piątek, 25 czerwca 2021

Jaś Wędrowniczek

    Nie samym choróbskiem „człowieki żyjom" zatem w celu zapewnienia potomkowi zrównoważonego rozwoju i harmonijnego przebiegu socjalizacji a sobie równowagi psychicznej i oderwania od codziennych powodów do troski, postanowiliśmy wykorzystać poluzowania covidowe i … wsiedliśmy w nie byle jaki pociąg bo do Poznania.

    Fotografia poniżej przedstawia autystę, który opanował skomplikowaną dla większości osób czynność- czytanie rozkładu jazdy komunikacji miejskiej. Często przemieszczamy się owym środkiem transportu więc mam okazję zaobserwować, że niektórych ta czynność przerasta. Podobnie jak obsługa nowych automatów biletowych.


Po kilku minutach jazdy dotarliśmy do kolejnego punktu wycieczki- Dworzec PKP -Głogów. Bilety już kupione, oczywiście przez Internet.

Dawno nie jeździłam pociągami więc niespodzianka- wyremontowany, kolorowy łącznik prowadzący na perony. Bez smrodu i brudu. Miła niespodzianka.
                                               

Ostatni rzut oka- przez zadziwiająco czystą szybę na łączniku. Głogów- żegna  podróżnych. 

                                                          

No gdzie ten pociąg


Właściwie nie pociąg tylko szynobus - machina która dostarczy nas do Leszna .





Tak siedzę, obserwuję moje dzieciątko, malutkie, chudziutkie, niepewne siebie, i patrzę z niedowierzaniem na długość elementów osobnika. Ja się pytam grzecznie po co facetowi takie firanki na oczach? Nie ma sprawiedliwości na tym świecie no po prostu nie ma. Jak to rzekła Bożenka - powyrywam i sobie przeszczepię ;) 
Taaaaa dam dotarliśmy. Jan z ciekawością chłoną okolicę, ja z lekką nutką obawy - jak się u licha stąd wydostać? Help mee. Dobra bez paniki, przyjechałam to i odjadę. Mamy wszak masę czasu.

Najważniejsza część wycieczki. Hapy Meal i lody z polewą czekoladową. Bo wycieczka bez Maka to nie wycieczka. w sumie na tym etapie właściwie mogliśmy zakończyć wyjazd. 




Ale nie matka sobie ZOO wymyśliła, w postponademicznych realiach. Oczywiście dotarliśmy aczkolwiek nie bez zawirowań. Wysiadamy zatem na dworcu głównym, spożywamy posiłek, matka czyli ja wyjmuję nawigację i wbijam poszukiwaną frazę- kierunek Stare ZOO. Strzałka wprawo to i my też, zapomniałam, że moja telefonowa nawigacja świruje i strzałka jest w odwrotny kierunku do celu. I im więcej kroków tym dalej jesteśmy. Zatem zawracamy. Na pieszo nie wyszło, więc postanowiliśmy pojechać tramwajem. Ok tylko którym i w którą stronę? Dobra jeden przystanek tu się chyba nie dam rady zgubić. Wsiadamy jedziemy i ... nie w tą stronę. Dobra z powrotem zatem. Tym razem dwa przystanki. Jest dobrze to właściwa nazwa ulicy. Wysiadamy w przejściu podziemnym i płyniemy z tłumem. Tłum zniknął a my utknęliśmy. Po obejściu zaułków, labiryntów i tunelików wydostaliśmy się na powierzchnię. Nawigacjo powiedz przecie , która droga najdłuższa na świecie. Znowu się zgubiłam. Kieruj się na południe - czyli kuźwa gdzie? Dobra metodą prób i błędów. Południe jest tam, gdzie zmniejsza się ilość metrów na ekranie nawigacji- bingo. Rozglądam się po okolicy i cóż widzę- Baner- ogromny Stare ZOO. Hmm czas zainwestować w okulary. Takiej chorągwi nie zobaczyć.



Jedna z głównych atrakcji- park linowy. Pierwszy zgrzyt 5 zł za jedno przejście. Bez przesady kogoś poniosło z odbudowaniem płynności firmy po covidzie, drugi tłok. Jedno dziecko na drugim. Dwulatki pomiędzy dziesięciolatkami. Starsze latają jak dziki w żołędziach , maluszki kurczowo trzymają się linek. Nie to co u nas - dorośli z dzieckiem też mogą wleźć.  Próbowaliście kiedyś pokonać tor przeszkód z dwulatkiem na rękach. Nie? Koniecznie spróbujcie. Tato owego dziecka był zaaachwycony.



Przeszedłszy owe dzieło Jan umęczony zasiadł w słonecznym miejscu. Nadmienię tylko ,że czas potrzebny na przyjście od ruchomych schodków wyżej do ZOO wyniósł 7 minut. Czym chłopina się zmęczył?  O to jest pytanie za milion punktów. No dobra wszak to nie wyścigi. 





Ale i tak szybciutko zebraliśmy się z powrotem, zwierzaki - których zresztą jest w owym miejscu  niezmiernie mało nie leżą w gestii zainteresowań szkodnika. Więc Paaaa Poznaniu.

                                                          
W Lesznie oczekiwanie na przesiadkę 


No i gdzie ten pociąg, no ile można czekać, jedzie już ?




I tak o to biedniejsi w kasiorę, bogatsi w doświadczenia. Zwiedziliśmy i powróciliśmy . 
Dobrze jest tak czasem pobyć z dala od problemów, pochodzić i paść ze zmęczenia, pooddychać innymi spalinami. Pal licho  z pieniędzmi nie ma to nie ma a ile radochy.

 

Brak komentarzy: