niedziela, 2 stycznia 2022

Czas na kolejne podsumowanie

     Minął kolejny rok. Dużo z rzeczy które wydarzyć się miały nie wypaliło i to jest dobra wiadomość. Dobra bo przewidywania się nie sprawdziły ,zatem rzekłabym bardzo dobrze. Czasem narzekamy na tą naszą codzienność... Dobra, dobra nie łapcie mnie za słowa bo ja to ciągle narzekam ;) wiecznie mi coś nie pasuje a jak pasuje to i tak ponarzekam, żeby z w prawy nie wyjść. Co zrobię taka moja uroda pokręcona.

    Nie tylko ostatni rok, ale w sumie czas od śmierci brata do choroby męża był okresem w którym intensywnie zweryfikowałam zasadność wielu kontaktów mniej lub bardziej towarzyskich, oceniłam swoją przydatność dla innych i mogłam niejako z dystansu popatrzeć jak wygląda wzajemność. Nieco mi przykro nie powiem, ponieważ podobnie jak z autyzmem tak i z koniecznością opieki nad osobą chorą w domu , podziałem obowiązków, wsparciem jest mizernie, nawet bardzo. Być może wynika to z faktu braku informacji, z nieumiejętności poproszenia o pomoc, oczekiwań, że inni po prostu tak jak ja zaangażują się i odłożą swoje mniej istotne sprawy, sprawki, spraweczki na drugi plan zostawiając tylko te najważniejsze. Nie odłożą, nie potrafią też zrozumieć jak wiele zmian czai się za zamkniętymi drzwiami i ile człowiek może znieść, przetrwać, przeczekać i wywrzeszczeć w chwilach kiedy może sobie na słabość pozwolić. A tych jest tak zadziwiająco mało. Ile trzeba zajęć zorganizować żeby zagłuszyć bieg myśli, zorganizować codzienny dzień i pogodzić tak wiele obowiązków, nauczyć się tylu nowych umiejętności, poczytać, poszperać eh i jeszcze wygospodarować czas żeby zadbać o siebie.     K...a chyba rozważę opcję wolontariatu jeszcze bo przecież co ja w ty domu całymi dniami robię. Leżę i śmierdzę sobie a co pachnieć to każdy może. Nie przyszłoby mi do głowy zapytać osoby mającej w domu pod opieką dwa niesprawne egzemplarze o to co właściwie robi całymi dniami w domu a wy? Też uważacie że to kwestia właściwej organizacji i należałoby tak ten czas wygospodarować ,żeby jeszcze go dla kogoś zostało? Czemu ma zostawać? Bo- syn ma problemy, wnuczka pracuje, wnuk się uczy, bo co ma głowę swoimi sprawami zawracać innym. Bo jeszcze inaczej synowa zła, syn zły, wszyscy źli, albo mają mnóstwo ważnych osobistych spraw. A ja nie mam. Ja jestem z innego materiału. Bo co ja mac w tym domu właściwie robię, bo przecież nie pracuje. Sama nie wiem. Chyba czas jakiejś roboty poszukać. Bo może ja tak z nadmiaru czasu szukam dziur w całym, nie śpię bom się nie narobiła? Na dupie odciski mi się od siedzenia porobią. Najbardziej mnie rozwaliło pytanie czy ja muszę się z kumpelą na kawie spotkać, bez pośpiechu i dziecka w obiegu? Nie kuwa no po prostu nie - ja nie potrzebuje pogadać o czymś innym jak opatrunki, autyzm, choroby, zakupy, sprawki, spraweczki rodzinne, szpitale, przychodnie, wizyty sprawy do załatwienia. No to Kuwa uwaga ! Potrzebuję porozmawiać o dupie Maryni, o pogodzie w Dubaju, pomarzyć o utopii wakacji chociaż na tydzień i pobujać w świecie fantazji. Nic mnie tak nie rozbraja do spodu jak egoizm w tej z najgorszych postaci. Moje, moje, moje, mi i nie dobija fakt, że i ja muszę się tego nauczyć, żeby zachować resztki psychicznej równowagi.

    Weryfikacja przyniosła krótkotrwały zryw i postanowiłam w tym naszym zawirowaniu zachować resztki pozorów normalności i... pobawić się przynajmniej raz dziennie z synem osobistym. Kiedyś dawno, dawno dawno albo jeszcze dawniej młody dostał stół z piłkarzykami od "Dariusza„ ;) Splot niesprzyjających okoliczności sprawił, że ów stół stał się miejscem do prasowania tudzież gromadzenia różnych dziwacznych przydasiów. Stał sobie nie wadził nikomu, zbierał kurz i w ogóle w tło się wtopił. Jednakże pewnego zimowego dnia tuż po Bożym Narodzeniu a jeszcze przed Nowym Rokiem podkusiło mnie, żeby zajrzeć co tez w tym mebelku ukryłam za skarby. Na swoje nieszczęście mam słabość do sprawdzania jak dana rzecz będzie wyglądała w zupełnie nowym miejscu. Zatem wytaszczyłam obiekt do pokoju synutka i zmontowałam nazad. Co za fart ,że żyjemy w dobie dostępu do informacji. Jakoś nie pamiętam, żebym przy rozkręcaniu miała jakieś  problemy. No aleeee poskładanie od nowa to zupełnie inna bajeczka.


 No to meczyyyyk. Meczyki rozgrywamy regularnie i systematycznie, mimo ewidentnej niechęci mnie jako matki do sportów w ogóle a już do piłeczki szczególnie. No jakoś nie mam sobie ducha- ha ale tyle w tym małym szkodniku radości, że weź powiedz nie. 

    Równolegle trwa akcja-oderwij syna od komputera i tych innych sprzętów cyfrowych. W zimie kuwa , w dobie wirusa i pacjentem 24h zorganizuj dziecku czas wolny. Kiedy nawet lekcje online trwają po 30 minut. Pytam ileż można tego czasu  w sposób zorganizowany, ciekawy i inspirujący znaleźć? Doba ma tylko 24 godziny. Wiecie co dziś tak z młodym oglądałam filmik o ekstremalnych treningach wojskowych. W jednym z nich była informacja, że jak żołnierz zasłużył to w ciągu doby mógł 3 godziny przespać. 3 godziny - rozpusta powiadam wam. Jakiż to super wyczyn. Ale wracajmy do moich wyczynów super matki. Bo ja mać też śpię po trzy godziny a ostatnio w ogóle snu nie potrzebuję najwyraźniej tylko krótkie drzemki gdzieś między posiłkami, zakupami, naniesieniem drzewa, przywiezieniem palet, pocięciem drzewa, pisaniem pracy dyplomowej, szkołą młodego, lekarzami, obiadkami, porządkami, zapewnieniem młodemu kontaktu z innymi ludźmi, praniem, prasowaniem i odrobiną czasu na sprawy cudze i osobiste. Więc w między czasie tak sobie o to spędzamy z synem osobistym czas.


                                               

    Chciałabym się dowiedzieć o czym ten mój potomek z taką intensywnością rozważa, nad czym siedzi taki zadumany , zawieszony w próżni? Kiedy odwraca wzrok wyrwany z tego oderwania od świata, w jego oczach czai się taki dorosły smutek doświadczonego przez los człowieka, znacie to spojrzenie prawda? Pełne rozczarowań, wiedzy, postanowień, marzeń które nigdy się nie zrealizują, zawiedzionych nadziei , niedotrzymanych obietnic i mimo tego silne, stanowcze i odważne gotowe na kolejny dzień mimo wszystko. Wcale nie chce ,żeby dorastał. Ale kiedy pytam- O czym tak myślisz synu? i słyszę -O niczym mamo, o niczym powiedziane z taką cichą rezygnacją to wiem, że w tej małej głowie szaleje tornado pytań i myśli. 

    Żeby jednakowoż za bardzo nie popadać w nastrój zbyt poważny i o znamionach duchowości wręcz mistycyzmu z pogranicza psychologii osobowości bym powiedziała nieco ironicznie wracamy do przyziemnych spraw. Gramy w różnych konfiguracjach. Bo ten nasz „ Mikołaj" w tym roku zaszalał i połączył nowoczesność z tradycjami.  Dlatego też gram szkodnik w piłcię- solo , tudzież ku mojemu głębokiemu niesmakowi z wykorzystaniem osobistej matki w roli tłumacza i konstruktora portali do Endu do świata endermanów. Yhmm Minecraft. Intuicja was nie zawiodła. Kurczaczki najpierw problem bo nie ma gry, potem problem bo gra jest ale cena używanej zwala z nóg, dobra znalazłam wyszperałam za bezcen i oczywiście pominęłam info ,że gra jest anglojęzyczna . Ła ta Fak- jak mawia taki jeden sympatyczny chłopiec lat 7 ;)  W ten oto sposób życie pokazuje mi wyższą konieczność opanowania języka angielskiego w stopniu komunikatywnym tudzież instrukcyjnym mać była. Po raz kolejny wyrażam wdzięczność za umiejętność korzystania z zasobów sieci i pozyskiwania informacji tudzież za coraz lepszego tłumacza Google.


                       

                                         
    W zestawie gier jest 10 ale na razie opanowaliśmy chińczyka oraz pracujemy nad warcabami. Kurcze muszę jakiś filmik instruktarzowy wyszperać, Tłumaczenie zasad werbalnie nie dociera do małego rozumku, lub też nie chce dotrzeć, bo obcowanie z Warcabami nosi znamiona porażki a więc jest uznane za czynność niewskazaną.  Pomału do przodu.

    Z Nowym Rokiem postanowiłam również codziennie znaleźć czas na spacerek z młodym, w miarę rozwoju sytuacji rzecz jasna, bo może być i tak ,że najdłuższą odległość będzie stanowiło dojście do pojazdu mechanicznego. Nie ma co jednak demonizować. Dziś pięknie było, wiosennie wręcz i mimo ewidentnej niechęci potomka do opuszczenia lokalu mieszkalnego i tak wybyliśmy na aż dwie godzinki. 
         
            

    Jak wszyscy w domu śpią, zapada cisza kiedy nikt nic nie chce, nie potrzebuje, nie wymaga, nie mówi, nie prosi, nie jęczy, nie miałczy, nie wydaje absolutnie żadnych odgłosów werbalnych, nie lata po moim pokoju jak nawiedzone jojo, Staję przed specjalnie skonstruowanym podwyższeniem puzzlowym i wciskam te malutkie, złośliwe, źle dopasowane fragmenty. Nie wiem czemu czuję po trzech dniach dziobania niechęć do błękitu i przemożną wręcz ochotę otworzenia drzwiczek w piecu węglowym i przetestowania w jak szybkim tempie owa układanka się sfajczy na amen i zniknie mi z oczu. ale mąż mój twierdzi ,że zawzięta jestem i uparta jak dwa osły co najmniej. Więc co jakiś czas powracam do tej mojej łamigłówki z wyprzedaży za jedyne 14.99 zł. No gdzie ja za te pieniądze znajdę tyle godzin rozrywki. Nawet Jan raczy od czasu do czasu z niesmakiem podjąć póbę dopasowania jaki      

    Tak się patrzę na te moje nowe hobby i tak przemknęło mi przez myśl, że te puzle idealnie oddają moje codzienne funkcjonowanie. Niby wszystko trzyma się w zamkniętych granicach i nie ma w nich luk. Świat wewnątrz porządkuję w systematyczny i zorganizowany sposób, pomału dążąc do obranego celu i jednocześnie składając siebie dopasowuje świat na zewnątrz komponując z tego jedną spójną całość. I jakie to wszystko jeszcze kruche, słabe zawieszone w pustce. Jeden źle dopasowany fragment nie pozwala budować dalej. Muszę przeanalizować układ, bardziej  mu się przyjrzeć i poprawić żeby ruszyć dalej. Życiowe są te puzzle .

    Jako, że młody w czerwcu do I Komunii i było nie było ja osobiście w pełni świadomie i jako osoba dorosła podjęłam decyzję o tym ,że z katolicyzmem mi po drodze ideowo, od dłuższego czasu regularnie uczestniczę w niedzielnym nabożeństwie. I nie nie myślcie sobie ,że w tym momencie czekam na jakieś oklaski, poklepywania i gratulacje. Po prostu dorosłam do tego aby rozgraniczyć swój stosunek do kleru jako takiego i księży tudzież zakonnic od potrzeby modlitwy i miejsca na zrobienie czegoś dla siebie, czasu na opowiedzenie komuś kto mnie naprawdę wysłucha i zrozumie, tego co mi się przez ten tydzień na wątrobie nabiera, czkawką odbije. I najlepsze jest to, że ani razu nie zostałam skrytykowana, wyśmiana, oceniana, nikt mi w pół zdania nie właził, i naprawdę wszystko jak kamień w wodę. Znalazłam powiernika idealnego. Mniej czarnych myśli sprawia, że mogę sobie czasem pozwolić być lepszą wersją siebie. Do spowiedzi przed obcym facetem jeszcze nie dojrzałam i raczej nie dojrzeje. wolę te moje pogaduszki wewnętrzne. Ale zmierzam do tego aby opowiedzieć Wam jak dobrym obserwatorem jest Jasiek, jak wiele rzeczy dostrzega i rozumie, jak potrzebuje wzorców na których może się oprzeć, paradoksalnie również w kościele ma okazję na dłuższe przebywanie w grupie dzieci. Pokonuje swoje słabości i nabiera pewności siebie. Dzisiaj ksiądz proboszcz poprosił dzieci aby podeszły do głównego ołtarza i powiedziały do mikrofonu za kogo i o co się dziś modli i ten mój szkodnik wyrwał się z ławki, wydłubał z bocznej nawy, gdzie zawsze się bunkrujemy przed dźwiękami ,,dzwona"  pomaszerował główną nawą i poprosił o modlitwę za zdrowie taty. Jak go nie kochać? Sam od siebie z potrzeby serca i chyba takiej zwyczajnej bezwarunkowej dziecięcej miłości. Nie jesteśmy idealni a i tak zasługujemy na miłość. Fajne to jest. 

I tak ten nasz czas mija. Niedługo minie dwa lata od śmierci Małego. Zrobiłam rachunek sumienia. Dużo mojej winy w tym wszystkim, dostrzegamy jednak niedociągnięcia po fakcie. Nie zamierzam się tym zadręczać , stwierdzam tylko fakty, na sucho wręcz. Bo nic już nie zmienię, mogłam wiele rzeczy zrobić inaczej, zachować się inaczej , podnieść głos a nie milczeć w imię świętego spokoju. Milczenie nie jest dobre, ukrywanie tego co się myśli też nie, odbieranie sobie prawa do popełniania błędów czy rozpamiętywanie w nieskończoność porażek. Nie wiem co by było gdybym ... i się nie dowiem. Smutno mi i przykro i często odczuwam tą nieobecność ale żyję dalej, świat nie umarł, nawet na chwilkę się nie zatrzymał. Chociaż nie - zatrzymał się w tym momencie kiedy pracownik domu pogrzebowego włączył ,,Ciszę" a ból i świadomość, że chowam właśnie najmłodszego brata i że zawiodłam bo miałam się nim opiekować a nie potrafiłam , że to uczucie dominującej pustki wypełniło mnie tak szczelnie że świat wokół przestał istnieć, był tylko ten wszechogarniający umysł smutek, żal i rozpacz. Nie przypuszczałam nawet, że zdolna jestem do odczuwania tak skondensowanych emocji. Mój mały brat, niesforny gnojek. gówniarz niewydarzony, obibok i czysta patologia i pracowity, zaradny, inteligentny młody człowiek, wszystko w zależności od tła na którym pozwalał się malować. Bardzo mi go brakuje i dorosłam do tego, żeby to napisać, ubrać w słowa. Bo przyznawanie się do uczuć ich nazywanie nie jest łatwe.

    Po to jednak jest podsumowanie, żeby w starym roku rozliczyć bilans, zamknąć niedokończone sprawy i otrzepać z sumienia kurz i iść dalej. W tym naszym planowaniu, ciułaniu, gromadzeniu, sprawach bardzo ważnych i tych malutkich, w naszych troskach, radościach i sprawach nie ma i tak nic pewnego oprócz tego, że na końcu każdej z dróg czeka śmierć, jak najlepszy przyjaciel czy jak najgorszy wróg? To już chyba od nas tylko zależy.

    Mimo wszystko miniony rok był dobry pod wieloma względami i za to jestem wdzięczna losowi, najwyższemu czy komu tam kto jest gdzieś obok , nad, pod, w. Było dobrze i mam nadzieję, że nawet jeżeli nie lepiej to gorzej w tym nie będzie. Ten rok pokazałi również ,że młyny sprawiedliwości mielą pomału ale bardzo dokładnie i każde zło które dajemy innym wraca rykoszetem i dobro również dla równowagi. Dlatego staram się, staram się być lepszą wersją siebie, żeby to co dam innym wróciło do mnie z powrotem i nie uwierało.

    Życzę Wam kochani w tym Nowym Roku zdrowia, bliskości rodziny, wparcia i zrozumienia i poczucia wspólnoty, bycia częścią świata w którym żyjecie. Uśmiechniętych sąsiadów i miłych staruszek, czarnych kotów z białymi plamkami na uszach i kierowców, którzy zatrzymują się na pasach, życzę Wam miłych kasjerek w sklepie w godzinach szczytu zakupowego i wyszkolonych ,profesjonalnych urzędników, życzę Wam też abyście  w razie konieczności trafili do specjalisty lekarza a nie konowała z dyplomem za ziemniaki i brukiem i przerośniętym mniemaniem o swojej wyższości. Życze również polityków którzy na pierwszym miejscu będą stawiali na rozwój kraju, na inwestowanie w młodzież, rodziny, miejsca pracy, aby dążyli do tego aby ten kraj w końcu wykorzystał swoje możliwości. Żeby nie traktowali tego naszego Państwa jak dorobkiewicze sieciowe ale żeby zarządzali nim jak dobrze prosperującą firmą  w której pracownik nie musi dostawać jałmużny bo uczciwie zarobił swoją pracą , umiejętnościami i zaangażowaniem na wynagrodzenie. Sobie też tego życzę i najważniejszego to rzecz jasna zdrowia, bez którego to wszystko co nas otacza nie ma racji bytu.



Brak komentarzy: