czwartek, 15 czerwca 2017

Wywiało nas


Na koniec świata albo i jeszcze dalej .Po ostatnich perypetiach ze znieczuleniem (wymioty , osłabienie no masakra normalnie) wymyśliłam sobie ,że dobrze by było przenocować  w pobliżu pracowni gdyby w razie czego ...tfu tfu .Niedaleko od Skarżyska mąż ma rodzinę , zapakowałam więc szwagra , brata , Janka i ruszyliśmy ku przygodzie .Trasa niezła , nieco przydługo no ale w końcu ponad 400 km .w jedną stronę .Jedziemy sobie Jan nadzwyczaj spokojny , podziwiamy widoki i wyścigi tirów na drodze przed nami .Jedziemy sobie spokojnie aż do momentu w którym rzuciła mi się w oczy tablica Skarżysko -Kamienna .Na pobocze i burza mózgów (tzn rzut oka na zegarek mać trzy godziny czekania więc mówię jedziemy zostawić klamoty i wrócimy )i pojechaliśmy .Niezbyt fortunny pomysł zważywszy na roboty drogowe , odludną okolicę i polną drogę .Tradycji musiało stać się zadość .W biegu szybka kawa ..Zazwyczaj nie oceniam książki po okładce jednak pierwsze wrażenie było piorunujące -O nie wracamy do domu po badaniu .Z tym nastawieniem pojechaliśmy do Affidea na rezonans magnetyczny z narkozą .Jedziemy , nawigacja mówi koniec trasy .Z nie do wierzeniem przecieram oczy .Co to jest ? Jakiś żart ? Droga z płyt betonowych , zrujnowane budynki , po prostu opuszczony pgr (państwowe gospodarstwo rolne -dla młodszych czytelników )Rzut oka na brata miał taki sam wyraz osłupienia na twarzy jak ja .Na klinikę to to nie wyglądało .Ale jedziemy dalej .Uff jest odremontowany budynek , reszta w trakcie remontu .Zaparkowaliśmy i mkniemy .Po wejściu miłe zaskoczenie , nowoczesna , jasna poczekalnia , automat z kawą , wodą , telewizor , wygodne siedzenia .W rejestracji bardzo miła pani udzieliła mi wszelkich informacji .Chwilkę poczekaliśmy i wyszła po nas pani pielęgniarka .Ponownie Jan mnie zaskoczył 
dał sobie wkłuć wenflon , nie płakał tylko powtarzał ,że nie może się martwić .Wyszliśmy n chwilę jeszcze na poczekalnie .Ponownie pani nas zawołała , Jako ,że miałam na sobie mnóstwo metalu nie mogłam wejść do pomieszczenia gdzie jest maszyneria .Oho myślę sobie no to się zacznie .A tu znowu zonk .Jan poszedł z panią , położył się na łóżku i ani myślał szaleć , Zupełnie jak nie mój syn .Zasnął a ja wróciłam na poczekalnie .Po pół godzinie , wyszła pani anestezjolog i zaprosiła mnie do sali wybudzeń .Jaś właśnie się budził .Zakręcony , wyrwany ze snu , otrząsnął się popatrzył na pielęgniarkę i zaczął się drzeć -pomocy , pomocy , na pomoc wyciągnijcie mnie .Scena jak z horroru .ale nic się nie działo , po prostu coś mu się przyśniło .Pani dr zaniosła go do łóżka i po dosłownie 10 min był gotów wiać z łóżka i jechać na plac zabaw .Wynik odebraliśmy od ręki .Więc sprawa rezonansu załatwiona , tanu zapalnego , brak , zmian brak , powiększony trzeci migdał i obszar sitowy nosa z obrzękiem (zatoki).Czyli kolejny dowód na to ,że mamy autyzm z powietrza .Bo fizycznie zbadaliśmy ostatni obszar który mógł być za ten stan rzeczy odpowiedzialny i nic .
Ruszyliśmy do Chrabkowa lub Chrapkowa jak kto woli .tym razem nie przeoczyliśmy żadnego skrętu i dotarliśmy bez przeszkód .Wujek Józef wraz z mym szwagrem , ogarnęli gospodarsko-kawalerski nieład w obejściu i chęć ewakuacji mięła .Niezłe tempo jak na kawalera nie nawykłego do gości .Jako ,że nasz gospodarz wolnego ,na czas przyjazdu tabunu ludzi , od gospodarstwa wziąć nie może .Dwoił się i troił żeby nadążyć z koniecznymi pracami .Zostawieni samym sobie zapoznaliśmy się z okolicą , najbliższą niestety ponieważ na wsi tej psy to najwyraźniej podstawa hodowli , bo są dosłownie wszędzie i niezbyt przyjazne dla obcych .Polska wieś .Cudowna , zielona, ciepła .Letnia wieś w najlepszym dla siebie czasie .W sam raz dla nas .Jaś zafascynowany krowami na pastwisku gotów był lecieć na łąkę ale z drugiej strony domu dobiegło go rechotanie żab , kocica kręciła się z młodymi , a wkoło biegały chyba 4 psy do tego ciągnik na podwórku z przyczepką i sad .Trzeba to było uporządkować .


Lecimy nad staw 

Sad -po przymrozkach tegorocznych , bez jabłek 

Stodoła -mroczna strona obejścia
Nie ma to jak poleżeć w -jedzeniu dla zwierząt
Polscy chłopcy na traktory !
Mały i mały .Oni dwóch .
Nad brzegiem stawu -zamiast oświetlenia , kłody coby do niego nie wjechać
Nasz pokój noclegowy tudzież dzienny
Gdzieś tu w tej zieleni czai się równie zielona żabka
Padliśmy jak betki .Ale też pora była zacna jak na nas 22 z minutami .Dzięki panelom słonecznym , ciepła woda na bieżąco , zacna sprawa .Warta rozważenia do zamontowania w naszym domostwie. Mimo zachmurzenia woda w kranie była bardzo ciepła .Nastąpił mały cud -dotychczas jak się wpakowywałam komuś do chałupy , zaraz mi się scenariusz przebudowy lokalu włączał a u Józefa nie .Dom jest mały , ale dobrze rozmieszczony .do każdego pomieszczenia osobne wejście , jasno , przestronnie .Po  prostu mogłabym właśnie w takim domu zamieszkać .Jak wygląda gościnność na polskiej -zapyziałej wsi ? Gospodarz oddaje ci najlepszy pokój , zaopatruje lodówkę w mnóstwo rzeczy , których i tak nie będziesz w stanie zjeść , wstawia olbrzymi gar krupniku , widząc ,że nie za bardzo masz apetyty po 21 rusza do miejscowego sklepu żeby dokupić co ci potrzeba .(nie istotne ,że na nic po prostu nie masz ochoty ) i się obraża jak mówisz ,że nie chcesz .Gospodarz otwiera lodówkę i pokazuje gdzie co leży .Po czym udaje się do swojej pracy w obejściu .W międzyczasie leci na drugi koniec wioski ,żeby zamówić wiejskie jajka - tylko 30 , bo czasu mało .Rano wstaje o barbarzyńskiej godzinie (3-4)rano i po domu na paluszkach ,żeby mieszczuchy pospali .Eh poczułam się rozpieszczona .Jako ,że wieś na peryferiach najlepszą rzeczą podczas pobytu był brak zasięgu sieci koloru pomarańczowego .Odcięci od internetu , po prostu rewelacja .Wstaliśmy , kawa  , śniadanie i buszowanie .Brat mój wyczaił ciągnik do naprawy ,aż mu się oczy zaświeciły .To jest najwyraźniej to co lubi chłopak najbardziej .I tak właśnie spędziliśmy czas panowie reanimowali traktor a my szukaliśmy żab w stawie , pomogliśmy nieco ogarnąć lokal mieszkalny a tuż przed wyjazdem wpadłam na pomysł wyprania firan wujaszkowi.Plan byłby niezły , gdyby nie fakt ,że pralka postanowiła się zbuntować i zawiesić dwie minuty przed końcem prania  .Udało się wyjechaliśmy nazad w okolicach 15 , zapakowani na drogę w śmietanę , wiejskie jaja i domowe wyroby masarnicze .Wialiśmy zanim gospodarz zdążył jeszcze coś nam dopakować .Do domu dotarliśmy w okolicach 23 ciej .Zmęczeni a młody z bolącymi plecami , (znoszenie worków ze zbożem po bardzo stromych schodkach komuś o wzroście ponad 180 to nie najlepszy pomysł .)I jak najpierw nie chciałam zostać tak ciężko mi było po tym dniu wyjechać .Dostaliśmy serdeczne zaproszenie na dłuższy pobyt .Kto wie może kiedyś nas poniesie .Zobaczyliśmy rodzinny dom dziadków , spędziliśmy czas wolny od neta (naprawdę fajnie) załatwiliśmy badanie i cali i zdrowi dotarliśmy do domu .Podczas wyjazdu przekonałam się niestety naocznie ,że przez pazerność i brak umiaru człowiek  staje się  pasożytem przekonanym o tym że wszyscy w koło mający lepiej są zobowiązani do oddania części tego co posiadają , bez skrępowania można wyciągnąć ręce i mieć przekonanie ,że nie robi się nic złego .Nie ważne ,jak ciężko muszą na to pracować .Eh ale nic to .Nie może być za kolorowo .Dobrze było .Mam nadzieje ,że uda mi się namówić męża kiedyś na ponowną wizytę tym razem na co najmniej tydzień

Brak komentarzy: