszył po dawce cukru ale upał skutecznie neutralizował skutki spożycia .Zafascynował do prezent Martynki ,automatyczna deskorolka .Maľo nie odfrunął biedaczek z ekscytacji .Po czym uznał,że dość siedzenia i przeniósł swe szlachetne ciało na plac zabaw .I tam też spędziliśmy większość czasu .Przyjechał do domu i padł ku mej niewysłowionej uldze .Kolejny dzień rozpoczął od marudzenia,jęczenia i na nie .Nie pójdzie do przedszkola bo dzieci są smutne , najwyraźniej jednak po wyjściu z autobusu zmienił zdanie bo ledwo za nim nadążyłam .Odebrany powitał mnie zwyczajowym .Jedziemy po lego duplo przejazd kolejowy .Raczej nie prędko .Ale zbiera się bo jak matka obieca nie ma zmiłuj .Tym czasem jest nadzwyczaj grzeczny bo czeka na to swoje wymarzone duplo .Zaskoczył mnie bo sam z siebie opowiedział co robił a potem śpiewał, podskakiwał, bez marudzenia poszedł do domu po rowerek i poszliśmy do parku na tory .Nagroda musi być . Coraz więcej pełnych zdań , bardziej sprecyzowane żądania .Nieco nieprecyzyjnie jeszcze używa pojęć ale się rozumiemy .Nadszedł również dzień w którym synuś mamusi odcina pępowinę .Do dnia dzisiejszego bowiem spał u mego boku i nie zgłaszał zastrzeżeń .Wczoraj jednak poinformował mnie , że to jego łóżko a ja mam iść do kuchni (mam tu zapasowe legowisko ).Dał się namówić na ostatnią wspólną noc co nie przeszkodziło mu jęczeć, że on nie ma swoje łóżko .Na szczęście w zakamarkach strychu czekało na niego jego prywatne posłanie , dobrze ,że nie oddałam .Po kilku próbach nauczenia młodego samodzielnego spania poddałam się i zamierzałam pozbyć się mebla ale nikt go nie przygarnął a teraz jak znalazł .Synuś do przedszkola a matka na strych .Chwila moment i łóżko gotowe .Znów przestawianie mebli .Powrócił do domu i ostrożnym spojrzeniem obrzucił pokój .O dziwo szybko zaakceptował zmianę .Zaskakujące było , że po przeztawieniu regału z zabawkami na przeciwległą ścianę Jan przypomniał sobie ,że ma zabawki .A że był wyjätkowo grzeczny dostał dziś prezent mini tor dla autek .Kolejna fajna nowość zachwycił się zabawką , i okazał emocje takie pozytywne .Eh te dzieci .Mam też njepokojący sygnał .Jan zapomniał literki alfabetu .Wyszłam z błędnego założenia , ze skoro umie to mogę odpuścić i przestałam powtarzać a teraz Jan pyta co to jest jak staram się nauczyć go posługiwania się mówikiem a konkretnie pisania .Moja wina .Ale nadrobimy skoro nauczyłsie raz drugi raz też mu się uda .No i chłopak śpiewa ciągle wciąż i bez sensu . Dziś np przez całe popołudnie wyśpiewywał mały gnomik .Eh aby do poniedziałku

Brak komentarzy: